Uczę się tej pozycji
Dariusz LEŚNIKOWSKI: Niewiele pan zagrał w swej piłkarskiej przygodzie meczów w roli bocznego obrońcy. Ten w Sosnowcu był którym?
Przemysław WIŚNIEWSKI: – Drugim. Debiutowałem na tej pozycji dwa tygodnie wcześniej, przeciwko Pogoni.
No to pogratulować występu. Wyłączył pan niemal z gry „sosnowieckie płuca”, czyli Żarko Udovicizicia…
Przemysław WIŚNIEWSKI: – Dzięki za dobre słowo (śmiech). Byłem odpowiednio przez trenerów przygotowywany do tego występu. Wiedziałem, że ma świetną lewą nogę, ale i że potrafi – i lubi – „zaciąć” do środka. Powoli uczę się gry na tej pozycji.
No właśnie: to wciąż jeszcze mozolna nauka?
Przemysław WIŚNIEWSKI: – Oczywiście. Przygotowanie „pod” ten konkretny mecz, pod zagrywki rywala, trwało tydzień. Ale nauka trwa nieustająco. Przez tydzień przed meczem z Pogonią, potem przez całe dwa tygodnie przerwy na kadrę. Wydaje mi się, że jest coraz lepiej. Coraz mocniejszy jestem…
… ale zaraz na początku meczu od wspomnianego Udoviczicia „odbił się” pan jak od ściany.
Przemysław WIŚNIEWSKI: – Poważnie? Nie pamiętam (śmiech). Zresztą mentalnie przygotowywałem się raczej na fizyczne starcia z Sanogo. Wydawało mi się przed meczem, że to on jest największym „siłaczem” w Zagłębiu. Ale parę razy się z nim poprzepychałem i okazało się, że… nie jest taki straszny. Wracając zaś do słów o mojej mocy. Gra na boku obrony znacząco różni się od tej na stoperze. Trzeba „pary” do znacznie większego biegania. W Sosnowcu – w porównaniu do meczu z Pogonią – było już dużo lepiej. Ale i tak w końcówce – po kilku „przebieżkach” wzdłuż linii przez całą długość boiska – kondycja mnie zawiodła. Wolałem więc zejść z boiska, niż osłabić drużynę, pozostając na nim.
Zrobił pan miejsce Adamowi Wolniewiczowi, który dzięki temu zaliczył asystę…
Przemysław WIŚNIEWSKI: -… i mocno podniósł mi poprzeczkę, to fakt. Mam jednak jeszcze parę treningów, by pokazać, że to mnie miejsce w składzie na Jagiellonię się należy.
Ale takie dośrodkowania w pełnym biegu to wciąż dla pana problem?
Przemysław WIŚNIEWSKI: – Myślę, że w Sosnowcu pod względem włączania się w akcje ofensywne było już lepiej niż w meczu z Pogonią. Co ja mówię – „lepiej”; to była przepaść! Natomiast faktem jest, że do zadowolenia jeszcze kawał roboty przede mną. Najpierw kilkudziesięciometrowy sprint, potem centra „w punkt”; szczerze mówiąc, przy moim wzroście niełatwo te wszystkie elementy „poskładać” (śmiech).
Tato złapał się za głowę, gdy zobaczył pańską nową pozycję boiskową?
Przemysław WIŚNIEWSKI: – Nie. Powiedział tylko, że jestem szybki i dam sobie radę.