Ulgi krótki oddech

Mistrzowie Polski w ligowym debiucie pod wodzą trenera Michniewicza zdobyli pierwsze w sezonie punkty przy Łazienkowskiej, o czym zadecydowały gole Tomasa Pekharta.


Legioniści odczarowali Łazienkowską. W siedmiu dotychczasowych rozegranych w tym sezonie meczach zdołali pokonać jedynie mizerne ekipy z Irlandii Północnej i Kosowa w eliminacjach europejskich pucharów. Poza tym ponieśli cztery porażki, okraszone na dokładkę przegranym po karnych spotkaniem o Superpuchar Polski z Cracovią. Wczoraj mistrzowie Polski wreszcie sięgnęli u siebie po pełną pulę, uświetniając tym samym ligowy debiut trenera Czesława Michniewicza. On sam po końcowym gwizdku wziął zapewne krótki oddech ulgi, bo ostatnie tygodnie – czy to w klubie, czy młodzieżowej reprezentacji Polski – były dla niego tyleż szalone, co nieudane.

Dobre momenty

Warszawianie pokonali wczorajszego popołudnia nie byle kogo, bo drużynę, na którą w tym sezonie znalazł wcześniej sposób tylko lider ekstraklasy, Raków Częstochowa. Wygrali z „Miedziowymi” zasłużenie. – W treningach wyglądaliśmy zupełnie inaczej niż w meczach, czy to ligowych czy pucharowych. Nie wiem, czy to brak umiejętności, ale myślę, że nie, bo jakość w tym zespole jest. Każdy z nas musi brać ciężar odpowiedzialności na siebie. W tym meczu dało to efekt w utrzymywaniu się przy piłce, całkiem niezłym rozgrywaniu. Mieliśmy dobre momenty. Oby tak dalej. Choć w obronie na pewno mogliśmy zagrać lepiej, to nie pozwoliliśmy Zagłębiu na wiele – komentował Artur Boruc, bramkarz Legii, o której zwycięstwie przesądziła skuteczność Tomasa Pekharta.

Tydzień na przełamanie?

Czeski wieżowiec zdobył swoje bramki nr 5 i 6 w tej ligowej rundzie, czyli ma ich na koncie więcej niż rozegranych meczów.
Okazji miał cztery. Dwukrotnie (przy stanie 0:0 i 2:1) nieznacznie mylił się, mierząc płasko sprzed pola karnego. W 30 minucie zamienił podobną sytuację na gola, wykorzystując dogranie Pawła Wszołka, z kolei zwycięskie trafienie zaliczył w 53 minucie. Świetnie z lewej flanki dośrodkował Luquinhas, posyłając piłkę między Saszę Balicia a Ludomira Guldana. Pekhart nie miał problemów, by głową pokonać Dominika Hładuna.
Lubinianie – jak rzekł Artur Boruc – mieli problem z kreowaniem okazji. Jedyną bramkę, będącą szybką odpowiedzią na pierwszą Legii, zdobyli z rzutu karnego. Wykorzystał go Filip Starzyński, a wywalczył Dejan Drażić, sfaulowany nieodpowiedzialnie przez Bartosza Slisza, a już wcześniej ciągnięty za koszulkę przez Michała Karbownika. Już przy stanie 2:1 wyrównaniem zapachniało jedynie w końcówce, gdy wprowadzony z ławki Mateusz Bartolewski zagrał z lewego skrzydła wzdłuż bramki, a nad poprzeczką strzelił Patryk Szysz.
Przy Łazienkowskiej powiało delikatnym optymizmem, w najbliższych dwóch tygodniach ekipę Michniewicza czekają 3 ligowe mecze. – Każdy wynik poniżej 9 punktów będzie rozczarowaniem. Cieszę się na te mecze. Ostatnio nie rozpieszczaliśmy ani kibiców, ani siebie. Liczę, że ten tydzień będzie przełamaniem, popchnie nas do dobrej gry, a ja będę się starał przyłożyć do tego rękę – dodał Boruc.


LEGIA WARSZAWA – ZAGŁĘBIE LUBIN 2:1 (1:1)

1:0 – Pekhart, 30 min (asysta Wszołek), 1:1 – Starzyński, 38 min (karny), 2:1 – Pekhart, 53 min (głową, asysta Luquinhas)

LEGIA: Boruc – Juranović, Lewczuk, Jędrzejczyk, Mladenović – Wszołek, Gwilia (83. Antolić), Slisz, Karbownik (85. Valencia), Luquinhas – Pekhart. Trener Czesław MICHNIEWICZ. Rezerwowi: Tobiasz, Stolarski, Rocha, Martins, Cholewiak, Rosołek, Lopes.

ZAGŁĘBIE: Hładun – Chodyna, Simić, Guldan, Balić – Poręba (75. Sirk), Baszkirow – Szysz, Starzyński, Drażić (78. Żubrowski) – Mraz (75. Bartolewski). Rezerwowi: Forenc, Reese, Bednarczyk, Wójcicki, Jonczy. Trener Martin SZEVELA.

Sędziował Piotr Lasyk (Bytom). Asystenci: Krzysztof Myrmus (Skoczów) i Dawid Golis (Skierniewice). Czas gry – 93 min (45+48) Żółte kartki: Jędrzejczyk (56. faul) – Drażić (64. faul).

Piłkarz meczu – Tomas PEKHART.


Na zdjęciu: W tej sytuacji lubinianie (w środku Dejan Drażić) zyskali co prawda rzut karny, ale ostatecznie jako pierwszy w tym sezonie zespół wyjechali z Łazienkowskiej z pustymi rękami.

Fot. Adam Starszynski/Pressfocus