Urodzony dla Silesii Lubomia

Mogący się pochwalić trzema tytułami mistrza Polski Mariusz Pawełek wrócił do macierzystego klubu i został jego prezesem.


Kibice w całej piłkarskiej Polsce Mariusza Pawełka znają z 258 występów w ekstraklasie (Odra Wodzisław Śląski, Wisła Kraków, Polonia Warszawa, Śląsk Wrocław, Jagiellonia Białystok) okraszonych trzema mistrzowskimi tytułami w barwach „Białej gwiazdy”. Dla mieszkańców Lubomi, urodzony 17 marca 1981 roku 4-krotny reprezentant Polski, jest przede wszystkim najsłynniejszym wychowankiem, ale też obecnym prezesem Ludowego Klubu Sportowego Silesia.

Grono zaufanych ludzi

– Prezes to brzmi dumnie, ale ja do tego tak nie podchodzę – mówi Pawełek. – Jestem lubomianinem. Tu się wychowałem, tu mieszkam i nie zamierzam się stąd ruszać. Funkcja w środowisku, z którego wyrosłem i w którym żyję, jest pewnego rodzaju podziękowaniem za szansę, którą mi dano, gdy byłem dzieckiem. Cieszę się, że mam wokół siebie ludzi, którzy mi zaufali, i razem z nimi jesteśmy „wieloosobowym prezesem”. Formalnie moim zastępcą jest Czesław Porwoł, Monika Biły skarbnikiem, a w zarządzie są: Ewa Czajka, Kasia Paleta, Jerzy Biły, Marcin Porwoł, Krzysztof Skorupski mój brat Robert. Działamy razem. Spotykamy się co dwa tygodnie, albo raz na miesiąc.

Wyznaczamy działania, bo mamy pomysły i plany. Kontrolujemy co udało się zrobić i mobilizujemy się nawzajem. Przede wszystkim chcemy poprawić infrastrukturę. Pewne etapy, oczywiście dzięki pomocy Urzędu Gminy, który można nazwać naszym głównym sponsorem, ale gdybyśmy nie dali wyraźnego sygnału i nie pokazali czego potrzebujemy, to nie byłoby ocieplenia dachu czy innych napraw, które nie rzucają się w oczy, ale były bardzo ważne dla naszego obiektu. Za dwa lata będziemy obchodzić 100-lecie i przy wsparciu wójta Czesława Burka chcemy rozwijać swoje pomysły oraz projekty, dzięki którym będziemy mogli zbudować w Lubomi coś fajnego. Udało się w Nieboczowach i w Syryni, to będziemy dążyć do tego, żebyśmy u nas też mieli się czym pochwalić.

Mam nadzieję, że w tym roku uda się pozamykać tematy, o których rozmawiamy z wójtem oraz ze sponsorami i poprawimy naszą infrastrukturę. Myślimy też oczywiście o wyniku sportowym. Chcielibyśmy być w tabeli jak najwyżej, ale w tym sezonie nie nastawiamy się na awans. Może na 100-lecie klubu taki „prezent” będzie odpowiedni.

Trener bramkarzy, a nawet napastnik

Kibice w Lubomi marzą o szybkim powrocie Silesii do klasy okręgowej, a Mariusz Pawełek, pracujący jako trener bramkarzy w II-ligowym GKS-ie Jastrzębie, nie tylko zza biurka, ale także na boisku chce się do tego przyczynić. – Wszystkie grupy dziecięce i młodzieżowe w naszej gminie trenują w strukturach Młodzieżowego Klubu Sportowego Gmina Lubomia – wyjaśnia nasz rozmówca. – My mamy więc w klubie tylko zespół seniorów, do którego zapraszamy młodych chłopców. Nie robimy niczego na siłę. Jeżeli spodoba się trening i zawodnik zadeklaruje chęć gry u nas, to zostaje.

Życie Mariusza Pawełka kręci się wokół piłki… Fot. ślzpn.pl

Nikogo nie zmuszamy, ale jednocześnie uważam, że przejście do piłki seniorskiej w młodym wieku bardzo dużo daje zawodnikowi. Pozwala okrzepnąć i nabrać pewności siebie. Pamiętam swoje młodzieńcze lata, w których jako junior zostałem rzucony na głębokie wody i musiałem utrzymywać się na powierzchni. Co ciekawe, na początku kariery w Silesii byłem prawym obrońcą, a teraz, po tych wszystkich latach spędzonych głównie między słupkami, znowu gram w naszym klubie tam, gdzie jestem najbardziej potrzebny. Jak trzeba to w bramce, ale były też występy w ataku na „9” okraszone golami. Czasem zdarzają się kontuzje albo inne powody absencji, a przy 15-16-osobowej kadrze niełatwo takim stanem osobowym zarządzać. Tej roli podjął się Damian Mikołowicz.

Nasz nowy trener, który jest też asystentem w II-ligowym zespole GKS-u Jastrzębie, do tej pory głównie pracował z młodzieżą. Widzę, że ma to coś, czyli fajne podejście, bo obserwowałem go przez pół roku współpracy w sztabie szkoleniowym jastrzębskiej drużyny. W Silesii postawiliśmy właśnie na pracę. Wiem, że się obroni, a to znaczy, że w przyszłości możemy mieć pociechę z naszych zawodników. Ponieważ Damian dopiero wszedł w naszą drużynę, staram się mu podpowiadać i pomagać. Uważam, że w takich zespołach jak nasz najważniejsza jest atmosfera i dlatego w amatorskiej piłce nie można „przeklejać” metod treningowych z futbolu zawodowego. Tu trzeba wyczuć złoty środek, a ja – dopóki będę na chodzie – na pewno będę biegał po boisku, bo to jest mój kawałek życiowej podłogi. Cieszy mnie to i dopóki zdrowie będzie dopisywało, będę do dyspozycji trenera.

Mąż, ojciec, biznesmen

Prezes, zawodnik, trener to tylko część życia Mariusza Pawełka, który jest jeszcze mężem, ojcem i biznesmenem. – Dużo się dzieje w moim życiu – dodaje. – Prowadzę siłownię w Lubomi, ale nie tylko dlatego, żebym po zakończeniu piłkarskiej kariery mógł dalej dbać o wygląd i nie zrywać gwałtownie z profesjonalnymi obciążeniami. Trenowałem na wysokich obrotach przez 25 lat, więc jestem świadomy, że nagłe wyhamowanie – co dostrzegam u niektórych kolegów z boisk ekstraklasy – bywa trudne i szybko odbija się na sylwetce.

Wszedłem w ten biznes także dlatego, żeby młodzież miała możliwość aktywnego spędzenia czasu. Chciałem oderwać ją od chodzenia po parkach i bezczynności, bo to się zwykle kiepsko kończy. Pamiętam nawet incydent, który obrazuje to, o czym mówię. Kosiłem boisko i podczas jazdy traktorkiem zobaczyłem dymek unoszący się obok budynku klubowego. Przestraszyłem się, myśląc, że coś się pali, więc pobiegłem zobaczyć co się dzieje. Gdy dobiegłem, zobaczyłem… młodzież „puszczającą dymka”.

Nasza rozmowa nie była co prawda miła, ale jej efektem – ku mojemu zaskoczeniu – była wizyta tej właśnie grupy w mojej siłowni. Przyszli i zapytali czy mogą trenować. Ucieszyłem się i szeroko otworzyłem drzwi, a najbardziej zadowolony byłem z tego, że ten najbardziej zacięty i zażarty w dyskusji ze mną nie tylko sam zaczął ćwiczyć, ale też zaprosił swoją dziewczynę. Zbudowany jestem taką reakcją, bo widzę, że można zmieniać ludzi, dając im możliwość wyboru. Tak właśnie działamy w Silesii. Zapraszam wszystkich i każdemu dajemy szansę.

W swoim żywiole

Mariusz Pawełek ma też pomysł, jak dać młodzieży dobry przykład. – Pamiętam czas gry w Wiśle i nasze wizyty w szkołach – przypomina. – Co dwa tygodnie chodziliśmy trójkami i spotykaliśmy się z uczniami. Opowiadaliśmy nie tylko o naszej grze, wynikach i treningach, ale odpowiadaliśmy też na pytania o naszym życiu. Nie mówię, że to ma być tylko sportowy kierunek, bo można też zapraszać pisarzy czy przedstawicieli innych zawodów, żeby młodzież zobaczyła, jak duże ma możliwości. Ja oczywiście namawiam do wizyt sportowców, bo mamy orliki, hale i coraz lepsze boiska, ale często stoją puste. Trzeba więc „nakręcać” dzieci, dać im przykłady i próbować rozruszać środowisko szczególnie w małych miejscowościach, bo wiem, że taka odskocznia może bardzo dużo zmienić.

Żona mi czasem zwraca uwagę, że choć już zakończyłem karierę to i tak w dalszym ciągu najwięcej czasu poświęcam sportowi. Obiecuję Iwonie i dzieciom, że to się zmieni, ale właśnie w piłce nożnej jestem w swoim żywiole, do którego wskoczył już także najstarszy syn. Kuba ma 16 lat i jest w Odrze Wodzisław Śląski. Był nawet na zimowym zgrupowaniu III-ligowej drużyny i razem z wyróżniającymi się juniorami ma chodzić na zajęcia seniorów, ale gra w MKP Odra Centrum.

Tam spotykają się z rówieśnikami z Górnika Zabrze, Rakowa, Piasta oraz innych czołowych śląskich klubów, ale będę się upierał, że lepsze dla ich piłkarskiego rozwoju byłoby granie w seniorach, nawet w klasie A. Chętnie przyjąłbym ich więc do swojego zespołu… Z kolei 9-letnia Oliwia i 7-letni Franek na razie bawią się sportem. Córka ma gimnastykę i tańce, a syn zaczął zajęcia w przedszkolu Górnika Zabrze i przez rok dojeżdżał do Raszczyc. Teraz jest już jednak bliżej domu, bo trenuje w MKS-ie Gmina Lubomia, a to jak daleko dojdzie w swoim życiu, zależeć będzie przede wszystkim od niego. Mnie udało się dojść do mistrzostwa Polski oraz gry w reprezentacji i jestem z tego dumny, a to wcale nie jest granica możliwości.


Fot. Rafał Rusek/PressFocus