Uruchomić wrocławską młodzież!

Tylko Śląsk Wrocław nie zdobył ani jednego punktu w klasyfikacji Pro Junior System. Po odejściu Przemysława Płachety młodzieżowa sytuacja w klubie stała się jeszcze trudniejsza.


Nikt nie punktował równie słabo, co wrocławianie – którzy tak po prawdzie nie zapunktowali wcale. W klasyfikacji premiującej kluby stawiające na młodzież, ekipa z Dolnego Śląska zajęła ostatnie miejsce.

Płacheta punktów nie dawał

Na skrzydle zespołu szalał co prawda Przemysław Płacheta, który swoją dobrą grą przyciągnął uwagę wielu europejskich klubów i ostatecznie trafił do Norwich za 2-3 mln euro, ale on punktów w Pro Junior System nie zdobywał.

Wrocławski skrzydłowy urodził się w roku 1998 i w minionym sezonie miał jeszcze status młodzieżowca, lecz w standardowym rozumieniu przepisów mianem młodzieżowców określano graczy urodzonych w 1999 roku lub młodszych.

Ekstraklasa, jako że jest ligą najwyższą, dostała jednak pewien przywilej, dzięki któremu młodzieżowcami byli tam również piłkarze urodzeni, jak Płacheta, w 1998 roku. Punktów w PJN jednak nie dostarczali.

W nadchodzącym sezonie ekstraklasowy wymóg młodzieżowca będzie się tyczył zawodników od 1999 roku urodzenia wzwyż. Ogólnie zaś młodzieżowcami będą gracze urodzeni nie wcześniej niż w 2000 roku i tacy też będą punktować w PJS – jeśli zagrają w co najmniej 5 meczach i spędzą na boisku niemniej niż 270 minut.

Warunek niby prosty, ale w minionym sezonie Śląsk miał z nim problem, dlatego w PJS… nie zdobył ani jednego punktu. Skoro nie ma już Płachety (który i tak nie byłby młodzieżowcem), a jego godnego zastępcy w zespole nie było, kto będzie realizował odgórnie narzucony wymóg?

Młodzież szerzej anonimowa

We wrocławskiej kadrze próżno wypatrywać graczy z rocznika 1999 i młodszych, którzy mieliby na koncie więcej niż 20 ekstraklasowych meczów. W praktyce nie znaczy to jednak… nic, ponieważ Płacheta przybył do śląskiej stolicy dopiero przed rokiem, nie mając żadnego doświadczenia na najwyższym szczeblu. Miał jednak za sobą całkiem udany sezon w barwach pierwszoligowego Podbeskidzia, czego obecni młodzieżowcy WKS-u nie mogą o sobie powiedzieć.

Adrian Łyszczarz (99) na boisku w poprzednim sezonie pojawił się tylko 4 razy, choć rok wcześniej miał kilka ciekawych przebłysków na wypożyczeniu w GKS-ie Katowice. Sebastian Bergier (99) doświadczenia w ekstraklasie ma najwięcej, bo przez całą dotychczasową karierę zgromadził na swoim koncie 20 gier na najwyższym szczeblu, lecz w zdecydowanej większości były to kilkuminutowe ogony.

Piotr Samiec-Talar na murawę wbiegał w ostatnich miesiącach 11 razy, ale także zaliczał jedynie krótkie epizody. Bartosz Boruń (00) i Mateusz Maćkowiak (01) sporadycznie zasiadali na ławce rezerwowych, podobnie zresztą jak Marcin Szpakowski (01) – z tą różnicą, że on chociaż zaliczył krótki debiut w ostatniej kolejce. Od kilku dni z seniorami trenuje także Szymon Lewkot (99), który ostatnio grał na poziomie III ligi, na wypożyczeniu w Ślęży Wrocław, notując 14 spotkań i 3 gole.

Ślązacy w Śląsku

Dwa nazwiska ma w swojej kadrze wrocławski zespół, które wyróżniają się jednak ponad resztę. Można powiedzieć, że wszystko zostaje na Śląsku, ponieważ na Dolnym Śląsku liczą na chłopaków z Górnego Śląska – urodzonych w 2000 rok Przemysława Bargiela oraz Mateusza Praszelika. Pierwszy z nich pochodzi z Rudy Śląskiej i znany jest z bycia wychowankiem Ruchu Chorzów, ten drugi zaś pochodzi z Raciborza, a swego czasu szkolił się w Wodzisławiu Śląskim, skąd trafił do Legii, gdzie spędził kilka lat.

Praszelik w poprzednim sezonie został… mistrzem Polski, a w barwach stołecznej ekipy zagrał 5 spotkań na poziomie ekstraklasy. Chciało go u siebie kilka mocnych klubów ekstraklasy, ale ostatecznie trafił do Wrocławia, gdzie również dużo się od niego oczekuje. Bargiel natomiast w Śląsku jest od roku, gdzie trafił po dwuletnim okresie w Milanie, ale jeszcze nie dążył tam zadebiutować. W ekstraklasie, jak Praszelik, zagrał już 5 razy, ale miał wtedy… 16 lat i grał jeszcze w Ruchu.


Na zdjęciu: Wakat naczelnego młodzieżowca pozostaje we Wrocławiu pusty. Marcin Szpakowski (na zdjęciu) mógłby go w teorii wypełnić.

Fot. Mateusz Porzucek/Press Focus