Urzędniczy święty spokój

Trochę przekornie brzmi tytuł tej rubryki w sytuacji, w której tzw. władza publiczna robi wszystko, aby na stadionach ludzi… było jak najmniej. I nie chodzi już tylko o zakaz udziału fanów drużyny przyjezdnej w wielu piłkarskich widowiskach.

Oczywistą rzeczą jest, że kibicowskie „spory” – nawet jeżeli przybierają chwilami formę mocną niecenzuralną – same w sobie bywają motywacją do wybrania się na konkretny mecz również dla większej grupy sympatyków gospodarzy. Zgodnie z zasadą tak starą, jak świat: że najbardziej smakuje owoc zakazany.

Owe „bluzgi” – podobnie jak „dymy nad miastem” – to oczywiście pretekst do tego, by (w imię dobrego samopoczucia urzędnika stojącego – w jego mniemaniu – na straży przestrzegania prawa) już zawczasu „ocenzurować” widowisko. Tak, ocenzurować. Nie prewencja to przecież, jak chcieliby to ładnie nazywać stróże porządku, prawa i cnoty, a cenzura właśnie. Na wszelki wypadek wykreślimy nieprawomyślne słowa, czyny, zachowania już zawczasu. W końcu wiemy lepiej, „co autor ma na myśli”…

Jest oczywiście druga strona medalu: nieuchronna egzekucja prawa w sytuacji, w której zostanie ono naruszone. A niechże winowajca do końca życia spłaca kredyt zaciągnięty za odpalenie racy – skoro to nielegalne. Ale niech karę poniesie on!

Zamykanie trybun – w myśl zasady odpowiedzialności zbiorowej – z ową egzekucją prawa nie ma nic wspólnego. To wyłącznie przejaw słabości (i wygodnictwa) urzędnika państwowego i państwowych służb: nie jestem w stanie dosięgnąć tych, którzy faktycznie prawo naruszają, więc ukarzę wszystkich.

A może by tak któryś z właścicieli klubów – czyli w wielu przypadkach samorząd – uświadomił kiedyś utrzymywanemu z publicznych pieniędzy urzędnikowi, że – pozbawiając organizatora imprezy masowej części dochodu (z biletów) – działa na szkodę spółki? Nie… Na to samorządowców nie stać.

Urzędnik urzędnikowi (cały czas przypominam – obaj utrzymują się z publicznych środków: pan płaci, pani płaci, my płacimy) krzywdy przecież nie zrobi.

Święty spokój ponad wszystko!