Uśpiona czujność Wisły

Rozmowa z Łukaszem Surmą, rekordzistą ekstraklasy pod względem liczby rozegranych meczów, byłym piłkarzem m.in. Wisły Kraków i Ruchu Chorzów, do marca trenerem Stali Stalowa Wola.


Czy był pan zaskoczony bezradnością krakowian w spotkaniu z „Niebieskimi”? Nie tak dawno „Biała gwiazda” uległa na wyjeździe Puszczy Niepołomice, ale tam była dużo bliższa zdobycia punktów. W hicie I ligi wypadła bardzo blado.

Łukasz SURMA: – Tak duża liczba zwycięstw, którą miała w tym roku Wisła, daje przewagę, ale jednocześnie stanowi pewną pułapkę. Jej piłkarze na pewno byli bardzo pewni siebie i powinni być, bo mieli na koncie wiele wygranych, dodatkowo w dobrym stylu. Wiem jednak z doświadczenia zawodniczego i trenerskiego, że to często usypia czujność. Ruch był w innej sytuacji, bo nie wyszedł mu poprzedni występ. Wtedy jest większa czujność, skupienie na defensywie. Pilnuje się, by nie stracić gola, a w piłce to już połowa sukcesu. Drużyna trenera Jarosława Skrobacza pozamykała Wiśle wszystkie strefy, odcięła drogi do bramki. Rywale zaczęli się denerwować, nie ustrzegli się błędów w obronie.

Taki scenariusz spotkania ani trochę pana nie zaskoczył?

Łukasz SURMA: – Ma pan rację, bo w niejednym takim meczu Ruchu z Wisłą brałem udział i miały one bardzo podobny przebieg do ostatniego. „Biała gwiazda” zawsze miała zespoły lepsze technicznie, a myśmy byli bardziej wybiegani, chcieliśmy się pokazać. To był typowy scenariusz dla tej rywalizacji, gdy faworyt długo nie potrafi zdobyć bramki i w końcu popełnia błąd, a my wygrywamy.

Oba zespoły w ekstraklasie po raz ostatni spotkały się w 2016 roku, a pół roku później Ruch spadł do I ligi. Zajęliście ostatnie miejsce, ale wygraliście dwa razy z Wisłą, która zakończyła sezon na szóstym miejscu.

Łukasz SURMA: – Lata lecą, ale nie zmienił się charakter zespołów. Fundamenty, na których są budowane. O sile Wisły stanowią w dużej mierze obcokrajowcy, piłkarze nieźle wyszkoleni technicznie. Piłka im nie przeszkadza, potrafią ją do siebie podawać w dobrym tempie. Ruch jest oparty na Polakach, którzy mają coś do udowodnienia. Sztab trenerski jest związany ze Śląskiem i klubem.

Podobało się panu to spotkanie?

Łukasz SURMA: – Mądrość Ruchu była na naprawdę wysokim poziomie. Było widać, że są tam zawodnicy doświadczeni, którzy z niejednego pieca jedli chleb. Nie „podpalali się”, byli spokojni w tyłach, czekali na swoją szansę. Widać tu pracę, którą wykonali trenerzy. Choć na trybunach panowała gorąca atmosfera, która mogła udzielić się piłkarzom, oni nie szli na raz, nie odkrywali się. Przynajmniej połowa ekstraklasy miałaby w tym meczu problem. „Niebiescy” potrafili sobie pomagać w obronie, dobrze wyglądali fizycznie, wygrywali wiele pojedynków wręcz. Znaleźli też dobre momenty do ataku. Strzelili piękne gole po dobrych akcjach. Naprawdę nie mają się czego wstydzić. Oceniam ich bardzo wysoko, bo zaprezentowali to na tle Wisły, która w poprzednich spotkaniach niejednokrotnie gniotła rywali. Piłkarze Ruchu robią przy trenerze Skrobaczu niesamowity postęp.

Groźną bronią Wisły są w tym roku skrzydła, jednak w Gliwicach przyjezdni praktycznie nie stwarzali zagrożenia.

Łukasz SURMA: – Kluczem do sukcesu, z punktu widzenia Ruchu, było niedopuszczanie do dośrodkowań. Było ich mało, a gdy już do nich dochodziło, to naciskanym graczom Wisły brakowało precyzji. To wytrąciło ich z równowagi, bo przeciwnik zagrał inaczej. Doświadczony trener na pewno wyciągnie z tego wnioski. Krakowianie muszą wiedzieć, że inne zespoły coraz bardziej się na nich koncentrują. Z biegiem czasu lepiej ich znają i układają pod nich swój scenariusz na mecz. To jednak nie zawsze się sprawdza, bo zapomina się wtedy o akcentach ofensywnych. Ruch wygrał, bo potrafił wszystko bardzo mądrze połączyć.

Mało kto spodziewał się, że mocno przebudowana Wisła tak dobrze rozpocznie rok i będzie w stanie się włączyć się do walki o bezpośredni awans. Kapitan Ruchu nie krył na naszych łamach, że bardzo go zaskoczyło, jak szybko Radosławowi Sobolewskiemu udało się zbudować nowy zespół.

Łukasz SURMA: – Trener bardzo dobrze zna klub, wpasował się w to wszystko. Zaszczepił w piłkarzach chęć wygrywania każdego meczu, co charakteryzowało go jako zawodnika. Oceniając to z boku, wydaje mi się, że oparł drużynę na Fernandezie, który dłużej był w Wiśle. Poznał klub, miał już dobre momenty w ekstraklasie i zadatki na lidera ofensywy. Wokół niego rozbudowała się hiszpańska kolonia, nowym zawodnikom łatwiej było poczuć klimat i wejść do szatni. Widać, że jest między nimi więź. Do tego Hiszpanie są dobrzy technicznie, a Wisła zawsze preferowała taką piłkę.

Dyrektor sportowy, Hiszpan Kiko Ramirez, sprowadził ludzi, którzy wnieśli jakość.

Łukasz SURMA: – Nigdy nie będę pochwalał sytuacji, gdy gra mniej Polaków niż obcokrajowców. Nie chcę oceniać tej polityki, jednak takie są fakty. Bierze się to z tego, że Wisła jest jednym z klubów, który nie ma czasu na budowanie. Wybrzmiewało to też z wywiadów prezesa Królewskiego i trenera. Nie wrócą lata 80. i 90, gdy ja zaczynałem grać w piłkę i stawiało się na wychowanków. Jest to trochę przykre, ale kibice pamiętają sukcesy i chcą, by wróciły. Nie mają cierpliwości, bo przez lata byli przyzwyczajeni do czego innego.

Kto najbardziej podoba się panu w Wiśle?

Łukasz SURMA: – Luis Fernandez ma łatwość wyjścia na pozycję, dojścia do sytuacji strzeleckiej. Bardzo dobrze osłania piłkę ciałem i trudno mu ją odebrać. Jest inteligentnym graczem, czasem nieuchwytnym. Często wbiega z drugiej linii jak Jesus Imaz. Kiedyś w Wiśle podobnie na boisku zachowywał się Tomasz Kulawik. Myśmy pracowali, próbowali rozbijać obronę, a Tomek w odpowiednim momencie stawiał kropkę nad „i”. Trudno było przewidzieć co zrobi. Czasem znikał jak kamfora, a potem nagle się pojawiał. Ogromny postęp na prawej obronie zrobił Bartosz Jaroch. Fajnie rozpoczyna akcje, jednak nie zapomina też o asekuracji. Razem z grającym po drugiej stronie Davidem Junką stanowią naprawdę mocne punkty drużyny. Obaj grają nowocześnie – atakują nie tylko bokiem, potrafią rozegrać piłkę środkiem.

Pod koniec marca odszedł pan z trzecioligowej Stali Stalowa Wola, która walczy o awans z Wieczystą Kraków. Wygrana i dwa remisy na starcie rundy wiosennej to było zbyt mało?

Łukasz SURMA: – Obecnie w tym klubie nie wchodzi w grę inne miejsce niż pierwsze. Było to dla mnie nowe doświadczenie, bo musiałem zwyciężać w każdym meczu. Piłkarze i trenerzy wiedzą, że nie zawsze jest to możliwe, czasem potrzeba czasu. Musiałem wygrywać i wygrywałem, ale widocznie za mało. Na pewno po tym doświadczeniu będę bardziej odporny na różne rzeczy. Cieszę się, że byłem poddany takiej presji, bo to inna praca niż z drużyną środka tabeli. Zimą przeprowadziliśmy pięć transferów i liczyłem, że drużyna może się rozkręcać. Niektórzy piłkarze nie zawsze byli przyzwyczajeni do kibiców tłumnie przychodzących na mecze III ligi, oczekiwań. Brałem pod uwagę, że dla nowych początek może być trudny, ale to jeden z tych klubów, w których nie ma czasu na budowanie.

To czasem zniechęca do tego fachu?

Łukasz SURMA: – Cały czas ciągnie mnie do piłki, choć Orest Lenczyk kiedyś powiedział mi: „coś ty zrobił idąc w trenerkę!”. Teraz trochę go rozumiem… Trener musi mieć skórę twardszą niż piłkarz. Grając przeżywałem porażki, ale od wtorku-środy myślało się już o następnym meczu. Trening fizyczny powodował spadek stresu. Trener po przegranej nie ma racji przez cały tydzień. Wszyscy są od niego mądrzejsi: kibice, dziennikarze, zarząd. Wiedzą, jakie trzeba było podjąć decyzje, co zrobić, ale wszystko już po meczu. Trener jest w tym trochę samotny, musi wygrać następne spotkanie, a wtedy ponownie otwierają się przed nim wszystkie drzwi. Nieraz musiałem się ugryź w język, gdy słyszałem, co niektórzy do mnie mówią. Byłem jednak twarzą wyniku i musiałem siedzieć cicho. To trudne, trzeba się tego uczyć. U piłkarza są inne emocje.

Jak pan wykorzystuje wolny czas, nie licząc oczywiście oglądania meczów? Między pracą w Garbarni Kraków, a Piaście Żmigród nauczył się pan gotować dobre obiady?

– Synowie grają w piłkę i są w wieku przejściowym. Będę miał dla nich więcej czasu. Trzeba też było po raz pierwszy w tym roku skosić trawę.


Na zdjęciu: Łukasz Surma od ponad miesiąca jest bez pracy. W wolnym czasie m.in. ogląda mecze różnych lig.

Fot. Marcin Bulanda/PressFocus