Vasilantonopoulos to twardziel. Grał ze złamanym nosem

 

Trafienie greckiego obrońcy w 71 minucie na 3:2 dało zabrzanom trzy cenne punkty w starciu z Cracovią. Tym bardziej godne to podkreślenia, że przez prawie całe spotkanie grał z rozbitym nosem.

Zaraz po meczu z „Pasami” Vasilantonopoulos mówił, że nie wiedział do końca czy nos jest złamany, czy nie. Po prostu grał. Krew leciała z nosa, potrzebne były kolejne opatrunki, a on bronił się wszystkimi możliwymi sposobami, żeby nie opuszczać murawy.

Najlepiej wszystko skomentował Marcin Brosz. – Najlepszym obrazkiem spotkania z Cracovią jest Stavros Vassilantonopoulos, który grał ze złamanym nosem, ciągle ciekła mu krew, ale nie dało się go ściągnąć z boiska – mówił szkoleniowiec górniczej jedenastki.

To, że piłkarz z Hellady nie opuścił murawy okazało się błogosławieństwem dla Górnika.

Grał razem z Angulo

Jakim piłkarzem jest Vasilantonopoulos i jak wyglądała jego kariera w rodzinnym kraju? Zawodową karierę zaczynał w Panachaiki FC w sezonie 2012/13.

Jako 20-latek grał regularnie w jedenastce z zaplecza greckiej Super Ligi, zaliczając wtedy 33 ligowe spotkania i strzelając dwie bramki. Latem 2014 przeniósł się do innego klubu z drugiego poziomu rozgrywkowego w swoim kraju, a mianowicie Apollon Smyrnis.

W klubie z Aten grał razem z… Igorem Angulo. Bask z 14 golami na koncie był wtedy najlepszym strzelcem zespołu, w którym nieźle radził sobie też Vasilantonopoulos. Apollonowi do awansu, jak wspominał nam swego czasu „Angulo gol”, zabrakło wtedy ledwie dwóch punktów.

W 2015 roku był już zawodnikiem AEK Ateny, 12-krotnego mistrza Grecji, jednego z najbardziej utytułowanych klubów w swoim kraju. O grę w ateńskim zespole nie było łatwo, grał więc na wypożyczeniu i regularnie w tamtejszej Super Lidze w takich drużynach, jak najpierw Veria, a potem Lamia.

W tym drugim klubie w poprzednim sezonie zaliczył 25 meczów w lidze i strzelił jednego gola w rozgrywkach pucharowych. Latem wrócił do AEK, ale znowu nie grał. Zaliczył ledwie dwa występy. W tej sytuacji, w ostatnim dni okienka transferowego w Polsce w poprzedni poniedziałek, razem z innym zawodnikiem AEK, napastnikiem Giorgiosem Giakoumakisem, znalazł się w Górniku.

Długie czekanie na bramkę

W meczu z Cracovią był jednym z bohaterów, przesądzając o cennej, jednobramkowej wygranej. – Bramka jest oczywiście ważna i bardzo się z niej cieszę. Nigdzie takiego bramkowego debiutu nie zaliczyłem wcześniej, ale najważniejsze, że wygraliśmy tak ważne dla nas spotkanie. Gratulacje dla wszystkich kolegów.

Co do tego gola, to w ten sposób ofensywnie podchodzę do przodu do wielu akcji w meczu. Uderzyłem dobrze, no i weszło. Jeszcze istotniejsze było to, że mimo niekorzystnego wyniku byliśmy się w stanie podnieść, a potem, mimo straty bramki na 2:2 potrafiliśmy zadać ten decydujący cios – komentował.

Na gola w rozgrywkach czekał prawie 1,5 roku. Wcześniej trafił w barwach Lamii w Pucharze Grecji. W starciu z Cracovią nie przeszkadzało mu to, że z nowym zespołem spędził ledwie kilka dni i zaliczył niewiele jednostek treningowych. W poprzednim tygodniu mieliśmy przecież dwie kolejki, a tydzień temu „górnicy” grali w Poznaniu.

– W dni meczu z Lechem trenowaliśmy z drugim zespołem. Potem, po powrocie pierwszej drużyny trenowaliśmy już normalnie, no i mecz. Czy byłem zaskoczony, że zagram od razu od początku? Jesteśmy zawodowymi piłkarzami i musimy być przygotowani na wszystko, na każdą sytuację – podkreśla.

Kogut go zaskoczył

Jedno Vasilantonopoulosa w Zabrzu zaskoczyło. Nie było to jednak nic z boiskowych spraw, a to co działo się po spotkaniu. Już w swoim pierwszym meczu w Górniku, za dobry występ i gola od kibica numer 1 Górnika, pana Stanisława Sętkowskiego otrzymał dorodnego koguta. Jako nieobeznany z tym zwyczajem, mocno się wszystkim zdziwił.

– Pierwszy raz w karierze spotkałem się z taką sytuacją. OK, w Grecji spotykamy się, jemy razem, ale żeby otrzymać żywego koguta? To dziwne i zabawne dla mnie – komentował po spotkaniu z uśmiechem. Teraz grecki piłkarz liczy na kolejne takie występy, jak ten z „Pasami” w piątek.

***

Nie jest pierwszy

Stavros Vasilantonopoulos nie jest pierwszym zagranicznym zawodnikiem, który w swoim debiucie w górniczych barwach zdobył bramkę. Lata, lata temu wejście smoka w Górniku zaliczył nigeryjski napastnik Cornelius Udebuluzor.

W debiucie w ekstraklasie dwa razy trafił do siatki w meczu Górnik – Legia, który zakończył się wygraną warszawian 2:3. Było to w lipcu 1996 roku. Udebuluzor wszedł na boisko po godzinie gry za Leszka Kraczkiewicza i w końcówce, w przeciągu kilku minut dwa razy zaskoczył Grzegorza Szamotulskiego.

Po kilku miesiącach spędzonych w Zabrzu i czterech bramkach przeniósł się potem do… Grecji. Następnie przez kilka lat grał w Hongkongu, gdzie był nawet królem strzelców tamtejszej ligi.

 

Na zdjęciu: Boisko w Zabrzu Stavros Vasilantonopoulos opuszczał z zakrwawioną twarzą.