Vuković już trafił do muzeum

Ricardo Sa Pinto stawiał na dwa portugalskie filary – Cafu i Andre Martinsa. A przed nimi jako dziesiątkę widział Sebastiana Szymańskiego. Vuković w dwóch początkowych spotkaniach w roli głównego trenera nie miał do dyspozycji pierwszego z wymienionych, ponieważ musiał on pauzować za czerwoną kartkę. Dopiero po niedzielnym meczu z Górnikiem w Zabrzu kara dobiegła końca. To jednak nie oznacza, że piłkarz, który w meczu ze Śląskiem Wrocław próbował opluć Arkadiusza Piecha, z automatu wróci do wyjściowej jedenastki. – Zobaczymy, czy Cafu wystąpi od pierwszej minuty, to nie jest jeszcze przesądzone. Po jego nieobecność zarówno Martins jak i Domagoj Antolić prezentowali się bardzo dobrze. Cieszy powrót Portugalczyka, mam teraz jeszcze większe pole manewru. Tylko zastanawiam się, czy jest sens zmieniać coś, co w mojej ocenie dobrze funkcjonuje – powiedział Serb.

Przejmując stery po Sa Pinto, Vuković zdecydował się też na powierzenie roli numer 10 Kasprowi Hamalainenowi. Stało się to kosztem Szymańskiego. W spotkaniu z Jagiellonią utalentowany młodzieżowiec zajął miejsce na lewej stronie pomocy, natomiast w starciu z Górnikiem pojawił się na placu gry pojawił się dopiero po godzinie.

– Seba zaliczył bardzo dobre spotkanie z Jagiellonią, grając nominalnie na lewym skrzydle. On jednak ma dużą swobodę poruszania się i potrafi uzupełniać się z innymi zawodnikami. Funkcjonuje to bardzo dobrze, nawet z tamtego sektora bierze udział w rozegraniu. Broń Boże, Sebastian niczego nie stracił, nie spadł w mojej hierarchii. Został odrobinę przesunięty do boku, ale uważam, że będzie to z korzyścią dla całego zespołu – stwierdził szkoleniowiec Legii. – Przed wyjazdem do Zabrza Szymański był przemęczony, co potwierdziły wyniki badań. Miał intensywny okres w marcu, przechodził rehabilitację, a potem był na zgrupowaniu reprezentacji do lat 21. W tym tygodniu odpoczął, więc powinien grać już od dechy do dechy.

Szkoleniowiec Legii w spotkaniu z Pogonią Szczecin nie będzie mógł skorzystać z Radosława Majeckiego, Michała Kucharczyka oraz Jarosława Niezgody. Ma świadomość, że goście byli do niedawna bardzo chwaleni za bardzo ofensywny futbol i umiejętność rozgrywania. Bardzo rzadko korzystali z długich podań, starali się budować akcje od tyłu, przy wykorzystaniu dużej liczby krótkich podań. – W mojej opinii nic się ostatnio w grze Portowców nie zmieniło. Mają co prawda nieco gorsze wyniki, ale zespół wciąż jest bardzo silny – powiedział Vuković.

– Byłbym bardzo bogatym człowiekiem, gdybym przed meczem umiał przewidzieć jego przebieg. (ze śmiechem) Wiadomo, nie mogę obstawiać wyników w zakładach bukmacherskich, ale gdyby człowiek wiedział takie rzeczy, to mógłby sobie dorobić. Założenie jest takie, że musimy sprawić, aby sobotnia rywalizacja przebiegła na naszych warunkach. Chcemy dominować, to nasz cel. Wierzę w zwycięstwo z Pogonią, ale patrząc realnie musimy nastawiać się na to, że w rundzie finałowej pojedziemy do Gdańska. Nie ma bowiem żadnych podstaw, żeby spodziewać się wysokiej porażki Lechii w ostatniej kolejce fazy zasadniczej w Krakowie. Lider demonstruje przecież ostatnio bardzo dobry, w każdym razie skuteczny, futbol.

Briefing Vukovicia przed spotkaniem z Pogonią odbył się w niecodziennej scenerii – zamiast w sali konferencyjnej, która została udostępniona Ministerstwu Spraw Zagranicznych, miał miejsce w klubowym muzeum. Trener uznał to jednak za dobry omen. Skomentował z humorem: – Dopiero zaczynam pracę w roli trenera, a już trafiłem do muzeum. Początek musiał być więc niezły!