Faworyt z pozytywną presją

Od momentu, kiedy stołeczny zespół przejął Aleksandar Vuković, obrońcy tytułu po – zwykle – średniej lub wręcz słabej pierwszej połowie – po wyjściu z szatni wrzucali piąty bieg i odjeżdżali kolejnym rywalom. W środę w Poznaniu Legia – nietypowo – osiągnęła przewagę już w pierwszej połowie, ale nie potrafiła wykorzystać wypracowanych okazji. Skuteczność zawodziła przede wszystkim najlepszego strzelca warszawskiej drużyny – Carlitosa. Drugą część ekipa Vukovicia zaczęła już bez grającego znacznie poniżej swego poziomu Iuri Medeirosa. Tak jak przyzwyczaiła – to znaczy z werwą, która zaprocentowała kolejnymi dobrymi sytuacjami. Tyle że dobra energia uleciała bezpowrotnie po przerwie spowodowanej odpaleniem rac, a potem Dominik Nagy oraz Cafu zaczęli prezentować antyfutbol. Natomiast po stracie gola, przy którym najmocniej zawinili nieudolnie wyprowadzający piłkę z własnego przedpola Sebastian Szymański oraz Wiliam Remy, w grze Legii dominowała dawno nieoglądana panika. Efekt?

Bolesne sprawy w Legii

Dwie żółte kartki, które wyeliminowały Cafu oraz Marko Vesovicia z sobotniego hitu. A także karne odesłanie na trybuny trenera Vukovicia przez sędziego Jarosława Przybyła, co standardowo skutkuje odsunięciem szkoleniowca od udziału w dwóch spotkaniach. – Te kartki, oczywiście oprócz wyniku, są najbardziej bolesne, do tego moje wykluczenie… A przecież wcześniej na tym stadionie i nie tylko na tym, wyprawiałem różne rzeczy i nigdy nie byłem tu tak spokojny. Starałem się nie komentować decyzji sędziego i nie robiłem tego przez cały mecz. Zostałem wyrzucony za odkopnięcie bandy reklamowej, bo byłem podenerwowany na swojego zawodnika, który dostał żółtą kartkę za protesty. I za to zachowanie arbiter mnie usunął. To bolesna sprawa, ale przed nami decydujące mecze, więc nie ma czasu na żale. Wiedzieliśmy zresztą po serii czterech zwycięstw, że nie będzie zawsze tak, że będziemy wyłącznie wygrywać – podsumował Vuković.

Pół żartem, pół serio można zaistniałą sytuację skomentować i w ten sposób, że w obecnym sezonie legioniści dobrze reagowali na każdego nowego szkoleniowca na ławce. Więc dlaczego w inny sposób mieliby przywitać Marka Saganowskiego? Tym bardziej że do gry po pauzie za kartki wrócą już lider defensywy Artur Jędrzejczyk oraz sprawnie kierujący drugą linią Andre Martins, których najbardziej brakowało w Poznaniu.

Ligowiec. Wszyscy pomagają mistrzowi

Wysoka forma mentalna w Lechii

Natomiast Lechia, która przyzwyczaiła do błyskawicznych wypadów na bramkę rywali i goli dających prowadzenie już w pierwszym kwadransie, w Szczecinie zaczęła mecz o wiele spokojniej. Zmiana strategii w starciu z Pogonią skutkowała tym, że biało-zieloni dwukrotnie musieli gonić wynik. Pokazali jednak, że są bokserem wyjątkowo odpornym na ciosy. W końcowych 19 minutach wbili aż 4 gole. Przy czym przegrywając 2:3 w 82. minucie, zareagowali – w przeciwieństwie do legionistów w Poznaniu – zorganizowanym szturmem na bramkę gospodarzy, i kompletnym brakiem paniki. I to właśnie dzięki mocnej psychice poradzili sobie z Portowcami w kryzysowej sytuacji.

– W ostatnim czasie mieliśmy mały kryzys, ale wynikowy, a nie związany z naszą grą. Bo nie prezentowaliśmy się w tych ostatnich spotkaniach źle. W Szczecinie rywalizacja także mogła się rozstrzygnąć w każdą ze stron. Dlatego gratuluję mojej drużynie postawy w tym trochę szalonym meczu, gdyż na pewno nie jest łatwo rywalizować po dwóch kolejnych porażkach – podsumował trener Lechii Piotr Stokowiec. – My mamy tylko pozytywną presję. Jesteśmy drużyną, która może, i chce, zrobić psikusa i mile zaskoczyć, aby odnieść historyczny sukces, ale tak naprawdę wciąż nic nie musimy.

Biorąc pod uwagę wyniki ostatnich meczów, kolejność w tabeli i formę mentalną obu głównych pretendentów do mistrzowskiego tytułu zademonstrowaną w środku tygodnia, trudno przed spotkaniem na szczycie nie przyznać roli faworyta gospodarzom z Gdańska.

 

Na zdjęciu: Artur Sobiech poprowadził kolegów z Lechii do wygranej w szalonym meczu z Pogonią. Czy równie skuteczny będzie w sobotę w starciu z Legią?

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ