Vuković: Pociąg już odjechał

Nad czym przede wszystkim musiał pan pracować po zwycięskim meczu z Jagiellonią?

Aleksandar VUKOVIĆ: – Zespół przede wszystkim wymaga regeneracji, aby być gotowym na ciężką pracę i maksymalne zaangażowanie w meczu z Górnikiem. Jarosław Niezgoda, Radosław Majecki i Adam Hlousek nie mogą być brani pod uwagę przy ustalaniu kadry meczowej, a występ kilku innych zawodników stoi pod znakiem zapytania. Sytuacja kadrowa nie jest idealna, zatem najwięcej zależeć będzie od przygotowania zespołu pod względem mentalnym i fizycznym.

Jak pan odbiera doniesienia, że ktoś z duetu Michael Skibbe lub Thorsten Fink miałby w nowym sezonie poprowadzić Legię?

Aleksandar VUKOVIĆ: – Jeszcze nie mieliśmy w klubie niemieckiego trenera, więc może to dobry kierunek? A mówiąc poważnie, skupiam się wyłącznie na robocie i na tym, na co mam realny wpływ. Nauczyłem się zresztą, aby dziennikarzom pozwolić pisać i jednocześnie jak najmniej czytać to, co napiszą. I idę właśnie w tym kierunku. Pamiętam swoją konferencję z tamtego okresu, która w ogóle nie była mi potrzebna. Dlatego teraz nie będę już odnosił się do informacji dziennikarzy i spostrzeżeń ekspertów.

Czy to jednak oznacza, że pan w ogóle nie rozmawiał z właścicielem Legii na temat dłuższej niż do końca sezonu kadencji?

Aleksandar VUKOVIĆ: – Nawet nie oczekiwałem od prezesa dyskusji na temat mojej dłuższej pracy w obecnej roli. Zresztą znając realia pracy trenerów w Polsce – nawet szkoleniowiec z większym doświadczeniem i dorobkiem, a cóż dopiero ja, szary asystent, nie byłby w tym momencie w stanie negocjować dłuższego kontraktu. Moja umowa z klubem nie zmieniła się, ale byłem i jestem z niej zadowolony.

Kiedy na finiszu poprzedniego sezonu zespół przejmował Dean Klafurić, Dariusz Mioduski powiedział, że pan jest sercem zespołu, tymczasem w trudnym momencie potrzeba kierować się rozumem. Teraz jest pan mądrzejszy nie tylko o ukończony już kurs UEFA Pro, ale i o tamto spostrzeżenie właściciela?

Aleksandar VUKOVIĆ: – (śmiech) Pamiętam, jak prezes delikatnie wówczas ze mną pojechał. W piłce nożnej chodzi przede wszystkim o równowagę, serce bez rozumu nie będzie funkcjonowało, ważny jest odpowiedni balans. Człowiek uczy się cały czas, ale ja bardzo świadomie obrałem drogę trenerską. Od pięciu lat jestem asystentem, zaczynałem jeszcze w Koronie Kielce u trenera Jose Rojo Martina Pachety. Przez cztery lata odbyłem dwa kursy, które mocno mnie rozwinęły, zaś praca z kolejnymi trenerami przy Łazienkowskiej – jeśli posłużymy się czarnym humorem – jakby była ułożona pode mnie i pod ten moment. W piłce nożnej nie chodzi przecież o to, aby tak często zmieniać szkoleniowców, jak ostatnio działo się w Legii, ale dzięki temu poznałem wiele różnych stylów prowadzenia zespołu i rozmaitych metod treningowych. Te roszady zbudowały mnie jako szkoleniowca. Skoro jedziemy do Zabrza, to przyszło mi do głowy takie porównanie, że świętej pamięci profesor Zbigniew Religa krócej przygotowywał się do pierwszej transplantacji serca, niż ja do roli pierwszego trenera. Dlatego mogę powiedzieć, że jestem przygotowany do zawodu.

Nauczył się pan czegoś od Ricardo Sa Pinto?

Aleksandar VUKOVIĆ: – Portugalska szkoła trenerska jest bardzo ceniona na świecie. Na pewno więc doświadczenie i obserwacja warsztatu Sa Pinto i pracy jego sztabu była dla mnie wielką lekcją. Choć oczywiście z góry zakładałem, że pójdę swoją drogą. Zresztą już w sierpniu, gdy prowadziłem Legię w spotkaniu z Lechią, które zremisowaliśmy i w wygranym meczu z Piastem, wyglądało to obiecująco. A dziś Lechia jest liderem, zaś Piast już więcej nie przegrał u siebie. Nie było zatem tak źle, jak zostało to przedstawione. Owszem, zdarzył się również mecz z Dudelange, na który przykro było patrzeć. Cały czas mieliśmy jednak szansę w rewanżu, a w tamtym okresie wygrywaliśmy głównie na wyjazdach, również w eliminacjach pucharów. Tyle że w rewanżu nie miałem już okazji poprowadzić drużyny. Dlatego nie mam kompleksów.

A co się zmieniło w zespole od sierpnia?

Aleksandar VUKOVIĆ: – Sytuacja kadrowa nie jest tak zła jak była wtedy. Wtedy ze względów pozasportowych nie mógł grać chociażby Artur Jędrzejczyk; moment był naprawdę masakryczny dla klubu. A teraz zespół jest dobrze przygotowany. Owszem, wymaga to pracy, aby drużyna zaczęła funkcjonować jak najszybciej, złapała regularność oraz weszła na wyższy poziom. Na to trzeba czasu, ale krótszego niż latem. Podkreślałem już zresztą, że w tej drużynie bardzo dużo rzeczy funkcjonowało dobrze już wcześniej.

W meczu z Jagiellonią zespół Legii przebiegł kilkanaście kilometrów więcej niż w starciu z Wisłą w Krakowie. Na dodatek zanotowała najmniej strat w tym roku. To oznacza, że drużyna odblokowała się psychicznie?

Aleksandar VUKOVIĆ: – Do liczby przebiegniętych kilometrów nie przykładałbym wielkiej wagi. W każdym razie podchodzę z dużym dystansem do statystyk. W meczu są różne założenia i można odnieść wysokie zwycięstwo nie mając dobrych statystyk biegowych. Po prostu w inny sposób kontrolując spotkanie. Naprawdę ważne są energia i zaangażowanie, które nie muszą generować 120 przebiegniętych kilometrów. Drużyna bawiła się na boisku w meczu z Jagą i czuła się swobodnie. Zakładam zatem, że jest i będzie fajnie, dopóki nie zapomnimy, że trzeba walczyć.

Na co szczególnie legioniście muszą zwrócić uwagę w grze Górnika? I kogo oprócz Szymona Żurkowskiego wziąłby z Zabrza na Łazienkowską?

Aleksandar VUKOVIĆ: – Górnik w tym roku kalendarzowym jest inną drużyną, niż był jesienią. Już wyszedł na prostą i ponownie jest rywalem wymagającym dla każdego. Ma bardzo dobrego Igora Angulo, który jest mistrzem w szukaniu miejsca za linią obrony przeciwnika. To klasowy napastnik, którego, gdyby był młodszy, widziałbym w Legii. Niestety, w jego przypadku pociąg odjechał i na transfer do dużego klubu jest już za późno. Tyle, że podobnie jak Szymon Żurkowski, nadal stanowi wielką wartość dla Górnika. Musimy na niego uważać.

 

Na zdjęciu: Aleksandar Vuković był w wysokiej formie na konferencji poprzedzającej mecz z Górnikiem. Czy dobry humor będzie miał również po powrocie z Zabrze?