W Chorzowie mecz na szczycie bez ognia

Komplet blisko 8 tysięcy kibiców przy Cichej nie doczekał się goli w konfrontacji wicelidera z liderem. „Niebiescy” są jedyną niepokonaną w tej rundzie drużyną na całym szczeblu centralnym!


Pełne trybuny, piękna pogoda, kilkuset kibiców Stali w sektorze gości, a na boisku walka dwóch dobrze dysponowanych zespołów. Przy Cichej znów przypomnieć można sobie było czasy ekstraklasy. Biletów na ten mecz zabrakło już na niemal dwie doby przed pierwszym gwizdkiem. Jak to nieraz bywa – z dużej chmury mały deszcz.

Mecz był dobry, ale widowisko – takie sobie i skończyło się bezbramkowym remisem. Chorzowska publika przyjęła go z pokorą i zadowoleniem, nagradzając swój zespół gromkimi brawami, bo też tak wysoko, jak w II połowie Stal, nie zawiesił przed Ruchem poprzeczki żaden z dotychczasowych rywali.

Brawa dla Bieleckiego

Jeśli wcześniej w tym sezonie tracił punkty, to zwykle bohaterem był bramkarz rywali. Tym razem stało się odwrotnie: na uznanie zasłużył Jakub Bielecki. Golkiper „Niebieskich” w dwóch sytuacjach nie pozwolił liderowi wyjść na prowadzenie, zatrzymując jego dwie największe gwiazdy. W I połowie skrócił kąt i wygrał pojedynek z Andreją Prokiciem, zaś na początku II połowy w świetnym stylu obronił strzał z bliska Patryka Małeckiego, choć wydawało się, że temu pozostaje tylko „wkładka”, bo tak dobrze obsłużył go z lewej flanki Piotr Głowacki.

Czyste konto Bieleckiego i całej drużyny gospodarze mogli doceniać tym bardziej, że nie obyło się bez personalnych perturbacji. Jeszcze przed przerwą boisko z powodu urazu opuścić musiał Konrad Kasolik i żelazna trójka chorzowskich środkowych obrońców została rozbita. Za Kasolika wskoczył Tomasz Dyr, który zajął miejsce bliżej lewej strony, zaś na prawą powędrował Bartłomiej Kulejewski.

Przetasowany blok defensywny nie dał się jednak liderowi, a wahadłowi Tomasz Wójtowicz i Przemysław Szkatuła nie pozwolili rozbujać się tak klasowym w II-ligowych realiach skrzydłowym, jak Małecki czy Damian Michalik.

„Spalona” kontrowersja

Kto wie, jak potoczyłby się ten mecz, gdyby nie kontrowersja z pierwszego kwadransa. „Szkoda, że nie ma VAR-u…” – wzdychali niektórzy kibice, opuszczając Cichą. Trybuny wyskoczyły już w górę, gdy Daniel Szczepan głową posłał piłkę do siatki po dośrodkowaniu Tomasza Foszmańczyka. Rozjemcy orzekli natychmiast: spalony, ale telewizyjne powtórki pozostawiły mnóstwo wątpliwości. – Zawodnicy z perspektywy boiska sądzili, że to gol prawidłowy, ale takich sytuacji jest mnóstwo – przyznawał trener Jarosław Skrobacz.

Drugiej takiej okazji Ruch już nie miał. To był pierwszy mecz w tym sezonie, gdy nie był w stanie wypracować wielu konkretów w polu karnym rywala. Wiktor Kaczorowski najmocniej wysilić się musiał przed przerwą. Raz umiejętnie skrócił kąt Tomaszowi Foszmańczykowi, raz obronił strzał Daniela Szczepana zza pola karnego. W II połowie kibice najmocniej złapali się za głowy po bombie Michała Mokrzyckiego z rzutu wolnego. Kaczorowski pofrunął i przerzucił piłkę nad poprzeczkę.


Ruch Chorzów – Stal Rzeszów 0:0

RUCH: Bielecki – Kasolik (36. Dyr), Nawrocki, Kulejewski – Wójtowicz (79. Będzieszak), Neugebauer, Mokrzycki (79. Wyroba), Szkatuła (69. Kowalski) – Foszmańczyk (69. Żagiel), Janoszka – Szczepan. Trener Jarosław SKROBACZ.

STAL: Kaczorowski – Marczuk, Wrona, Góra, Głowacki – Poczobut, Wolski – Michalik (78. Maciejewski), Danielewicz (78. Olejarka), Małecki – Prokić (87. Sławek). Trener Daniel MYŚLIWIEC.

Sędziował Marek Opaliński (Legnica). Widzów 7886. [Żółte kartki]: Szczepan, Będzieszak – Wrona, Głowacki.

Piłkarz meczu – Jakub BIELECKI.


POWIEDZIELI

Daniel MYŚLIWIEC: – Nie jestem zadowolony z pierwszej połowy. Zaczęliśmy nieśmiało. W drugiej weszliśmy na normalne obroty. Gdybyśmy pozmieniali emblematy wokół stadionu, to niejedna osoba powiedziałaby, że to nie był mecz drugiej ligi. Oba zespoły stanęły na wysokości zadania. To był mecz godny wicelidera i lidera; jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy w tej lidze, dlatego jedni i drudzy są ukontentowani, choć dla kibica najważniejsze są bramki.

Jarosław SKROBACZ: – Grając u siebie bardzo chcieliśmy wygrać. Nastawialiśmy się, by zaatakować i wybić Stali jej najlepsze argumenty. Pierwsza połowa – bardzo dobra w naszym wykonaniu, ale straciliśmy mnóstwo sił. W drugiej połowie brakowało ich, a to, że gra nie była już tak płynna, spowodowały też zmiany. Trudno nam było o stworzenie sytuacji. Stal była w defensywie bardzo zdyscyplinowana, nie chciała podejmować zbyt dużego ryzyka. Skoro nie da się wygrać, to trzeba umieć zremisować. Szanujemy ten punkt.


Na zdjęciu: Lider z Rzeszowa nie pozwolił wczoraj na wiele Łukaszowi Janoszce i spółce, dlatego przy Cichej doceniono remis.

Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus