W Chorzowie podejmę walkę o jak najwyższe skakanie!

Siedem lat temu Paweł Wojciechowski został w Daegu sensacyjnym mistrzem świata w skoku o tyczce. Kontuzje (m.in. zranienie twarzy przez złamaną tyczkę) przyhamowały nieco rozwój jego kariery, choć cały czas pozostawał w ścisłej światowej czołówce i zdobył jeszcze 3 medale mistrzostw świata i Europy. W ciągu ostatnich 12 miesięcy tyczkarz Zawiszy Bydgoszcz poprawił wreszcie swoje rekordy życiowe z 2011 r. – 5,93 to najlepszy rezultat sezonu 2017 w Europie i drugi na świecie (Sam Kendricks 6,00) oraz najwyższy skok Polaka na stadionie (rekord kraju 6,00 Piotra Liska został uzyskany w hali). Zabrakło go jednak na podium MŚ w Londynie i HMŚ w Birmingham. Po zmianie producenta tyczek Wojciechowski – który w środę obchodził 29 urodziny – tryska entuzjazmem i rzuca wyzwanie barierze 6 metrów! Może  podczas Memoriału im. Janusza Kusocińskiego na Stadionie Śląskim?

 

Z Oregonu przyleciałeś do rodzinnej Bydgoszczy i… tu już się zaczęło dobre skakanie!
Paweł WOJCECHOWSKI: – W Bydgoszczy zakończył się etap testowania tyczek, a zaczęło się ich wykorzystywanie. W Eugene, mówiąc niezbyt ładnie, macałem te tyczki, sprawdzałem jak one działają i nie do końca wiedziałem, jak je wykorzystać. Po powrocie poukładałem sobie wszystko w głowie i na Bydgoszcz Cup to już były poprawne skoki. Zaliczyłem 5,75 w czwartym starcie sezonu, atakowałem nawet 5,90, ale te nowe tyczki też… wymiękły. Wyciągnąłem wszystko co miałem w pokrowcu, ale najtwardsza posiadana tyczka nie pozwoliła mi skoczyć wyżej, niż to 5,75.

Czyli po kolejnych dwóch startach wróciłeś do punktu wyjścia?
Paweł WOJCECHOWSKI: – Zaraz po bydgoskim mityngu skontaktowałem się z firmą i w Teksasie ruszyła produkcja trzech następnych tyczek. Zostaną one dostarczone na Diamentową Ligę do Sztokholmu (10 czerwca – przyp. red.). Do tego czasu muszę skakać na tym, co mam w pokrowcu i staram się wyciągnąć z tych tyczek maksimum ich możliwości. Z każdym kolejnym skokiem czuję się na nich coraz pewniej, biegam coraz szybciej i coraz lepiej wykonuję skoki technicznie. To pozwoliło mi poprawić się na 5,78 w Rzymie i 5,81 w Sopocie na molo. Mam nadzieję, że podczas Memoriału Janusza Kusocińskiego w Chorzowie uda mi się wyśrubować tegoroczny wynik jeszcze o kilka centymetrów!

Czyli 6 metrów to tylko kwestia czasu? Światowy „klub sześciometrowców” wciąż jest bardzo ekskluzywny.
Paweł WOJCECHOWSKI: – Zawsze się nastawiałem, że kiedyś pokonam te 6 metrów. Coraz częściej zbliżałem się do granicy 5,90, w zeszłym roku w Lozannie skoczyłem niesamowite 5,93. Wiedziałem, że potrzebuję więcej pewności siebie i wiary. Ale dopiero teraz poczułem, że to jest takie realne i namacalne! Dziś wierzę, że stać mnie na skoczenie 6 metrów. Wrócę do mojego przyjaciela Kendricksa, który na tych tyczkach wychodzi z rąk 1,4 m ponad uchwyt. Myślę, że na żadnych innych tyczkach nie byłby w stanie tego dokonać, ale ESSX-y mu na to pozwoliły. Mój uchwyt jest wyższy niż jego, więc zakładam, że skoro on może 1,4 m, to ja mogę osiągnąć 1,2 m ponad uchwyt. A to już mi wystarczy, żeby skoczyć 6 m, więc myślę że jest to w moim zasięgu.

Kalendarz startowy masz bardzo napięty, nie brakuje ci czasu na treningi z nowymi tyczkami?
Paweł WOJCECHOWSKI: – Czas na treningi już minął. Wykonaliśmy z trenerem Wiesławem Czapiewskim bardzo dobrą robotę i od początku czułem, że wejście w sezon mam niesamowite. Wyniki nie zawsze o tym świadczą, miałem świadomość że wpływają na nie ograniczenia sprzętowe. Mimo to wszystkie znaki na niebie i ziemi pokazywały, że ten sezon będzie dobry. Dziś jest już bardzo dobry, skoro na początku czerwca skaczę 5,81, a mam nadzieję, że stanie się perfekcyjny!

Byłeś już mistrzem świata, ale mistrzem Europy jeszcze nie?
Paweł WOJCECHOWSKI: – Na pewno będę o to walczył w Berlinie, bo jak każdy sportowiec chcę wygrywać, szczególnie na najważniejszej imprezie sezonu. Ale pragnę podkreślić, że dla mnie docelową imprezą są igrzyska olimpijskie w Tokio. Wszystko co teraz robimy, wszystkie zmiany są tak naprawdę eksperymentem i poszukiwaniem drogi do sukcesu w Tokio. Po drodze jest Berlin, po drodze będą też za rok mistrzostwa świata, na których chciałbym się „odgryźć”. Ale ja stawiam wszystko na kartę „igrzyska” i życzyłbym sobie, żeby moja współpraca z ESSX zaowocowała wysokimi skokami i medalem olimpijskim w Tokio!

Też ci tego życzymy. Najbliższe kroki do tego celu to Chorzów i Sztokholm.
Paweł WOJCECHOWSKI: – Zachęcam wszystkich kibiców do przyjścia na Stadion Śląski i dopingowania nas, bo wasze wsparcie często czyni większe cuda, niż najbardziej kosmiczny sprzęt! I zachęcam też do oglądania transmisji ze Sztokholmu, gdzie dotrą moje nowe tyczki i może się wydarzyć wszystko. I tu, i tam podejmę walkę o jak najwyższe skakanie!

 

Rozmawiał: Jarosław S. Kaźmierczak