W Chorzowie popłynęły łzy

Nadzieja na pierwsze punkty „Niebieskich” zgasła w 43 minucie, kiedy Galiczanka zaczęła odrabiać straty.


Niespełna tydzień temu Ruch wysoko uległ Kobierzycom, choć w 47 minucie był na prowadzeniu. Dziś sytuacja się powtórzyła, ale z tą różnicą, że chorzowianki prowadziły do 43 minuty. Świetnym przechwytem i kontrą sfinalizowaną rzutem z 10 metrów popisała się Sabina Miłek, zdobywając bramkę na 20:19. Było to jednak ostatnie prowadzenie miejscowych w zaległym spotkaniu PGNiG Superligi, ostatnim w tym roku. W tym momencie lwowianki podkręciły tempo, w ciągu 5 minut zdobyły 6 bramek i w tym momencie było praktycznie po meczu. Ostatnie 17 minut „Niebieskie” przegrały 6:14 i nic dziwnego, że parkiet opuszczały roniąc łzy. Nie wiadomo, jakim wynikiem zakończyłby się to spotkanie, gdyby nie postawa bramkarek. Monika Ciesiółka zatrzymała 9, a Kaja Gryczewska 7 rzutów. – Takie interwencje powinny pobudzić zawodniczki z pola, ale tego niestety nie było. Jeśli nie realizuje się założeń, to trudno o wygraną – mówił wyraźnie zdegustowany postawą swego zespołu trener Ivo Vavra.

Ruch Chorzów – Galiczanka Lwów 26:33 (14:14)

RUCH: Ciesiółka, K. Gryczewska – Stokowiec 2, Kolonko 1, Polańska 3, Jasinowska 7/3, Masiuda 2, Sytenka, M. Gryczewska 4, Bury, Miłek 3, Kiel 1, Doktorczyk 3, Kalihina. Kary: 12 min. Trener Ivo VAVRA.

GALICZANKA: Saltaniuk – Kozak 1, Dmytryszyn 5/3, Markiewicz 4, Meleketcewa 2 (CZK, 30 min – faul), T. Poliak 6, Konowalowa 5, Diaczenko, Prokopiak 5, Holińska 5. Kary: 14 min. Trener Witalij ANDRONOW.


Na zdjęciu: Michalinie Gryczewskiej (w środku) i jej koleżankom trudno było przebić się przez mur obrony lwowianek.
Fot. Marcin Bulanda/PressFocus