W czyje ślady pójdzie Duńczyk z Piasta?

Przez całe zimowe okno transferowe sztab szkoleniowy i działacze klubu z Okrzei rozglądali się za najlepszą opcją pozyskania nowego lewego obrońcy, bo na tej pozycji panuje deficyt od momentu rozstania z Patrikiem Mrazem. Jeszcze podczas obozu w Hiszpanii wydawało się, że nic z tego nie będzie, a Piast będzie jakoś musiał łatać niedobry do końca sezonu.

Ostatecznie jednak do Gliwic trafił Mikkel Kirkeskov, Duńczyk, który ma za sobą grę też w Norwegii. CV nowego lewego obrońca nie jest najgorsze, ale problem w tym, że piłkarz musiał najpierw nadrobić zaległości treningowe, aby myśleć o debiucie w lidze. Trener Waldemar Fornalik stawia bowiem tylko na tych, którzy są gotowi i poznali automatyzmy drużyny. Pech chciał, że podczas przygotowań w gliwickim klubie Kirkeskov doznał urazu, który co prawda nie był poważny, ale wydłużył proces dochodzenia do formy.

Potrzeba czasu

Sztab szkoleniowy gliwiczan dał szanse gry Duńczykowi w sobotnim sparingu z Wisłą w Krakowie. Lewy obrońca pojawił się na boisku w drugiej połowie. Kilka razy próbował podłączyć się do akcji ofensywnych, ale kilka razy miał problemy w defensywie. Widać było, że przede wszystkim potrzebuje ogrania. – Zaprezentował się pozytywnie. To zawodnik, który wchodzi do drużyny, i który ma potencjał – krótko ocenił Kirkeskova trener Piasta, Waldemar Fornalik.

Duńczyk w formie będzie potrzebny gliwiczanom w najważniejszej części sezonu, a Marcin Pietrowski, który obecnie z konieczności grywa na lewej obronie, przyda się drużynie na innych pozycjach. Tak więc z oceną transferu Kirkeskova trzeba się wstrzymać do lata, ale w przeszłości wzmocnienia na ostatnią chwilę bywały w Gliwicach różne.

Estończyk Konstantin Vassiljev i Słoweniec Sasza Żivec do Piasta trafili w ostatnich dniach sierpnia 2014 roku, gdy liga grała już od ponad miesiąca. Obaj także mieli zaległości treningowe i swój potencjał pokazali dopiero późną jesienią, gdy doszli do formy. Obaj nadal bronią barw, choć „Kostia” w tzw. międzyczasie zdołał pograć w Jagiellonii.

Urazy czy konflikt?

Inaczej wyglądała historia z Sandro Gotalem. Oczekiwania i nadzieje związane z chorwackim napastnikiem, który dołączył do gliwiczan we wrześniu 2016 roku, były ogromne, bo Piast na gwałt potrzebował skutecznego napastnika. Sandro Gotal walczył nie tylko z rywalami, ale i z urazami. W efekcie bilans napastnika w Piaście był mizerny. Zagrał w 4 meczach, 3 razy wchodził z ławki rezerwowych, na murawie łącznie spędził 89 minut i strzelił jednego gola. Dla sztabu szkoleniowego to było za mało.

– Gotal odchodzi, bo kontrakt tak był skonstruowany, że po pół roku mogliśmy go skrócić za porozumieniem stron. Skorzystaliśmy z tej opcji. Dlaczego? Chyba każdy widział, jak to wyglądało jesienią. Występował 20 minut i łapał kontuzję, przez co nie pograł zbyt wiele, ale trzeba mu oddać, że punkt z Cracovią nam uratował. Jego transfer był pewnego rodzaju ryzykiem – tak tłumaczył odejście ówczesny trener Radoslav Latal.

Sam zawodnik miał inne zdanie. – Jestem rozczarowany tym, jak mnie potraktowano. Latal rozmawiał ze mną tylko dwa razy, gdy przychodziłem i gdy odchodziłem. Powodem rozstania były moje kontuzje? To tylko dla niego wymówka, bo chciał sprowadzić do klubu swojego rodaka. Grałem z urazem, bo chciałem pomóc Piastowi. Teraz jestem w stu procentach zdrowy – tłumaczył nam Gotal, który po odejściu z Gliwic grał w Izraelu, Chorwacji, a obecnie broni barw białoruskiego Dynama Brześć, którego trenerem jest… Radoslav Latal. Jak widać, życie bywa przewrotne.