W derbach Łodzi najlepszy jest remis

Kto jest górą w wewnętrznej łódzkiej rywalizacji ŁKS i Widzewa? Wychodzi na to, że najlepszy jest… remis, bo wynik nierozstrzygnięty padł już po raz 27 w 67 meczu uznanym za oficjalny derbowy.


Po raz kolejny – już piąty w XXI wieku – padł wynik 2:2. Jeden z kibiców zauważył to na twitterze: w 50 meczach rozegranych w dwudziestym stuleciu takiego akurat rezultatu nie było ani razu, chociaż nierozstrzygniętych meczów nie brakowało.

Były to jednak najczęściej wymęczone 1:1 albo 0:0. Jedni twierdzili, że były to rezultaty ustalone wcześniej w komitecie partii przez działaczy, albo – ta wersja bardziej nam się podoba – przez samych zawodników obu drużyn na przedmeczowym spotkaniu w „Zodiaku”, bo taka była tradycja w epoce Bońka, Terleckiego, Młynarczyka, Tomaszewskiego, Chojnackiego i Rozborskiego, który tworzyli jedną paczkę. Ostatnio jednak oglądamy remisy po twardej walce i efektownych pościgach. Przypomnieć warto, że wiosną było też 2:2.

Wtedy na stadionie przy al. Unii Widzew prowadził 2:0, ale ŁKS odrobił straty dzięki golowi Pirulo i cudownej przewrotce Ronaldinho w 85 minucie meczu. Teraz Widzew gonił i dogonił po strzale Tomasza Dejewskiego a la Świderski w meczu z Albanią w 88 minucie. Po dośrodkowaniu Karola Danielaka na dalszy słupek Dejewski rozpędem wepchnął piłkę do bramki. Dejewski, który wypożyczony został przez Widzew z Lecha, jest siedemnastym (!) zawodnikiem tej drużyny na liście strzelców w tym sezonie.



Widzew rozpoczął mecz zaskakująco bojaźliwie, jakby zawodnicy nie wierzyli w swoje możliwości wobec braku Letniowskiego, Hanouska i Krystiana Nowaka. Tego ostatniego Dejewski zastąpił z nadwyżką w postaci gola, Mateusz Michalski, który po raz pierwszy w tym sezonie rozegrał całe spotkanie, tylko chwilami (podczas wykonywania rzutów rożnych i wolnych) był Letniowskim, natomiast kompletnie zawiódł Abdul Aziz Tetteh, jako defensywny pomocnik. ŁKS grał swobodnie i fantazją, która musiała podobać się kibicom, a prowadzenie 2:0 po 29 minutach nie było w tej sytuacji przypadkiem.

Gol kontaktowy jeszcze w pierwszej połowie był sygnałem, że po przerwie Widzew będzie gonił. No i dogonił na samym finiszu, chociaż mimo przewagi w polu zastępujący kontuzjowanego Marka Kozioła Dawid Arndt wiele roboty w bramce nie miał. Warto zauważyć, że rezerwowym bramkarzem ŁKS był Michał Kołba, któremu właśnie skończyła się dwuletnia dyskwalifikacja za doping.

Trener Kibu Vicunia dokonał w ostatnich trzydziestu minutach aż pięciu zmian, ale żaden z rezerwowych nie wniósł do gry nic pozytywnego. „Musiałem tak zrobić, bo zespołowi zaczynało brakować już świeżości” – tłumaczył się. Rezerwowi zapisali się głównie faulami, Ricardinho wręcz brutalnym, za co został usunięty z boiska.

Jego faul na Dawidzie Karasku był kopią wyczynu Danielaka, który w pierwszej połowie zaatakował Pirulo wyciągniętą nogą jak ułan piką podczas szarży, ale sędzia Szymon Marciniak to zlekceważył i uznał, że nic się nie stało. Czy VAR nie mógłby interweniować w takich sytuacjach? Czyżby Tomasz Kwiatkowski bał się podważyć autorytet kolegi, który cztery dni wcześniej sędziował Ligę Mistrzów na Old Trafford?

Trener Widzewa Janusz Niedźwiedź oficjalnie również nie był zadowolony z remisu, ale w głębi duszy dziękował zapewne Bogu za interwencję Jakuba Wrąbla w momencie, gdy na zegarze było już 50 minut i 58 sekund gry drugiej połowy. Antonio Dominguez strzelał jak z „jedenastki”: wyglądało to wręcz na bezlitosną egzekucję, ale bramkarz Widzewa piłkę odbił. To cud, że Widzew tego meczu nie przegrał.

Vicunię zirytowało pytanie na konferencji pomeczowej, czy nie obawia się zwolnienia z posady. „Tym się zajmują w klubie inni. Dzisiaj byliśmy lepsi i zasłużyliśmy na zwycięstwo. Ja myślę już o czekającym nas w środę meczu o Puchar Polski z Zagłębiem Lubin” – odpowiedział hardo po polsku, bo przecież ma żonę Polkę i używa tego języka na co dzień.


Fot. Adam Starszyński/PressFocus