W Klingenthal powroty na szczyt

 

Uniesiona w górę pięść Dawida Kubackiego po ostatnim skoku i szerokie uśmiechy Piotra Żyły, Kamila Stocha i Jakuba Wolnego to znak, że wróciła stara, dobra drużyna polskich skoczków. I nie jest to aluzja do ich wieku, lecz wspaniałych sukcesów, do których przyzwyczaili nas w ostatnich latach.

Historia to lubi

Mówią, że historia lubi się powtarzać, a sobotnia „drużynówka” była idealną okazją, aby tak właśnie w Klingenthal się stało. Cieszyły wyniki z Wisły, kiedy najpierw na najniższym stopniu podium Polacy stanęli drużynowo, a dzień później indywidualnie powtórzył to Kamil Stoch. Jednak później przyszły słabsze konkursy. Do tego na skoczniach rządził wiatr i właściwie trudno było wyciągać daleko idące wnioski o formie naszych skoczków. W sobotę pewnie zwyciężyli w konkursie drużynowym.
Pierwszy raz w historii drużynowo w Pucharze Świata polscy skoczkowie zwyciężyli trzy lata temu, właśnie w Klingenthal, pod wodzą Stefana Horngachera. W tym samym miejscu po triumf poprowadził ich również Michal Doleżal. Jedno tylko ogniwo różni zwycięskie składy – przed trzema laty Maciej Kot, a w sobotę ważnym punktem drużyny obok Żyły, Stocha i Kubackiego był Jakub Wolny.

Nie było wpadek

W końcu to skok najmłodszego skoczka w kadrze Doleżala dał im prowadzenie w konkursie. Co prawda kilka minut wcześniej fantastyczny skok na 145 metr oddał Piotr Żyła, ale po jego dalekim locie obniżono belkę. Nikt nie skoczył dalej niż on, jednak zaledwie pół metra bliżej lądował Philipp Aschenwald, a w efekcie Austriacy minimalnie wyprzedzali polską drużynę. Drugi z Austriaków, Gregor Schlierenzauer, osiągnął 131,5, co było o cztery i pół metra gorszym wynikiem od próby Wolnego, po którym rozpoczął się marsz biało – czerwonych na podium, a właściwie po wygraną, bo nie mieli tego dnia wpadek ani słabszego ogniwa. 126 metrów dołożył od siebie Kamil Stoch, a ostatni jechał Dawid Kubacki, lądując na 133,5 metrach, co dawało 18,8 punktu przewagi na półmetku nad Austrią i ponad 41 punktów nad drużyną Japonii.

Siódma wygrana

Choć prognozy pogody nie napawały optymizmem zwiastując kolejne wietrzne konkursy, w sobotę pogoda była łaskawsza, pozwalając na przeprowadzenie zawodów na Vogtland Arenie. Polacy pewnie szli po siódme w historii drużynowe zwycięstwo w Pucharze Świata również w serii finałowej.

W drugim skoku Piotr Żyła oddał krótszy skok niż w pierwszej serii – 127,5 metra, ale skakał z niższej belki (tę w trakcie konkursu zmieniano kilkukrotnie). Świetną passę potrzymał Wolny uzyskując 130 metrów, powtarzalny był tego dnia Kamil Stoch znów skacząc 126 metrów, a kończący zmagania Dawid Kubacki przypieczętował zwycięstwo skokiem na 137 metr. Drugie miejsce zajęli Austriacy, tracąc do zwycięzców 25 punktów. O trzecie miejsce walczyli Japończycy z Norwegami, a w ekipie tych drugich pojawił się Johann Andre Forfang, zastępując Daniela Andre Tandego, bo ten w piątek przed skokiem treningowym doznał urazu kostki w wyniku uderzenia nartą. Tande w kwalifikacjach wystartował, ale dzień później wycofano go jednak z rywalizacji. Ostatecznie podium uzupełniła drużyna Japonii.

Pierwsze punkty Murańki

Tande, skaczący w niedzielnym konkursie w Niemczech w żółtej koszulce lidera Pucharu Świata, skokami na 125 i 130 metrów musiał się z nią pożegnać na rzecz Ryoyu Kobayashiego.

On w niedzielę o najwyższe lokaty indywidualnie zawalczył już w pierwszej serii. Tej zimy stał już na podium, ale jak dotąd brakowało mu wygranej. Prowadził na półmetku, a za nim było wówczas trzech Austriaków. Wysoko oceniony skok na 136,5 metra dawał Kobayashiemu po pierwszej serii 4,7 punktu przewagi nad Philippem Aschenwaldem, który uzyskał 135 metrów. Bliżej o metr wylądował Stefan Kraft, a czwarty z rezultatem 135 metrów był Gregor Schlierenzauer.

Najwyżej spośród skoczków Michala Doleżala po pierwszej serii był sklasyfikowany Piotr Żyła, któremu skok na 129,5 metra dawał wówczas 10. miejsce. Tuż za nim znajdował się Kamil Stoch z rezultatem 128,5 metra, a Dawid Kubacki, który zanotował dwa metry mniej był 15. Na pierwsze w tym sezonie punkty Pucharu Świata czekał Klemens Murańka i w niedzielę awansował do drugiej serii skacząc 126,5, co dawało 29. lokatę. Ostatnie miejsce dające awans zajął Jakub Wolny, który miał 127,5 metra. Pecha miał natomiast Maciej Kot, któremu do awansu zabrakło zaledwie… 0,1 punktu. Jak dotąd Kot regularnie punktował w każdym konkursie sezonu, jednak tym razem 120,5 metra to było zbyt mało, aby powalczyć o kolejne.

Kobayashi wrócił na szczyt

W finale z szóstej pozycji udany atak na podium zaliczył reprezentant Norwegii, Marius Lindvik. W pierwszym skoku 131 metrów, w drugim dołożył jeszcze trzy i pół i czekał na to, co zrobią rywale.

125,5 metra Schlierenzauera zepchnęło go ostatecznie do drugiej „dziesiątki”. Stefan Kraft skoczył zdecydowanie dalej, bo 134,5 metra i objął prowadzenie, a chwilę później Philipp Aschenwald wylądował dwa metry bliżej od kolegi z reprezentacji i było już pewne, że nie wygra tego dnia. Na górze skoczni pozostawał już tylko Kobayashi, który nie wypuścił wygranej z rąk. Skoczył 134 metry i mógł cieszyć się z wygranej. Druga lokata przypadła Kraftowi, który do zwycięzcy stracił trzy punkty. Podium uzupełnił w niedzielę Lindvik.

Najlepszym z Polaków pozostał Piotr Żyła. Tuż przed jego skokiem obniżono belkę, a on poleciał 133,5 metra, ale miał problemy przy lądowaniu. Ostatecznie sklasyfikowano go na 9. miejscu. W pierwszej „dziesiątce”, na 10. pozycji weekend w Niemczech zakończył jeszcze Kamil Stoch, w drugim skoku lądując na 132 metrze. Cztery pozycje niżej był tego dnia Dawid Kubacki, z drugim skokiem na 131 metrów. Awans zaliczyli też Murańka i Wolny – pierwszy z nich w drugim skoku uzyskał 127 metrów i był ostatecznie 27., a lokatę niżej, powtarzając wynik z pierwszej serii, znalazł się Wolny.

Teraz skoczkowie przeniosą się do Engelbergu. W sobotę i niedzielę w Szwajcarii będą dwukrotnie rywalizować indywidualnie. Polacy pojadą tam w niezmienionym, siedmioosobowym składzie.