W Łodzi mecz godny finału

Kwestia prymatu na półmetku ligi nie została rozstrzygnięta. Oba zespoły powiększyły jednak przewagę nad grupą pościgową.

Był to mecz godny finału rundy jesiennej I ligi, chociaż nie rozstrzygnął jeszcze kwestii pierwszeństwa na półmetku rozgrywek. Oba zespoły grały ofensywnie, bezkompromisowo, a zwyczajowe zapewnienia trenera i zawodników zespołów przyjezdnych „jedziemy po trzy punkty” były w przypadku drużyny z Legnicy uzasadnione.

Gol łodzianina

Już pierwszy cios mógł znokautować gospodarzy, a na pewno porządnie ich ogłuszył: w 13 sekundzie Jakub Wrąbel zdążył jednak podnieść gardę na tyle wysoko, że po uderzeniu Maxime’a Domingueza zdołał odbić piłkę w bok.

Po tej akcji Widzew dość długo był w szoku, goście blisko byli zdobycia gola po strzałach Kamila Zapolnika i Patryka Makucha. W 23 minucie Makuch w kolejnej próbie wreszcie trafił – ten 22-letni piłkarz jest łodzianinem, od podstawówki wychowankiem łódzkiej SMS. Nie grał ani w ŁKS, ani w Widzewie, trudno więc orzec, która z łódzkich drużyn jest mu bliższa, sądząc jednak po radości ze zdobycia gola najbliższa jest mu Miedź!

Pracuje na innych

Gra wyrównała się dopiero pod koniec pierwszej połowy, przede wszystkim za sprawą inicjującego większość ataków Dominika Kuna, którego nie ma wśród 17 piłkarzy Widzewa zdobywających bramki w lidze w tym sezonie przede wszystkim dlatego, że – tak jak w meczu z Miedzią – pracuje na innych.

Jeszcze przed przerwą wyrównał Daniel Tanżyna, wykorzystując zbyt krótkie wybicie piłki przez bramkarza Pawła Lenarcika po rzucie rożnym. Przypomnieć warto, że Tanżyna, kojarzony na Śląsku głównie z gry w GKS Tychy, spędził w Legnicy dwa i pół sezonu, podobnie zresztą jak Paweł Zieliński, który grał w Miedzi nawet dłużej, bo aż cztery lata.

Najlepsza obrona w lidze

Po przerwie Widzew wzmógł nacisk, ale rywale potwierdzili, że bronią się najlepiej w całej I lidze. Mimo przewagi Widzewa Lenarcik miał niewiele do roboty, bo najgroźniejsze akcje widzewiacy kończyli niecelnymi strzałami. Najlepszą szansę zmarnował zastępujący po kontuzji Montiniego Bartosz Guzdek, który mając piłkę wyłożoną jak na talerzu pięć metrów od bramki, zachował się jak kelner, do tego niewykwalifikowany, bo wyrzucił ją nad poprzeczką.

Gospodarzom nie starczyło sił na ataki do końca. Goście mieli swoje szanse po kontrach i wcześniej (w 75 minucie Damian Tront trafił w poprzeczkę), ale w końcówce uzyskali przewagę wręcz przygniatającą, zwłaszcza po usunięciu z boiska Tanżyny za faul na Makuchu.

Mecz miał kilku bohaterów – właśnie Makucha, wyróżniającego się odważnymi atakami w pierwszej fazie, wspomnianego wcześniej Kuna, stopera i kapitana Miedzi Nemanję Mijuszkovicia, odgrywającego decydującą rolę w powstrzymywaniu ataków Widzewa po przerwie, ale piłkarzem meczu trzeba bezwzględnie ogłosił Jakuba Wrąbla. A mógł nim być rezerwowy Miedzi Szymon Matuszek, bo to jego strzały Wrąbel w cudowny wręcz sposób obronił w 89 i w drugiej z pięciu doliczonych minut.


***
Kwestia prymatu na półmetku ligi nie została więc rozstrzygnięta. Oba zespoły powiększyły jednak przewagę nad grupą pościgową, bo Korona przecież przegrała. Widzew pozostaje niepokonany w tym sezonie na swoim boisku, chociaż po siedmiu zwycięstwach dwa kolejne mecze już tylko zremisował, Miedź przedłużyła do siedmiu serię meczów bez porażki. Nie ulega wątpliwości, że obie drużyny będą miały spokojną zimę.


Widzew Łódź – Miedź Legnica 1:1 (1:1)

0:1 – Makuch, 23 min, 1:1 – Tanżyna, 43 min.

WIDZEW: Wrąbel – Stępiński, Dejewski, Tanżyna – Zieliński, Danielak (89. Kita), Hanousek, Kun, Gołębiowski (46. Michalski), Nunes (77. Mucha) – Montini (28. Guzdek). Trener Janusz NIEDŹWIEDŹ.

MIEDŹ: Lenarcik – Martinez, Mijuszković, Aurtenetxe, Carolina – Śliwa, Tront, Dominguez, Lahaire (69. Matuszek), Zapolnik – Makuch. Trener Wojciech ŁOBODZIŃSKI.

Sędziował Daniel Stefański (Bydgoszcz). Widzów 17 058.

Żółte kartki: Tanżyna – Mijuszković, Lehaire, czerwona: Tanżyna (87, druga żółta).

Piłkarz meczu – Jakub WRĄBEL.


Fot. facebook.com/widzew.ofi/Marcin Bryja