W Łodzi wiele sobie obiecują po meczu z Miedzią

W sobotę minie dokładnie pół roku od ostatniej porażki, jaką piłkarze Miedzi ponieśli w tym sezonie w I lidze. Dzień wcześniej okaże się, czy będą mieli okazję świętować tę miesięcznicę, bo w piątek Miedź zagra w Łodzi z ŁKS.


To najciekawszy mecz tej kolejki, nie tylko dlatego, że innych podczas tego weekendu nie będzie. W obu zespołach nie ma żadnych zawodników powołanych do reprezentacji i akurat tego meczu, w przeciwieństwie do innych, nie trzeba było przekładać. Zespół z Legnicy jest już spokojny i może przyzwyczajać się do miana drużyny z ekstraklasy, ŁKS natomiast wiele sobie po sobotnim spotkaniu obiecuje.

Wygrana sprawi, że łodzianie umocnią się w strefie barażowej, a i do drugiego w tej chwili w tabeli Widzewa będzie już blisko. Kto jednak zagwarantuje, że gospodarze zdobędą trzy punkty? Rywale nie raz już przecież boleśnie przywoływali zbyt pewnych siebie łodzian do porządku.

Teraz znów nastrój po wygranej z Resovią na wyjeździe zdecydowanie się poprawił. Rywali z Legnicy nastraszył przede wszystkim dwoma golami Pirulo. Miedź się go boi tym bardziej, że to właśnie Pirulo jesienią strzelił w Legnicy dwa gole, co dało wygraną gościom 2:0. Lider przegrał w tym sezonie tylko dwa mecze: 11 września z ŁKS i dwa tygodnie później z najbardziej nieobliczalnym zespołem I ligi, czyli Stomilem, 0:3.

W ciężkim meczu z Koroną w poprzedniej kolejce Miedź wywalczyła jeden punkt za remis 1:1. „To był brzydki, fizyczny mecz” – nie wahał się skrytykować swojej drużyny trener Wojciech Łobodziński, który na pewno czuł zażenowanie popisami swoich zawodników, którzy zobaczyli aż siedem żółtych kartek. I tak im się upiekło, bo „wykartkowany” na mecz w Łodzi został tylko Damian Tront, akurat jeden z dwóch zawodników Miedzi (drugi to Kamil Zapolnik), którzy w tym sezonie grali we wszystkich 26 meczach ligowych i pucharowych. W Łodzi nie zagra też Carlos Martinez, a to z kolei efekt czerwonej kartki przywiezionej przez niego dwa tygodnie temu z Jastrzębia.

Łobodziński zna Łódź i stary stadion ŁKS, bo przecież grał tu dziesięć lat temu – wiosną 2012 roku – zaliczając 11 meczów w ekstraklasie w koszulce klubu z Alei Unii, który był przedostatnim etapem jego kariery. Z ŁKS przeszedł do Miedzi i w Legnicy pozostał do dziś, jako zawodnik, a teraz od dziewięciu miesięcy jako trener. Warto przypomnieć przy okazji, że to jeden z tych piłkarzy, którzy zdobyli mistrzostwo Europy do lat 18 w 2001 roku, z rocznika Sebastiana Mili, Pawła Brożka, a z łódzkich klubów – Łukasza Madeja, Rafała Grzelaka, Pawła Golańskiego czy Roberta Sieranta. W finałowym meczu z Czechami 3:1 Łobodziński zdobył trzecią bramkę, która pieczętowała sukces.

W ŁKS nie ma tym razem żadnego piłkarza, który nie może grać z powodu nadmiaru kartek. Wróci zapewne do składu Nacho Monsalve i… znów trener będzie miał problem, kogo wystawić na środku obrony. W tym sezonie na tej pozycji grało aż ośmiu zawodników: Sobociński, Dąbrowski, Marciniak, Koprowski, wspomniany Monsalve, Lorenc, Rozwandowicz i Tosik w jedenastu (!) różnych parach. Zawsze był jakiś problem: kontuzje, kartki. Czasem takie nagłe zastępstwa były bardzo udane, konkurencja o miejsc w składzie mobilizuje, ale trochę stabilizacji w tej formacji też by nie zaszkodziło.

No to kto zgadnie, czy trener znów posadzi na ławce Koprowskiego, czy też poszuka innej pozycji na boisku dla Nacho? Jak powiedziałby Kazimierz Górski: „Jedno jest pewne. Pozycja kolegi Dąbrowskiego w drużynie jest niezagrożona.” Od postawy obrony ŁKS dużo będzie zależało. Trenerzy Miedzi doskonale wiedzą, że atak ŁKS jest silniejszy niż defensywa.

Trener Marcin Pogorzała będzie znów musiał dyrygować swoją drużyną zza kulis, bo odsunięty został od dwóch meczów po czerwonej kartce. Grę firmować więc będzie oficjalnie jego asystent Paweł Drechsler. Będzie to przedostatni mecz ŁKS na stadionie z jedną trybuną. Pozostałe trzy już są gotowe, trwają tylko ostatnie prace kosmetyczne i 22 kwietnia z Chrobrym Głogów ŁKS może grać już wobec 18 tysięcy widzów. I tu jest zmartwienie, bo frekwencja ostatnio nie była najlepsza. Jak więc najłatwiej zachęcić starych kibiców do chodzenia na mecze i zyskiwać nowych? Oczywiście wygrywać!


Fot. Marcin Bulanda/PressFocus