W Opolu tym razem zawód

Opolanie prowadzili, grali w liczebnej przewadze, ale nie dali rady sięgnąć po siódme w sezonie zwycięstwo.

Opolanie pierwszy raz od inauguracji sezonu – 0:4 z ŁKS-em – mieli prawo schodzić z murawy wściekli. Co prawda przedłużyli do ośmiu serię meczów bez porażki i gola straconego z akcji, ale wczorajszego wieczoru stracili 2 punkty, i to w dość frajerskich okolicznościach. Określenie może i dosadne, ale skoro przed własną publicznością prowadzisz 1:0 z mającym na koncie trzy kolejne porażki rywalami, a w 65 minucie jeden z nich otrzymuje czerwoną kartkę, to trudno o łagodny ton. Odra powinna pozostać na pozycji wicelidera tabeli, ale została wyprzedzona przez Niecieczę. Z drugiej strony, nie można też dać się zwariować, bo przed rundą w Opolu wszyscy wzięliby taki scenariusz nie tyle z pocałowaniem ręki, co nawet by w niego nie uwierzyli.

„Bony” – stadiony świata

Mecz ten rozpoczął się dla Odry świetnie. W 11 minucie kapitalnie z rzutu wolnego przymierzył Sebastian Bonecki. Środkowy pomocnik kropnął prostym podbiciem ze sporej odległości, piłka po drodze do siatki odbiła się jeszcze od słupka. Jego koledzy z zespołu aż łapali się za głowy. Stadiony świata… Wolnego tego wywalczył Dawid Czapliński, który – zgodnie z naszymi zapowiedziami – zastąpił w wyjściowym składzie lekko kontuzjowanego Arkadiusza Piecha.

„Czaplę” sfaulował Mateusz Bodzioch – czyli ten., który niegdyś święcił z Odrą triumfy, niedawno rozstał się ze Stalą Mielec i niespełna 2 tygodnie temu podpisał kontrakt z Radomiakiem, a w nowych barwach zadebiutował na świetnie sobie znanym opolskim boisku. Był to powrót średnio udany. Sprokurował jeszcze jednego podobnego wolnego, krótko przed końcem I połowy, zmarnowanego jednak przez Krzysztofa Janusa.

Wtedy Bodzioch sprowadził do parteru Dawida Korta, który wrócił do zdrowia i składu po dwóch kolejkach. Wytrwał godzinę, zmienił go Konrad Nowak, jeden z ojców ubiegłotygodniowej wygranej z Koroną Kielce.

Zmiennicy dali jakość

Spotkanie z Radomiakiem nie obfitowało w bramkowe okazje. W I połowie opolanie robili to, z czego słyną, pracując ofiarnie w defensywie na całej szerokości boiska. „Bliżej, bliżej!” – pokrzykiwał na kolegów bramkarz Kacper Rosa, długo pozostający bezrobotny. Po przerwie goście rozkręcali się, grali odważniej, Odra nie potrafiła uspokoić gry, przenieść jej ciężaru na połowę rywala, wyprowadzić groźniejszej kontry, wypracować sytuacji. Tego stanu rzeczy nie zmieniła nawet czerwona kartka. Może gdyby był Piech… Czapliński na ataku nie dał tej jakości. To nie był dzień opolan. Na 25 minut przed końcem Meik Karwot przebiegł się po Piotrze Żemle i ujrzał drugie „żółtko”, a stoper miejscowych długo nie podnosił się z murawy. Grając w dziesiątkę, Radomiak nie cofnął się i został za to w 77 minucie nagrodzony.

Akcja dwóch rezerwowych, Leandro i Karola Podlińskiego, przyniosła rzut karny (faulował Mateusz Kamiński), zamieniony na gola przez tego pierwszego. W Odrze zmiany nie wniosły tyle dobrego. Dopiero w piątej minucie doliczonego czasu gry postraszyła gości rzutem rożnym Łukasza Winiarczyka, ale próby Boneckiego i Kamińskiego zostały zablokowane. Gospodarze mieli czego żałować, ale schodząc z boiska i tak zostali gromko nagrodzeni przez opolską publikę, z którą rozstają się na bliżej nieokreślony czas…


2 GOLE w ostatnich 7 meczach straciła Odra, z Sandecją i Radomiakiem. Oba z rzutów karnych.


Na zdjęciu: Sebastian Bonecki zdobył wczoraj kapitalną bramkę z rzutu wolnego, ale nie dała Odrze pełnej puli.

Fot. Adam Starszynski/Pressfocus