W Podbeskidziu szansa dla zmienników

Trener Krzysztof Brede najbliższe dwa mecze potraktuje szkoleniowo. Zawodnicy, którzy grali ostatnio więcej, odpoczną.

Euforia i emocje po tym, jak w środę Podbeskidzie zagwarantowało sobie ekstraklasę, powoli opadają. Po meczu z Odrą Opole trener Krzysztof Brede podkreślił, że czas na świętowanie sukcesu jest krótki, bo drużynę czekają w tym sezonie jeszcze dwa spotkania.

Dziś, w Nowym Sączu, „górale” zmierzą się z Sandecją, która wciąż nie jest pewna utrzymania w I lidze. Opiekun bielskiego zespołu nie ukrywa nawet, że najbliższe mecze będą miały dla niego – i dla jego zespołu – charakter typowo szkoleniowy.

Bez kwestii szansę dostaną w nich zawodnicy, którzy w kluczowych spotkaniach grali mniej. Jednocześnie ci, którzy grali najwięcej – odpoczną. To nie tyle rozsądne, co logiczne rozwiązanie. Przypomnijmy, że w przypadku „górali” przerwa w rozgrywkach potrwa cztery tygodnie. Ostatni mecz na zapleczu Podbeskidzie rozegra 25 lipca.

Istnieje prawdopodobieństwo, że pierwsze spotkanie w ekstraklasie „górale” zagrają już 21 sierpnia, w piątek, czyli w dzień startu sezonu 2020/21. Skąd taki domysł? Otóż właśnie pierwszego dnia kończącego się sezonu, konkretnie 19 lipca zeszłego roku, grał ŁKS, czyli ówczesny beniaminek rozgrywek. Sezon wcześniej identycznie było w przypadku Miedzi Legnica.

W obronie mało alternatyw

Grono zawodników, którym – bez kwestii – należy się chwila wytchnienia jest w Podbeskidziu spore, choć, rzecz jasna, nie na wszystkich pozycjach trener Krzysztof Brede będzie mógł sobie pozwolić na eksperymenty. Tak jest w przypadku linii obrony, która – również zdaniem prezesa Bogdana Kłysa – wymaga wzmocnień.

Praktycznie żadnego pola manewru nie ma szkoleniowiec „górali” na bokach obrony. Przez cały sezon był on zresztą niewielki, choć trzeba przyznać, że boczni defensorzy „górali” spisywali się bez zarzutu. Teraz kontuzjowany jest Filip Modelski, który może grać na obu stronach. Wiele zatem wskazuje na to, że Bartosz Jaroch i Kacper Gach zagrają w Nowym Sączu, choć istnieje jeszcze pewien element zaskoczenia, na które zdecydować może się trener Brede.

Szymon Mroczko, nominalny prawy obrońca, grywał w zimowych sparingach, a także zadebiutował w tym sezonie w I lidze. W dwóch meczach uzbierał… 6 minut.

Na środku defensywy alternatyw również szkoleniowcowi „górali” brakuje. Dobrą wiadomością jest ta, że do gry gotów jest już – po kontuzji – Dmytro Baszłaj. I, prawdopodobnie, to on zagra w Nowym Sączu od pierwszej minuty. Jeżeli tak, to pewnie zastąpi Kornela Osyrę.

Piłkarz ten rozegrał w tym sezonie 31 z 32 spotkań. Wszystkie w pełnym wymiarze czasowym. Aleksander Komor występował o wiele mniej, dlatego to on powinien partnerować ukraińskiemu stoperowi w dzisiejszym spotkaniu.

Jest kilka konfiguracji

Jeżeli chodzi o drugą linię, to rozwiązań trener Brede ma zdecydowanie więcej. Zacznijmy od tego, komu należy się odpoczynek. Na pewno Karolowi Danielakowi. Najskuteczniejszy piłkarz Podbeskidzia w tym sezonie zrobił swoje. Jako jedyny zawodnik „górali” zagrał we wszystkich spotkaniach, spędzając na boisku 2665 minut.

Kto za niego? W obecnym układzie personalnym w bielskim zespole klasycznych prawoskrzydłowych brak, ale bliżej tej strony boiska może operować Mateusz Marzec. Który, z całą pewnością, czeka na szansę. Piłkarz ten, którego Podbeskidzie sprowadziło zimą z Bełchatowa, w sparingach prezentował się świetnie.

Później jednak złapał kontuzję i w decydujących meczach nie mógł się pokazać. Teraz jest już zdrowy i gotowy na to, aby powalczyć o wyjściową jedenastkę na ekstraklasę.


Czytaj jeszcze: Krajobraz po awansie


Rafał Figiel to kolejny gracz Podbeskidzia, który grał dużo. W środku pola może zastąpić go Adrian Rakowski. Albo Jakub Bieroński, który również może wystąpić w miejsce Michała Rzuchowskiego. Jest jeszcze Tomasz Nowak, a więc – jak widać – konfiguracji jest sporo. W dwóch ostatnich meczach, na lewym skrzydle, z kolei, w miejsce Łukasza Sierpiny grał Mateusz Sopoćko.

I pewnie tak zostanie, bo choć „Sierpikowi” nic poważnego nie dolega, to wątpliwe, aby trener zaryzykował. Żaden szkoleniowiec nie chciałby zaczynać rozgrywek ekstraklasy bez swojego kapitana.

Więcej uśmiechu

Marko Roginić, to piłkarz, o którym w tym sezonie powiedziano sporo. To również zawodnik, który – pod okiem trenera Bredego – rozwinął się nieledwie w oczach. Zimą zeszłego roku trafił pod Klimczok i – w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu – nie strzelił ani jednego gola.

Kibiców swoją grą częściej irytował, a dziś nikt sobie nie wyobraża napadu „górali” bez niego. – Myślę, że odpowiedzialna jest za to drużyna. To ona na mnie wpłynęła, a dzięki niej mogłem grać i czuć się dużo lepiej. Pokazałem to na boisku i jestem niesamowicie szczęśliwy. Z tego, że trafiłem do Podbeskidzie i udało się nam awansować do ekstraklasy – powiedział chorwacki napastnik, który w tym sezonie strzelił 11 bramek. Pewnie mógł więcej, ale warto zaznaczyć, że zanotował również 7 asyst, co już tak oczywiste w przypadku środkowego napastnika nie jest.

Roginić, mając na uwadze Kamila Bilińskiego, również powinien już odpoczywać. Po meczu z Odrą Chorwat był prze szczęśliwy – To coś niesamowitego. Coś specjalnego. Tego nie da się opisać. To najlepsze uczucie w moim życiu – zapewnił i podkreślił, że indywidualne osiągnięcia nie są takie ważne. A ponadto dodał, że częściej będzie się… uśmiechał.

– Najistotniejsze jest to, że awansowaliśmy! Bramek nie celebruję w jakiś specjalny sposób, bo to jest moja praca. Cóż, może teraz zacznę się uśmiechać częściej – powiedział 25-letni napastnik.

Kończąc warto zaznaczyć, że bramkarz grać może codziennie, choć i w tym przypadku należy oczekiwać zmiany i Rafała Leszczyńskiego między słupkami w meczu w Nowym Sączu.




Na zdjęciu: Marko Roginić (z prawej) jest jednym z tych zawodników Podbeskidzia, który teraz nieco odpocznie.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus