W przypadku Mandrysza historia zatoczyła koło

Ostatnie miesiące były dla mnie ciężkie z psychicznego punktu widzenia. Bardzo się cieszę, że ten spór z Katowicami wreszcie się zakończył, że wreszcie mogłem zmienić barwy klubowe i przejść do Ruchu. Cieszę się, że tu trafiłem – to były pierwsze słowa Pawła Mandrysza po podpisaniu w w środę Chorzowie umowy, która będzie obowiązywała do końca sezonu z opcją przedłużenia jej o rok.

Niespełna 21-letni pomocnik – urodził się 1 grudnia w Szczecinie, w czasach, gdy jego tata był zawodnikiem Dumy Pomorza, a potem także jej szkoleniowcem – rozwiązał we wtorek kontrakt z GieKSą. Odbyło się to nie bez problemów, więc był to gorący okres, ale mało sportowy epizod z klubem z Bukowej, w którym grał przez ostatnie dwa lata, rozgrywając 45 spotkań w pierwszej lidze i strzelając dla GKS-u cztery bramki.

A potem kwestia rozwiązania jego kontraktu z GieKSą trafiła na wokandę PZPN-u, który przyznał rację zawodnikowi.

Pomógł PZPN

– Łatwo nie było – przyznaje „Mandi”. – To była pierwsza taka sytuacja w życiu. Pierwsza dłuższa rozłąka z piłką na tym szczeblu rozgrywek. Przed sezonem nie zostałem zgłoszony przez katowicki klub do rozgrywek, o czym dowiedziałem się w ostatnim dniu okienka transferowego. I to nie zostałem oficjalnie poinformowany przez katowickich działaczy, a na własną rękę.

Potem sprawa trafiła do piłkarskiej centrali, była jedna rozprawa, potem druga. – Szkoda, że tak się stało, ale już o tym nie myślę. Jestem bardzo szczęśliwy, że mam to już za sobą. Jestem teraz w innym miejscu, mam nowe wyzwania przed sobą – zapewnia Paweł Mandrysz i zdradza jak trafił do Chorzowa. – Ruch już wcześniej przejawiał zainteresowanie mną, a teraz gdy chorzowscy działacze dowiedzieli się, że będę wolnym zawodnikiem doszło do błyskawicznej finalizacji rozmów. Muszę przyznać, że Ruch był bardzo konkretny.

Niczego nie żałuje

Najmłodszy z Mandryszów – starszy brat Robert zaczynał przygodę z piłką w Gwarku Zabrze, potem był w Pogoni Szczecin, Bogdance Łęczna, Rozwoju Katowice, Bytovii, a obecnie jest zawodnikiem Chrobrego Głogów – piłkarskiego rzemiosła uczył się w Rybniku, w tamtejszym ROW-ie.

Jako 16-latek debiutował w rozgrywkach I ligi. Od 18 roku był podstawowym zawodnikiem ROW-u, skąd trafił do Katowic. Ale chyba mało kto wie, że jako czternastolatek grywał też u boku taty w… reprezentacji Śląska oldbojów! – Tak było, jako bardzo młody chłopak grywał już z dużo starszymi znanymi piłkarzami.

Miało to miejsce w Dankowicach na stadionie Pasjonata, klubu, którego prezesem jest tata Macieja Sadloka – uśmiecha się nowy zawodnik „Niebieskich” podkreślając, że nie ma dla niego większego znaczenia fakt, że jego kariera robi krok wstecz.

Bez ujmy

– Nie ma dla mnie żadnej ujmy, że przeszedłem z klubu pierwszoligowego do drugoligowego. Pamiętam jak zaczynałem grać w dorosłej piłce w drugiej lidze, to do dziś mam o tym dobre wspomnienia. W Chorzowie może się też coś fajnego stać, wierzę, że Ruch wróci szybko tam, gdzie jest jego miejsce, czyli do ekstraklasy. Już pierwszy dzień w nowym klubie, pierwszy trening utwierdził mnie, że dobrze zrobiłem.

Chłopcy dobrze mnie przyjęli. Łatwiej wchodzi się do szatni, gdy widzisz uśmiechy, życzliwość nowych kolegów. Kilku zresztą już wcześniej znałem. Michała Walskiego i Adama Wilka ze zgrupowań młodzieżowej reprezentacji Polski. Z Wojtkiem Kędziorą byłem w Katowicach. Tomka Podgórskiego czy Kubę Kowalskiego znam z boiska. Mam zamiar przeprowadzić się do Chorzowa, wynająć tutaj mieszkanie, bo dwa lata dojazdów z Rybnika, gdzie mieszkam na stałe do Katowic było bardzo męczące.

W Ruchu będę grał z numerem 97, bo numery, z którymi grywałem wcześniej, były już zajęte. Cyfra 97 jest moim rokiem urodzenia, więc biorę koszulkę z tym numerem jako delikatny talizman na przyszłość.

Historia zatoczyła koło

W przypadku Mandrysza historia zatoczyła koło, bo trafiał do klubów – Ruchu Chorzów (2002-2003) i GieKSy (2017-2018), których trenerem był w przeszłości jego tata. – W Katowicach to tak naprawdę ja byłem przed nim – uśmiecha się „Mandi”. – W Chorzowie tata pracował lata temu, możliwe, że bywałem wtedy na meczach Ruchu, ale tych czasów kompletnie nie pamiętam. Tata do dziś nam z Robertem kibicuje, naszym wiernym kibicem jest także mama, ale ona się bardzo denerwuje, stresuje na naszych meczach, więc wolimy niech trzyma za nas kciuki w domu, w ciszy i spokoju.

Motywujący wyjazd

W niedzielę Ruch jedzie na ligowy mecz do Rybnika, do klubu, w którym Paweł zaczynał przygodę z piłką, dał mu szansę debiutu w dorosłych rozgrywkach. – To będzie decyzja trenera, czy znajdę się w kadrze meczowej, czy pojadę do Rybnika, gdzie na boisku spędziłem pół dorosłego życia – dodaje. – Na pewno byłoby to bardzo motywujące, prestiżowe dla mnie. Brakuje mi jeszcze rytmu meczowego, bo zagrałem tylko w dwóch spotkaniach rezerw GKS-u w A-klasie, ale byłem w normalnym, pełnym treningu z drużyną, więc fizycznie jestem przygotowany do gry. Czuję wielki głód piłki, mam nadzieję, że w Chorzowie zaprezentuję się z dobrej strony i pomogę drużynie.

 

Na zdjęciu: Nasz bohater, jeszcze w żółtych barwach klubu z Katowic.