W Radomiu rozgrzali się do czerwoności

Temperaturą meczu beniaminka ekstraklasy Radomiaka z Legią w sobotę późnym wieczorem, można by obdarzyć kilka ligowych spotkań. Gospodarze sensacyjnie zwyciężyli 3:1, a prowadzący mecz Jarosław Przybył miał ręce pełne roboty.


W całym spotkaniu arbiter z Kluczborka pokazał aż 3 czerwone kartki! Zobaczył ją za uderzenie przeciwnika Filip Mladenović oraz w samej końcówce Fiipe Nascimento i Josue. Kartki, dodajmy, pokazane jak najbardziej słusznie, bo wszystko poprzedziła jeszcze analiza VAR. Po meczu trener Czesław Michniewicz grzmiał.

– Przegraliśmy bardzo ważny mecz. Zagraliśmy słabe spotkanie, a na dodatek sami się osłabialiśmy. W kluczowych momentach dostaliśmy dwie czerwone kartki. Nie widziałem jeszcze tych sytuacji, ale skoro interweniował VAR, to na pewno były zasłużone. Martwi mnie nie tylko przegrana, ale też zachowanie i to, że nie potrafiliśmy się opanować. Takie zachowanie jest nieakceptowalne – mówił zdenerwowany szkoleniowiec mistrza Polski.

Oprócz czerwonych kartek w obfitości pokazywane były też żółte kartoniki. Jeśli do czerwonych napomnień nie było większych zastrzeżeń, to „żółtka” pokazywane przez sędziego Przybyła wzbudziły już komentarze ekspertów. Tak było choćby z upomnieniem na początku meczu, a konkretnie w 7 minucie Mario Rondona.

– Zawodnik Radomiaka w tej sytuacji prowadził piłkę. Był graczem, który wcześniej miał nad nią kontrolę i w tym jego zagraniu nie widać jakiejś złośliwości, chęci unieszkodliwienia przeciwnika. Chciał zagrać piłkę, a wszedł niefortunnie nakładką, ale czy to jest żółta kartka? Arbiter mógł postąpić w tej sytuacji inaczej – komentował w niedzielę w stacji Canal+ w „Lidze + Ekstra” Adam Lyczmański, ekspert sędziowski.



Wątpliwości wzbudziła też żółta kartka dla Ernesta Muciego na początku drugiej połowy. – Muci próbuje walczyć cały czas o piłkę, a Leandro upada, ale żółta kartka nie wpisywała mi się w tej sytuacji – dodawał Lyczmański. Co do czerwonych kartek nie było takich wątpliwości i zaraz na początku rozgrywek mamy swoisty rekord w ilości wyrzuconych graczy, który w kolejnych grach – choć do zakończenia sezonu jeszcze daleko – trudno będzie pobić.


Fot. Rafał Rusek/PressFocus