W Radzionkowie wiara nie zgasła

Gdyby rozgrywki kończyły się dziś, byłby w gronie spadkowiczów. Nie po to jednak z takim mozołem walczył przed rokiem o awans, by na III-ligowym szczeblu być tylko sezon. Niedawny remis (1:1) z rezerwami Górnika Zabrze wlał nieco optymizmu. Zwłaszcza II połowa w wykonaniu żółto-czarnych mogła się podobać; byli aktywni, prowadzili grę, kreowali sytuacje strzeleckie, ale nie przekładało się to na gole. Niedosyt był olbrzymi, lecz wszyscy związani z klubem żyli nadzieję, iż karta wkrótce się odwróci.

Środowa wizyta w Polkowicach zakończyła się jednak fatalnie. Jej okoliczności były przedziwne, a wszystko zaczęło się przed pierwszym gwizdkiem, gdy rozsypała się defensywa. Tomasz Harmata wypadł z gry z powodu kontuzji. Podczas rozgrzewki urazu doznał Kamil Banaś, a Michał Staszowski, który mógłby go zastąpić na środku obrony, pauzował za kartki. Na newralgicznych wręcz pozycjach wystąpili więc 21-letni Marcel Groń i niespełna 19-letni Patryk Wnuk. Ten drugi pograł tylko dwa kwadranse, bo dopuścił się faulu ratunkowego, za jaki zwykle pokazywana jest czerwona kartka. Od tego momentu niepewnie grająca obrona – wcześniej pozwoliła liderowi zdobyć dwie bramki – kompletnie się rozsypała.

Próba ratowania przed klęską nie powiodła się, bo przesunięty z prawej strony defensywy Daniel Sorka, a także Szymon Małecki, Mikołaj Łabojko i Kamil Kopeć, którzy na plac gry weszli po zmianie stron, nie byli w stanie powstrzymać rozkręcających się polkowiczan. Do dwóch goli dorzucili cztery, a – jak wyliczyli statystycy – na bramkę Dawida Stambuły oddali w sumie 38 strzałów! Porażka 0:6 to klęska. Trzeba się było cofnąć o 20 lat, by znaleźć podobny wynik. Pół tuzina bramek radzionkowianie stracili 11 kwietnia 1999 roku w Krakowie, gdzie ulegli Wiśle, nie mającej wówczas w kraju większej żadnej konkurencji. Ruch tamten sezon skończył na 6. miejscu.

Dziś zajmuje 14. pozycję, a ta – jak już wspomnieliśmy – oznacza degradację. Bo choć regulamin mówi, że z III ligą pożegnają się trzy ostatnie zespoły, to już wiadomo, że będzie ich więcej. Konieczne jest bowiem zrobienie miejsca dla II-ligowych spadkowiczów z makroregionu śląskiego. Na dziś są to Rozwój Katowice i Ruch Chorzów, a w niedzielę do tego duetu może jeszcze dołączyć ROW 1964 Rybnik. Wtedy „czerwona strefa” obejmie zespoły z miejsc 13-18. Aby oddalić czarny scenariusz, trzeba zdobywać punkty.

– Ciężko jest wyrzucić z głów to, co wydarzyło się w środę, ale musimy to zrobić i skupić się na robocie. Będziemy walczyć do końca. Wiara, motywacja i doping mogą zdziałać cuda – twierdzi prezes Marcin Wąsiak, zapraszając niejako na pierwsze z pięciu podejść, czyli sobotni (17.00) mecz z Lechią Dzierżoniów. Sytuacja tego zespołu jest jeszcze trudniejsza (17. miejsce i 7 pkt straty do „Cidrów”), ale wiosną, a w szczególności po zmianie trenera, punktuje regularnie. W Radzionkowie na nerwowe ruchy się nie zanosi. – Od dłuższego czasu razem coś budowaliśmy, teraz trzeba to wspólnie obronić – podkreśla prezes Wąsiak.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ