W Rzeszowie polał się szampan

Coś, czego nie udało się dokonać przed dwoma laty, udało się w tym sezonie. Rzeszowska Stal świętuje awans na zaplecze ekstraklasy.


To była bezsenna noc w stolicy Podkarpacia, ale chyba żadnego ze 197 tysięcy mieszkańców nie mogło dziwić, że jeszcze długo po końcowym gwizdku środowego meczu z Hutnikiem Kraków ze stadionu przy Hetmańskiej dochodził chóralny śpiew, a gwiaździste niebo rozświetlały fajerwerki…

Na 4 kolejki przed zakończeniem II-ligowych rozgrywek żadna siła nie będzie w stanie odebrać awansu Stali Rzeszów, która po 28 latach doczekała się promocji na zaplecze ekstraklasy. 28 lat to kawał czasu. Gdy drużyna z Hetmańskiej żegnała się z ówczesną II ligą, większości obecnych zawodników nie było jeszcze na świecie, a Patryk Małecki czy Andreja Prokić, najstarsi zawodnicy biało-niebieskich, mieli po 5-6 lat i raczej nie wiedzieli, że zostaną piłkarzami.

Koronacja odłożona

Nie odkryjemy Ameryki, jeśli napiszemy, iż awans Stali był jedynie kwestią czasu. Przy sprzyjających okolicznościach mogła świętować już w Wielką Sobotę. Wszystko co najważniejsze do celebracji sukcesu było przygotowane. Wystarczyło „tylko” wygrać z Ruchem Chorzów.

Świetna atmosfera na trybunach, na których zasiadło 8500 widzów (o takiej frekwencji wiele wyżej notowanych kubów może tylko pomarzyć) najwyraźniej zdeprymowała gospodarzy, bo w szlagierze rundy wiosennej przegrali 1:2. Była złość, ale nie załamanie, bo rzeszowianie wiedzieli, iż prędzej czy później zdołają przypieczętować awans. Ich kibice woleli, by nastąpiło to prędzej, ale wygrana (2:1) we Wrocławiu z rezerwami Śląska dała jedynie 3 „oczka”, bo w tym samym czasie depcząca po piętach Stali Chojniczanka otrzymała punkty walkowerem za mecz z wycofanym z rozgrywek Bełchatowem, więc koronację trzeba było odłożyć.

Niespodziewana porażka (0:1) Ruchu z Radunią Stężyca jeszcze bardziej wyprostowała ścieżkę rzeszowianom. Rachunek był prosty – jakakolwiek strata punktów przez „Niebieskich” w wyjazdowym spotkaniu z Wisłą Puławy utrzymywała bowiem 12-punktową przewagę Stali, co gwarantowało jej minimum 2. miejsce, gdyż na boisko wybiegną tylko trzykrotnie (w 33. kolejce zostanie jej przyznany walkower za Bełchatów), a chorzowian czekają 4 spotkania.

Gorąca linia

Grający bez wsparcia kibiców Ruch (to kara za pokaz pirotechniki zaprezentowany przez ponadtrzytysięczną grupę podczas wspomnianego meczu w Rzeszowie) spotkanie z Wisłą rozpoczęła o 18.00. Naturalnym było więc śledzenie tego, co się dzieje w Puławach, a brak goli coraz bardziej podnosił ciśnienie zawodnikom Stali. To się przełożyło na ich poczynania, a pokłosiem nerwowego początku był gol stracony z rzut karnego w 17 minucie (Dominik Zawadzki).

Rzeszowianie szybko się jednak otrząsnęli i po 7 minutach do remisu doprowadził Kacper Sadłocha, a 6 minut później poprawił Łukasz Góra, pochodzący z Lublińca, niezwykle ostatnio skuteczny obrońca. Gdy gospodarze wychodzili na drugą połowę, z 2500 gardeł przywitało ich chóralnym „awans jest nasz”, a zawodnicy wiedzieli, że chorzowianie podzielili się punktami z wiślakami (0:0) i w żaden sposób nie zdołają ich wyprzedzić.

Trudno się było dziwić rozluźnieniu „stalowców”, czego efektem był gol na 2:2, stracony w 58 minucie (Krzysztof Świątek). Miejscowi wykazali jednak cechy prawdziwych sportowców i przy aplauzie fanów w 64 minucie do remisu doprowadził Patryk Małecki. Krakowianie, którym bardzo zależało na oddaleniu się od strefy spadkowej, chwilę później musieli grać w osłabieniu, gdyż czerwoną kartkę zobaczył Tomasz Jaklik. To ich jednak nie zdeprymowało i wykorzystując rozluźnienie rywali – za sprawą Krystiana Lelka – zdołali ustalić rezultat na 3:3.

Historia zatoczyła koło

Okoliczności tego spotkania pozwoliły trenerowi Danielowi Myśliwcowi na miły gest. Było nim wejście na boisko Sławomira Szeligi, który doczekał się… pierwszego występu w tym sezonie. Dla prawie 40-letniego wychowanka Stali był on czymś wyjątkowym i szkoleniowiec chciał, by doświadczony oraz mający ekstraklasową przeszłość (172 mecze/3 gole w Widzewie i Cracovii) dołożył cegiełkę do awansu.

Gdy Stal żegnała się z II ligą, Szeliga miał 12 lat, pewnie podawał piłki na meczach, więc tamtą degradację musi pamiętać. Dla niego historia zatoczyła koło, a 7. sezon z rzędu w biało-niebieskich barwach zakończył upragnioną promocją.

Lot Myśliwca

Ostatni gwizdek sędziego przyjęty został euforycznie. Butelki, które leżały w lodówce od 10 dni, porządnie zdążyły się schłodzić i w końcu doczekały się odkorkowania. Szampan lał się więc strumieniami przy gromkim śpiewie rozentuzjazmowanych kibiców. Było pozowanie do wspólnego zdjęcia, konfetti, baner z napisem „Awans jest nasz”, a także cygaro, które odpalił Piotr Głowacki, z dumą dzierżący puchar za awans.

– Podpisując pięcioletni kontrakt, powiedziałem, że chciałbym w tym czasie awansować do ekstraklasy. Zostały mi jeszcze trzy lata umowy i jestem wręcz przekonany, że to zrobimy – powiedział kapitan rzeszowskiej drużyny, co by wyjaśniało hasło na okolicznościowych koszulkach: „Pierwsza liga – idziemy po więcej”.

– Odkąd jestem w Stali, w każdym przypadku ostatni mecz sezonu był o coś. Z Podhalem Nowy Trag dał awans do II ligi, w następnym sezonie przegrany baraż z Resovią, a w ostatnim sezonie mecz z rezerwami Lecha Poznań, w którym mogliśmy sobie zapewnić baraże. Teraz mamy troszeczkę spokoju, ale ja bardzo chciałbym zakończyć rozgrywki na 1. miejscu, a przy okazji pobić rekord Górnika Polkowice z zeszłego sezonu. By tego dokonać, musimy jeszcze minimum 7 punktów – podkreślił Głowacki, szczególnie doceniając rolę trenera Daniela Myśliwca, który – w dowód uznania – pofrunął na ramionach swych podopiecznych.

Jak dzieci

Później o swoich wrażeniach miał opowiedzieć przedstawicielom mediów, ale… nie było mu to dane, bo do salki konferencyjnej wparowali zawodnicy z wielkim magnetofonem, z którego głośników płynęły „Dzieci” zespołu Elektryczne Gitary. Trener fachowo wystukał na stoliku rytm perkusji i zaczął śpiewać ze swoimi skaczącymi z radości chłopakami, nie zważając na lejący się zewsząd szampan.

„Takie konferencje to ja rozumiem” – skomentował to zdarzenie prezydent Rzeszowa Konrad Fijołek, który złożył wizytę w szatni świeżo upieczonego beniaminka, wygłosił gratulacyjną przemowę, pokrzyczał z zawodnikami i… przyjął meldunek z wykonanego zadania, jakim było wyrwanie się z II ligi. Sezon jednak się jeszcze nie skończył…

Liczby

1 PUCHAR POLSKI zdobyty w sezonie 1974/75.

11 SEZONÓW w ekstraklasie (79 zwycięstw, 97 remisów, 114 porażek; bramki 297:377).

20 LAT na zapleczu ekstraklasy (205 zwycięstw, 191 remisów, 188 porażek; bramki 653:612).


Na zdjęciu: Trudno się dziwić, że w szatni stadionu przy Hetmańskiej radości nie było końca…

Fot. Facebook/Stal Rzeszów