W Skrze Częstochowa zakontraktują jeszcze sześciu

Rozmowa z Arturem Szymczykiem, prezesem Skry Częstochowa.


Do inauguracji I-ligowego sezonu zostały 2 tygodnie. Gdzie domowe mecze rozgrywać będzie Skra?

Artur SZYMCZYK: – Dwa pierwsze – z Koroną Kielce i Resovią – przenieśliśmy na wyjazdy. Chcemy grać na Limanowskiego, ale obiekt ten nie jest jeszcze odebrany ani przez PZPN, ani przez nadzór budowlany. Dalej trwa jego modernizacja.

Czy miasto zgadza się na grę Skry przy Limanowskiego?

Artur SZYMCZYK: – Mamy dokument mówiący o tym, że jeśli drużyna awansuje do I ligi, to będzie mogła korzystać z tego stadionu. Otrzymaliśmy tę zgodę w momencie składania dokumentacji do licencji na grę w I lidze. Działo się to na przełomie marca i kwietnia.

Ale głosy z Częstochowy dotyczące waszego egzystowania na stadionie będącym matecznikiem Rakowa płyną różne.

Artur SZYMCZYK: – Dlatego rozmawiamy z pierwszoligowymi rywalami i zabezpieczamy się na rundę jesienną. Wiemy, jak wygląda sytuacja w naszym mieście i widzimy, jak przebiegają prace na stadionie. Raków z tego powodu też przekłada domowe mecze na wyjazdy, nie mówiąc już o tym, że europejskie puchary rozgrywać będzie w Bielsku-Białej. Nie patrzmy na Skrę, a to, co dzieje się infrastrukturalnie wokół Rakowa, bo to dla Częstochowy większy problem.

Wy we wniosku licencyjnym jako obiekt zastępczy wskazaliście Stadion Ludowy w Sosnowcu.

Artur SZYMCZYK: – Jesteśmy w kontakcie z zarządcą stadionu. Mamy zapewnienie, że jeśli będzie taka potrzeba, to będziemy mogli tam gościć i rozgrywać mecze.

Jak dużym wysiłkiem finansowym byłaby dla Skry gra w Sosnowcu?

Artur SZYMCZYK:– Wynajęcie Stadionu Ludowego byłoby kolejnym gwoździem do trumny, krokiem w stronę przepaści finansowej.

Po awansie do I ligi pod znakiem zapytania stanęło nie tylko to, gdzie będziecie rozgrywać mecze, ale też trenować.

Artur SZYMCZYK: – W tej chwili korzystamy z uprzejmości Blachowni. W ten sposób środki, które miasto kładzie na to, żeby Skra mogła grać w Częstochowie, zasilają budżet innego samorządu. To kolejna dziwna sytuacja.

W Częstochowie nie ma boiska, na którym moglibyście trenować?

Artur SZYMCZYK: – Nie chcemy korzystać ze zużytej już sztucznej murawy na naszej Loretańskiej. To nie wchodzi w grę, grozi kontuzjami i tysiącami złotych wydawanymi na leczenie zawodników. Obiekt przy Limanowskiego jest w całości dla Rakowa. Nie mamy zatem gdzie trenować. Jak większość klubów w Polsce, borykamy się po sukcesie z problemami infrastrukturalnymi.

Artur Szymczyk

Nikt nie zakłada, że trzeba przygotować klub do lepszej sytuacji sportowej – nawet wiedząc, że w tym klubie kładzie się środki na akademie piłkarskie, które mocno się rozwijają i będą w przyszłych latach zasilać seniorskie drużyny na centralnym szczeblu. Dla mnie to niezrozumiałe, że magistrat mając świadomość prężnie rozwijających się akademii – nie tylko męskich, ale i żeńskich – nie patrzy do przodu. Wie, że trzeba zburzyć stary wiadukt i postawić nowy, ale nie potrafi zadbać o infrastrukturę dla setek dzieci i młodzieży.

W szybkim tempie kręci się u was transferowa karuzela. Na razie głównie wypożyczacie zawodników z innych klubów.

Artur SZYMCZYK: – Trochę przykre, że tak musi być. Ale jednocześnie spójrzmy odwrotnie: za chwilę nasi zawodnicy mogą wyjeżdżać daleko poza Częstochowę. Nasi wychowankowie poszli do Widzewa, Wisły, a nie zostali w naszym mieście. Gdybyśmy pozostali w II lidze, stawialibyśmy w większym stopniu na kolejnych młodych. Nie chcemy jednak, by nasz pobyt w I lidze był tylko epizodem. Wypożyczamy ludzi, by się utrzymać. Szukamy takich mających pierwszoligowe obycie.

Sześciu zawodników pozyskaliście, odeszło 11. Ilu jeszcze może przyjść?

Artur SZYMCZYK: – Myślę, że zakontraktujemy kolejnych sześciu. Rotacja jest bardzo duża, ale pokazuje też, jak mocno nam zależy, by się utrzymać.

Po awansie rozpadła się wam drużyna. Z 15 zawodników, jacy zagrali w finale baraży w Kaliszu, w klubie nie ma 9!

Artur SZYMCZYK: – Większość mieliśmy wypożyczonych. Sezon w Skrze okazał się dla nich trampoliną i kluby macierzyste nie chcą ich już oddać, bo widzą, jaki postęp zrobili, dostając od nas szansę i ogrywając się. Dajemy zawodnikom to, czego oczekują, a potem… musimy budować kolejną drużynę. Dobierać graczy umiejętnie i szczęśliwie, by zapewnili nam realizację celu, którym w najbliższym sezonie będzie utrzymanie.

Co z Kamilem Wojtyrą?

Artur SZYMCZYK: – Zostaje. Przedłużył kontrakt o kolejny rok – do czerwca 2023. Gdybyśmy nie dali mu teraz podwyżki – mając świadomość, jak jest przydatny i że został królem strzelców drugiej ligi – to bylibyśmy słabym klubem. Chłopak ma poukładane w głowie. Wie, że drastyczny przeskok mógłby być dla niego niezbyt korzystny i skończyć się siedzeniem na ławce. Chce pokazać – to jego słowa – że jest bramkostrzelnym napastnikiem, że poprzedni sezon nie był przypadkiem. To może okazać się korzystne dla wszystkich. Jeśli strzeli w pierwszej lidze 10 bramek, to kluby z wyższych lig czy nawet zagranicy będą miały potwierdzenie, że to dobry napastnik.

Ale chętni byli już teraz? Pisało się o Stali Mielec?

Artur SZYMCZYK: – Odpowiem tak: kondycja niektórych klubów z najwyższego szczebla rozgrywek jest taka, że chcąc kupić króla strzelców II ligi proponują śmieszną kwotę w pięciu ratach. Nie podam jej konkretnie, bo dla kogoś może śmieszna by nie była, ale w tym wypadku tak – i to jeszcze podzielona na kawałki. Słysząc o tej propozycji, sam Kamil powiedział, że nawet gdyby była to jednorazowa wpłata, to nie chciałby z niej skorzystać, bo byłoby to uwłaczające.

Z pozostania najlepszego napastnika na pewno ucieszył się trener Jakub Dziółka. To nie była trudna decyzja, by po awansie dołączyć go do sztabu?

Artur SZYMCZYK: – Stawiamy na ludzi, którzy nas w przeszłości nie zawiedli i wiedzą, jaka jest specyfika tego klubu. Trudno dobrać sztab, który oczekuje bardzo dużego profesjonalizmu organizacyjnego i świetnych warunków finansowych. U nas organizacja jest, ale wielkie finanse – nie, nie mówiąc o infrastrukturze. Musimy mieć trenera, który czuje ten klimat, czuje specyfikę klubu i problemy, nie boi się wyzwań, a jednocześnie chce się uczyć i pokazywać swoją wartość. Jakub Dziółka nam to gwarantuje, a czas spędzony w Cracovii sprawił, że wrócił do nas po latach ze znakomitym bagażem doświadczeń.


Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus