W Skrze zawaliło się wszystko

Z budynku klubowego Skry zostały tylko ściany i wszystko w Częstochowie – z przetrzebioną kontuzjami drużyną włącznie – budowane jest od nowa.


Od 3 września, kiedy to Skra wygrała w Rzeszowie z Resovią, częstochowianie są na równi pochyłej i zsunęli się już do strefy spadkowej. Pięć porażek z rzędu i bilans bramkowy 1:12 muszą budzić niepokój.

Bez nerwów

– Na pewno czujemy niesmak – mówi prezes Skry od 16 lat Artur Szymczyk. – Nie musimy jednak sięgać daleko w przeszłość, żeby przypomnieć sobie trudne chwile z sezonu… w którym awansowaliśmy do II ligi. Wtedy też wpadliśmy w dołek i w 9 meczach zdobyliśmy 3 punkty za 3 remisy, ponosząc 6 porażek. Skończyło się jednak szczęśliwie. To nam dodaje wiary i powiem szczerze, że w klubie nie jest nerwowo. Doskonale zdajemy sobie sprawę, w jakich warunkach trenujemy i gramy. Nie mamy swojego obiektu – nawet budynku klubowego, bo przy ulicy Loretańskiej jest totalny plac budowy i wchodząc w nasze cztery ściany spoglądamy na niebo, które mamy nad głowami. Mocno zaangażowaliśmy się w te prace, żeby jak najbardziej przyspieszyć dzień oddania obiektu i przez to mam teraz rzadszy kontakt ze sztabem trenerów i drużyną, która w dodatku trapiona jest plagą kontuzji. Zdajemy więc sobie z tego wszystkiego sprawę i spoglądając w tabelę czujemy wielki niedosyt, ale na pewno nie ma nerwowych ruchów. Tym bardziej, że jesteśmy przed końcówką rundy jesiennej i gwałtowne posunięcia nie są wskazane. W ogóle nie jest to w naszym klubowym DNA, aby reagować bez głębszych przemyśleń – dodaje prezes.

Odbija się na wynikach

Do zakończenia rozrywek w tym roku podopiecznym Jakuba Dziółki – licząc z dzisiejszą potyczką z Chrobrym Głogów – pozostały jeszcze cztery mecze. – Chyba jeszcze nigdy w życiu nie czekałem na zimę z takim utęsknieniem – dodaje sternik częstochowskiego klubu. – Niech się ta runda zakończy, bo mamy naprawdę duże plany i ogromne nadzieje związane z wiosną. Im szybciej do niej dojdzie, tym powinno być lepiej pod każdym względem. Będziemy mieli swój dom, podreperujemy się finansowo, a zawodnicy, którzy się w tej chwili leczą, będą już wracać do gry. Ich brak na pewno odbija się na wynikach, bo: Krzyżak, Michalski, Lukoszek, Baranowicz, Pyrdoł, Nocoń, Olejnik, Kozłowski, Sadowski i Burman, który nie gra z powodu wykrycia wady serca, to przecież cała drużyna, której my nie mamy, albo nie mieliśmy przez znaczną część rundy. Zwaliło się więc wszystko: od budynku klubowego po wyniki. Mamy tylko ogrodzenie i wyprofilowany grunt, na którym będzie drenaż, nawodnienie, podgrzewanie, nowoczesna płyta, oświetlenie, trybuny i do tego dojdzie wyremontowany budynek, rozebrany od pierwszego piętra. Wstawiamy nowe klatki schodowe, kładziemy kostkę brukową, obejście i wierzymy, że po zakończeniu tych wszystkich prac budowlanych wszystko już będzie na właściwym miejscu, zaczynając od pozycji drużyny w tabeli – mówi z optymizmem Szymczyk.

Ciekawe starcie trenerskie

Nie znaczy to jednak, że na finiszu rundy jesiennej piłkarze Skry oddadzą punkty bez walki. Wręcz przeciwnie, mimo tych wszystkich trudności wybiegną na murawę w Bełchatowie, żeby wygrać z Chrobrym. – Wiemy, że głogowianie wygrali 4:1 swój ostatni mecz z GKS-em Tychy, z którym my wcześniej przegraliśmy 0:5 – przypomina włodarz Skry. – Matematyka skazuje nas więc na porażkę, ale piłka to nie rachunki i z tych rezultatów tak naprawdę nic nie wynika. Nie patrzymy na naszego najbliższego rywala przez pryzmat jego miejsca w okolicach strefy barażowej, tylko skupiamy się na naszych możliwościach i atutach. Mamy też w tym meczu swój podtekst, bo naszym rywalem będzie zespół prowadzony przez naszego byłego szkoleniowca Marka Gołębiewskiego i na pewno będzie to ciekawe starcie trenerskie, w którym życzę sukcesu Jakubowi Dziółce – dodaje prezes Skry.


Na zdjęciu: Skra ma wiele problemów, ale jej piłkarze nie będą odpuszczać.
Fot. Łukasz Sobala/Press Focus