W Zagłębiu filary zespołu nie są nienaruszalne

Tak zaciętej rywalizacji o miejsce w wyjściowej jedenastce nie było w Sosnowcu od czasu powrotu Zagłębia na I-ligowy front. Dziś grasz od pierwszej minuty, jutro siedzisz na trybunach. Wydawało się jednak, że filary zespołu są nienaruszalne. Tę teorię obalił mecz w Niepołomicach…

Premiera na aucie

Wśród jedenastu graczy wystawionych na potyczkę z Puszczą (1:1) zabrakło niespodziewanie kapitana Tomasza Nowaka. Był zdrowy i palił się do gry, a mimo to nie pojawił się na murawie choćby na minutę. Taka sytuacja miała miejsce po raz pierwszy, od kiedy reprezentuje barwy Zagłębia – czyli od lata 2016 roku. Wcześniej mecz na ławce rezerwowych rozpoczął tylko raz, ubiegłej wiosny, gdy na Stadion Ludowy zawitał Znicz Pruszków. Wtedy jednak filigranowy pomocnik nie był w pełni sił, więc jego absencję łatwo było wytłumaczyć. Wszedł na boisko dopiero w 53. minucie.

Tym razem całe spotkanie obejrzał zza linii bocznej. Miał prawo czuć się poirytowany i rozczarowany. – Rozczarowanie to niewłaściwe słowo – prostuje Nowak. – Trzeba szanować decyzje sztabu szkoleniowego. Trawiłem jednak w sobie sportową złość. Ale to naturalne, bo po to każdy z nas ciężko codziennie pracuje, żeby wyjść na mecz w podstawowym składzie. Tyle że w zespole jest tylko 11 miejsc. Nie poddaję się i będę robił wszystko, żeby wrócić na murawę. Jestem ambitnym chłopakiem, wiele w piłce widziałem. Łatwo miejsca nie oddam.

Siła świadomości

W tym miejscu pojawia się pytanie, na które odpowiedź poznamy dopiero na mecie zmagań. Szeroko zakrojone rotacje kadrowe mogą drużynie bardziej pomóc czy zaszkodzić? – Szukamy cały czas najbardziej stabilnego kręgosłupa drużyny – tłumaczy prezes Zagłębia, Marcin Jaroszewski. – W pewnej chwili mieliśmy wrażenie, że dwóch równorzędnych graczy na każdą pozycję to może jednak trochę za dużo. Ale sądzę, że jeszcze w trakcie tego sezonu ta szeroka kadra okaże się naszym atutem. Zawodnicy powinni mieć tego świadomość i rozumieć, że jedną jedenastką tej ligi nie „opędzimy”. Jeśli unikniemy przejawów niezadowolenia z powodu braku miejsca w wyjściowym składzie i każdy będzie właściwie postrzegał swoją rolę, to znaczy, że idziemy we właściwym kierunku.

Tłumaczeń nie było

Sosnowiczanie komplet punktów ugrali w tym roku tylko w Siedlcach, pokonując 1:0 Pogoń. Już w następnej kolejce trzeba było jednak przełknąć domowe 0:2 z Miedzią Legnica. Nowak na drugą połowę tamtego spotkania już nie wyszedł. Przez trenera Dariusza Dudka nie został poproszony w tygodniu na rozmowę, nie usłyszał też żadnych uwag dotyczących poziomu gry. Domyślał się, że w Niepołomicach może nie wystąpić, analizując ustawienie podczas treningowych gierek.

Trzeba wiedzieć, że chodzi nie tylko o kapitana, ale również o najbardziej doświadczonego zawodnika w obozie Zagłębia. Na szczeblu ekstraklasy debiutował wiosną 2007 roku. Do tej pory zaliczył w niej 143 mecze i zdobył pięć bramek. W wieku seniora był zawodnikiem ośmiu różnych zespołów.

– Każda drużyna potrzebuje trzonu, czyli grupy piłkarzy, która cieszy się u trenera nieco większym zaufaniem niż pozostali – dzieli się swoim spostrzeżeniem 32-latek. – Oczywiście to się wiąże z większymi wymaganiami wobec takich zawodników i z większą odpowiedzialnością za wynik. Dlatego to muszą być ludzie, którzy taką odpowiedzialność są gotowi na siebie przyjąć i potem nie unikać jej w najtrudniejszych momentach w trakcie gry.

Coś zamiast buntu

Tymczasem trener Dudek wyznaje filozofię, wedle której jesteś tak dobry jak twój ostatni trening. Wprowadził przy Kresowej wysokie standardy dyscypliny i oczekuje od zawodników jakości na miarę ekstraklasy. Ma przy tym pełne poparcie kierownictwa klubu. Piłkarze Zagłębia doskonale to rozumieją. O próbie buntu z czasów trenerskiej kadencji Piotra Mandrysza nie ma mowy…

– Nie jesteśmy piłkarzami za karę – zauważa Nowak. – Jeśli ktoś przychodzi na trening ze spuszczoną głową i kwaśną miną, to znaczy, że powinien zająć się w życiu czymś innym. Trzeba pracować zawsze z taką samą motywacją, bo nigdy nie wiadomo, kiedy nadejdzie twoje pięć minut. Jeśli nie zagrałeś w meczu, masz prawo być zły. Ale jeżeli z tego powodu chcesz się obrazić, to znaczy, że nie nadajesz się do tego sportu. Boisko to nie piaskownica dla dzieci.