Waldemar Matysik: To co mieliśmy to polskie kotlety i kartofle…

Rozmowa z dwukrotnym uczestnikiem mistrzostw świata.


Po 36 latach historia zatoczyła koło, nasi piłkarze ponownie wywalczyli awans do fazy pucharowej. W 1986 roku przyczynił się Pan do wyjścia z grupy w trakcie mundialu w Meksyku. Wówczas otrzymaliście bolesną lekcję od Brazylii, teraz nie byliśmy w stanie przeskoczyć aktualnego mistrza świata, czyli Francję. Wróciły wspomnienia?

Waldemar MATYSIK: W trakcie mistrzostw cały czas pisałem na WhatsAppie do Henryka Kuli, wiceprezesa PZPN-u i szefa śląskiej piłki, że w Niemczech jest mnóstwo Polaków, którzy trzymają kciuki za biało-czerwonych, czekają na ich sukces. Byłem bardzo szczęśliwy, jak Wojtek Szczęsny bronił rzuty karne, niczym Janek Tomaszewski na mistrzostwach w RFN-ie w 1974 roku. Cieszyliśmy się w Niemczech, że wyszliśmy z grupy i na tym się skończyło. Nie daliśmy rady Francji, tak jak 36 lat temu przegraliśmy z Brazylią 0:4, ale trzeba się cieszyć z tego, co mamy. Widocznie na więcej w obecnych czasach nas nie stać. Szkolenie w Polsce, przykro to mówić, nie jest właściwe i masowe, jak przyjeżdżam do kraju to nie widzę chłopaków grających na szkolnych czy innych boiskach. Za moich czasów to było nie do pomyślenia… Akademie szkolące młodych piłkarzy, zwłaszcza te z małych miejscowości, jak moje Pilchowice muszą mieć lepsze warunki. Rodzice finansują treningi swoich dzieci, ale już Akademie powinny dopłacać do obozów czy sprzętu. A co do wspomnień, to rzeczywiście, serduszko mocniej zabiło, łezka w oku się zakręciła.

W meczu z Francją Polacy zagrali wreszcie do przodu, nie trzymali się kurczowo swojego pola karnego. Mimo ogromnej ambicji i tak dość wyraźnie przegraliśmy z ekipą mistrzów świata. Nie było nas stać na więcej?

Waldemar MATYSIK: Francja była za mocna, za dobra, zbyt doświadczona. W pierwszej połowie, podobnie jak w 1986 roku w Guadalajarze w meczu z Brazylią, graliśmy odważnie i mieliśmy swoje sytuacje. 36 lat temu mieliśmy poprzeczkę i kilka fajnych akcji, teraz znakomitą szansę zmarnował Piotrek Zieliński. Po prostu mu nie weszło. Szkoda tego strzału i dobitki. Jestem przekonany, że gdybyśmy wyszli na prowadzenie, mecz inaczej by się potoczył.

Na usta ciśnie się pytanie, dlaczego wcześniej, w fazie grupowej, graliśmy tak defensywnie. Chociażby w spotkaniach z Meksykiem i Argentyną, których musieliśmy się wstydzić przed całym światem.

Waldemar MATYSIK: Ja już to powiedziałem po Lidze Narodów, że tak nie można grać. Spójrzmy na Australię, jak ona wysoko grała pressingiem. Niech Czesław Michniewicz wreszcie nauczy naszych chłopaków wysokiego pressingu, bo nie można grać tak nisko. Jeden, drugi gol i po meczu. Mamy znakomitych piłkarzy, którzy grają we Włoszech, Anglii, Hiszpanii, Niemczech czy we Francji. Oni wiedzą doskonale, jak gra się ofensywnie. Ale trzeba ich przygotować taktycznie do takiej gry. Tego nie było. Niech nasi trenerzy jadą na staże zagraniczne, niech oglądają nowoczesny pressing.

Myśli pan, że można przekonać naszych piłkarzy i trenerów do nowoczesnego futbolu?

Waldemar MATYSIK: Trzeba i należy ich przekonać do tego. Zbyszek Boniek zawsze mówił mi, zagraj piłkę prostopadłą do przodu, a nie na bok. To jest bardziej bezpieczne, nie grozi kontratakiem rywali. Do tego trzeba grać z przodu 2-3 napastnikami. No i ten pressing, obecnie najważniejsza rzecz w piłce. Wszyscy muszą się go nauczyć.

Rozumiem, że szykuje się nam zmiana pokoleniowa w kadrze. Czy jest ona konieczna już teraz?

Waldemar MATYSIK: A ja mam pytanie – dlaczego nie grał Szymon Żurkowski? On jest szybki, zadziorny, bardzo dobry w odbiorze. W tej reprezentacji jest za dużo starszych, wypalonych już zawodników. Przed nami mistrzostwa Europy w Niemczech i chciałbym tu widzieć polską reprezentację grającą radosną, ofensywną piłkę. Tego oczekuję. Czekamy w Niemczech na nową drużynę, w której nie zabraknie młodych chłopaków grających nowocześnie, z pasją i do przodu. Ale do tego trzeba odpowiedniego trenera.

W 1986 roku graliśmy w grupie z Marokiem, Portugalią i Anglią. Z tym pierwszym rywalem zremisowaliśmy bezbramkowo, co w kraju uznano za porażkę. Teraz Maroko to zupełnie inny zespół, czarny koń mistrzostw. Po czasie emocje stygną, inaczej ocenia się dokonania Polaków. Może podobnie będzie z naszym występem w Katarze?

Waldemar MATYSIK: To Maroko mocno namieszało w Katarze, wyeliminować Hiszpanię to nie nie lada sztuka. Zresztą inne zespoły arabskie i azjatyckie pozostawiły po sobie bardzo dobre wrażenie. Chociażby Japończycy, którzy wygrali w grupie z Niemcami i Hiszpanami, by odpaść po karnych z Chorwacją. Pamiętam, jak w latach 90-tych najlepsi trenerzy japońscy przyjeżdżali na staż do Niemiec. Oni uczyli się wtedy nowoczesnej piłki w Niemczech, a teraz Japonia wyrzuciła Niemców z mundialu, ograła ich reprezentację po znakomitym meczu. Coś niesamowitego co dzieje się w światowej piłce, jak zmienia się hierarchia. Jestem przekonany, że Niemcy mogli zrobić dobry wynik, bo mieli bardzo dobry zespół. Ale na ich drodze stanęła Japonia.

Pański faworyt do tytułu mistrza świata?

Waldemar MATYSIK: Moim faworytem jest Argentyna. W 1981 roku graliśmy w Buenos Aires z Argentyńczykami, którzy byli aktualnymi mistrzami świata. U nas ze złamanym palcem bronił Józek Młynarczyk, a mimo to wygraliśmy zasłużenie 2:1. Nic dziwnego, że jestem fanem Argentyny. Po tym meczu została mi na pamiątkę koszulka reprezentacji tego kraju. Teraz wysłałem prezesowi Kuli zdjęcie tej koszulki na WhatsAppie, jak również zdjęcie koszulki reprezentacji Polski, którą z kolei otrzymałem za czasów prezesury Zbyszka Bońka. Napisałem prezesowi Kuli, że Argentyna to mój faworyt, ale serce bije dla Polski…

Porównując mistrzostwa w Hiszpanii i Meksyku, w których brał pan udział, a obecne, to widać wyraźnie ogromny skok jakościowy. To dwa różne światy…

Waldemar MATYSIK: Rzeczywiście, różnica jest ogromna, piłka niesamowicie poszła do przodu. Obecne pokolenie piłkarzy ma wszystko, czego potrzebuje do osiągnięcia dobrego wyniku. Jest medycyna na wysokim poziomie, opieka lekarska, witaminy, odżywki, sztab ludzi dbający o analizę rywali, taktykę. Ja śmieję się, że za moich czasów, to co mieliśmy to polskie kotlety i kartofle… I na tym ciągnęliśmy nasze granie. Myśmy przygotowywali się do mistrzostw świata biegając po górach w Wiśle i w ten sposób budowaliśmy motorykę, siłę. Teraz za piłkarzami stoją sztaby naukowców czy psychologów, wszystko jest utrzymywane w tajemnicy. Na dzisiaj światowa czołówka jest dla nas nieosiągalna i z tym musimy się pogodzić.

Idealnym przykładem na brak zaplecza naukowego w trakcie przygotowań do pamiętnych mistrzostw w Hiszpanii i w ich trakcie, jest pańska osoba. Gdyby reprezentacja miała właściwą opiekę medyczną nie doszłoby do odwodnienia pańskiego organizmu w trakcie gry w niezwykle wysokich temperaturach. W meczu o brązowy medal z Francją zagrał pan tylko 45 minut, a później młody organizm nie wytrzymał. Ciężko pan odchorował ten brązowy medal…

Waldemar MATYSIK: Na temat tego odwodnienia w Hiszpanii nie ma co się co rozwodzić, przypominać szczegóły. W zasadzie wszystko zostało już powiedziane. To się zdarzyło i z przykrością do tego wracam. Po meczach drugiej fazy z Belgią i ZSRR brano mnie na kontrolę dopingową. Byłem tak zmęczony i wyeksploatowany, że nie potrafiłem się wysikać. Nikt z opiekunów naszej ekipy mi nie pomógł, nikt na mnie nie czekał. Zostałem praktycznie sam. Takich przykładów było znacznie więcej, teraz byłoby to nie do pomyślenia. Teraz, na jednego piłkarza przypada kilka osób ze sztabu, które się nim opiekują, nie opuszczają go na krok. Szkoda gadać…


Fot. Górnik Zabrze