Wałdoch: Jurek ma charyzmę, dajcie mu czas

Ważna to dla pana sprawa: znaleźć się w gronie 25 wybitnych postaci takiego klubu, jak Górnik?

Tomasz WAŁDOCH: Każde wyróżnienie – zwłaszcza kibicowskie – satysfakcjonuje. A to zabrzańskie – szczególnie, bo przecież – w porównaniu z wieloma inny członkami Galerii Sław – jako zawodnik nie osiągnąłem żadnego znaczącego wyniku w Zabrzu. Nie zdobyłem mistrzostwa Polski ani pucharu, jednak znalazłem się w tak doborowym towarzystwie.

Ale i po karierze piłkarskiej, jako dyrektor, oddał pan Górnikowi przysługę, ściągając do Zabrza Arkadiusza Milika.

Tomasz WAŁDOCH: Tak naprawdę formalnie stało się to już po moim rozstaniu z klubem. Faktem jest natomiast, że po zobaczeniu go w meczu drużyn U-17 Górnika i Rozwoju, kiedy to strzelił nam dwie bramki, a trzecią wypracował, rozpoczęły się pierwsze podchody „pod niego”. Zaraz potem Arek przyjechał na pierwsze – próbne – treningi na Roosevelta. Cieszę się oczywiście, że jego kariera rozwinęła się w tak piękny sposób.

Z owych „dyrektorskich” czasów pamiętny jest też pański zakaz występów zabrzańskich juniorów w kolorowych butach.

Tomasz WAŁDOCH: Eee, trochę to wtedy przejaskrawiono. Już w tamtym czasie – podobnie jak dziś – w zasadzie nie  ma możliwości, by w tej kwestii czegoś komuś zabronić. Treść mojego przekazu była nieco inna: chodziło mi o to, by główną uwagę młodzi zawodnicy poświęcali jednak piłce, a nie elementom takim, jak kolorowe buty.

Po zabrzańskim „dyrektorskim” epizodzie wrócił pan do niemieckiej piłki?

Tomasz WAŁDOCH: Owszem; całe moje zawodowe życie jest w tej chwili związane z Schalke. Od 1 lipca jestem asystentem trenera prowadzącego drugi zespół, czyli U-23. Trafiają tam głównie zawodnicy kończący wiek juniora, mający 2-3 lata na wywalczenie sobie miejsca w pierwszej drużynie. Obserwowanie ich rozwoju daje dużo satysfakcji.

Nie rozważa pan pracy w polskich klubach?

Tomasz WAŁDOCH: Powiem nieskromnie: gdybym się na poważnie zainteresował takim scenariuszem, był na niego bardziej otwarty, różne oferty znalazłyby się bez trudu. Ale – po pierwsze – jestem usatysfakcjonowany tym, co mam obecnie: pracuję w wielkim klubie, grającym w Lidze Mistrzów, dynamicznie się rozwijającym. Dowodem – choćby nowy stadion dla drużyny U-23 i dla juniorów. No i jestem blisko rodziny, która dobrze się w Niemczech czuje. Po drugie zaś – mam swoje priorytety.

Czyli stanowisko pierwszego trenera?

Tomasz WAŁDOCH: To zawsze było moje marzenie, i wciąż jest ono aktualne. Ale na razie ten temat postrzegam właśnie w kategorii marzeń. Znam doskonale realia niemieckie, w jakich funkcjonuje zawodnik; praca trenerska to jednak co innego.

Reasumując: Tomasza Wałdocha w polskiej ekstraklasie nie zobaczymy w żadnej roli?

Tomasz WAŁDOCH: Hm… Jeżeli pojawiłaby się konkretna oferta, na pewno bym przyjrzał się jej pod każdym kątem.

Skoro jest pan blisko Bundesligi, pytanie będzie zasadne: widzi pan w obecnym Górniku zawodnika zdolnego podołać jej wymaganiom?

Tomasz WAŁDOCH: Trudne pytanie. Śledzę wyniki Górnika na bieżąco, ale nie mam możliwości, by regularnie oglądać jego mecze. Odpowiedź nie byłaby więc wiarygodna.

Nie sposób nie zapytać o nową misję pańskiego kolegi ze „srebrnej” kadry olimpijskiej. Jerzy Brzęczek jako selekcjoner to właściwy człowiek na właściwym miejscu?

Tomasz WAŁDOCH: Pierwszy raz spotkaliśmy się bodaj w roku 1986, na zgrupowaniu kadry U-15 w Świnoujściu. Od tego czasu przechodziliśmy razem wszystkie szczeble reprezentacyjnej kariery. To nie przypadek, że był kapitanem naszej drużyny, a w klubie – także nastoletnim kapitanem Olimpii Poznań. Miał i ma wielką charyzmę. Być może ona – w kontekście zauważanego przez media braku doświadczenia trenerskiego – zdecydowała o tym, że władze PZPN zdecydowały się na bardzo odważną decyzję. Jestem jednak przekonany, że trafną. On zawsze mnóstwo czasu poświęcał na obowiązki jako piłkarz, więc jestem pewien, że i teraz robi to samo. Dajcie mu tylko czas na potwierdzenie słuszności tego wyboru.