Walka o zwycięstwo trwała do końca

Po zwycięstwie w zaległym spotkaniu Widzew tym razem przekonał się, że są w I lidze zespoły silniejsze niż Korona, z którą wygrał kilka dni wcześniej.


Radomiak był w pierwszej połowie zespołem dominującym na boisku, kończąc niemal każdą akcję groźnym strzałem, podczas gdy gospodarzom nie udawało się przejść szczelnej radomskiej obrony.

Golem dla Radomiaka pachniało od początku. Chociaż w 9 minucie po silnym strzale Karola Angielskiego piłka trafiła w słupek, to trzeba zaliczyć ten strzał do celnych, bo utracie gola zapobiegła interwencja Jakuba Wrąbla. Jeszcze przed przerwą Wrąbel obronił też groźny strzał Mateusza Radeckiego (34 min.) i rzut wolny Dawida Abramowicza (44). Pokonał go jednak Karol Angielski, ale wydatnie pomógł strzelcowi, a przeszkodził bramkarzowi rykoszet od Krystiana Nowaka.

Ten strzał i gol to bezpośrednie następstwo brutalnego faulu Mateusza Możdżenia, który zaatakował mijającego go rywala wysoko podniesioną nogą, trafiając go w kolano. Sam faul był na tyle groźny, że czerwona kartka była uzasadniona, ale nie bez znaczenia dla oceny sędziego był fakt, że do 35 minuty był to już czwarty faul rozgrywającego Widzewa i kapitana zespołu. Możdżeń nie doszedł jeszcze do szatni, gdy po rzucie wolnym i podaniu Radeckiego Angielski zdobył prowadzenie dla Radomiaka.

Trener Enkeleid Dobi, który – odsunięty od jednego meczu za czerwoną kartkę – pracował tym razem zdalnie, wycofał w przerwie z gry Przemysława Kitę, a niedługo potem innych bohaterów meczu z Koroną Piotra Samca-Talara i Pawła Tomczyka, którzy w walce z twardą obroną gości nie mieli nic do powiedzenia. Ci, którzy ich zastąpili, wnieśli na boisko kilka ton animuszu i ambicji.

Okazało się, że brak jednego zawodnika wcale Widzewowi nie przeszkadza, a to, co zmobilizowało gospodarzy, zdemotywowało ich przeciwników, którzy za wcześnie uznali, że zwycięstwo mają już w kieszeni. Tak jak jesienią w meczu z Zagłębiem, Widzew odrobił stratę grając w dziesiątkę.

Marcin Robak i Michael Ameyaw pociągnęli zespół do przodu, a pomagał im w tym aktywny przez cały mecz w ataku i w obronie Mateusz Michalski. To on odebrał piłkę obrońcom Radomiaka, którzy źle rozpoczęli akcję i podał do Robaka. Mateusz Kochalski strzał obronił, ale dobitki Patryka Muchy – już nie.

Walka o zwycięstwo trwała do końca. W piątej doliczonej minucie Wrąbel cudem obronił strzał z bliska Dominika Sokoła, a kilkadziesiąt sekund później równie dobrą okazję miał Michael Ameyaw. Remis w tym meczu to sukces Widzewa, a piłkarzom z Radomia na pocieszenie pozostaje świadomość, że nie przegrali już dwunastego meczu z kolei, chociaż wygrali tylko cztery.


Widzew – Radomiak 1:1 (1:1)

0:1 – Angielski, 38 min, 1:1 – Mucha, 72 min

WIDZEW: Wrąbel – Kosakiewicz, Nowak, Tanżyna, Gach – Michalski (86. Kun), Mucha (90+4. Grudniewski), Możdżeń, Samiec-Talar (61. Ameyaw) – Kita (46. Poczobut), Tomczyk (61. Robak). Trener Marcin BRONISZEWSKI.

RADOMIAK: Kochalski – Cichocki, Rocki, Bodzioch – Bogusz, Radecki (76. Gąska), Kaput, Karwot (60. Fortes), Abramowicz – Leandro (76. Kozak), Angielski (89.Sokół). Trener Dariusz BANASIK.

Sędziował Damian Kos (Wejherowo). Mecz bez udziału publiczności. [Żółte kartki:] Gach, Ameyaw – Abramowicz. Czerwona karta Możdżeń (36, faul).

Piłkarz meczu Mateusz MICHALSKI.


Fot. twitter.com/RTS_Widzew_Lodz