Walka stulecia coraz bliżej

Anthony Joshua pokonał Josepha Parkera i ma już trzy (IBF, WBA Super i WBO) prestiżowe mistrzowskie pasy. Teraz wszyscy czekają na jego walkę o ten czwarty (WBC), z Deontay’em Wilderem. 32-letni Amerykanin twierdzi, że jest gotów na taki pojedynek już teraz, ale mało prawdopodobne, by doszło do niego wcześniej niż jesienią. Odbyły się już wstępne rozmowy, bokserskim hitem mocno jest zainteresowana telewizja Showtime, ale być może rękę po to smakowite danie wyciągnie też HBO, tym bardziej, że kontrakt Showtime z Joshuą wygasł po jego wygranej z Parkerem.

Stawką w takim mega hicie byłyby przecież wszystkie tytuły, cztery prestiżowe pasy. Kiedyś należały do braci Kliczków, WBC był w posiadaniu starszego Witalija, a pozostałe Władimira. Kiedy ten pierwszy zajął się już na dobre polityką, w starciu o wakujący tytuł WBC Wilder pokonał w styczniu 2015 roku na punkty Bermane Stiverne’a i Amerykanie po latach posuchy znów mieli swojego mistrza wagi ciężkiej.

Królewska kategoria odzyskała swój blask. Po latach panowania braci Kliczków zaczął się prawdziwy ruch w interesie za sprawą takich postaci jak Tyson Fury, Anthony Joshua czy wspomniany Wilder. Ten pierwszy otworzył szeroko drzwi do przyszłości wygrywając z Władimirem Kliczką i tyle go w ringu widzieliśmy. Ponoć wkrótce wróci, ale znając „Króla Cyganów” nie ma na to gwarancji, bo to jest nieprzewidywalny człowiek. Jedno jest pewne, gdyby nie jego zwycięstwo z młodszym z ukraińskich braci w najcięższej kategorii dalej panowałaby nuda. A tak nastał najciekawszy czas od wielu lat.

Mistrzowskie pasy, które odebrano Fury’emu mają już nowego właściciela. Jest nim sportowy bohater Wysp Brytyjskich, Anthony Joshua, złoty medalista igrzysk olimpijskich w Londynie. Syn nigeryjskich emigrantów najpierw sięgnął po pas IBF, odbierając go Amerykaninowi Charlesowi Martinowi, który był jednym z najkrócej urzędujących mistrzów wagi ciężkiej, później Anthony sięgnął po pas WBA Super, a od minionej soboty jest już czempionem WBO, po wygranej z Nowozelandczykiem Josephem Parkerem. To było jego pierwsze zwycięstwo na punkty, w poprzednich pojedynkach nokautował swych rywali, w tym Władimira Kliczkę. Walka na wypełnionym do ostatniego miejsca Wembley, w kwietniu ubiegłego roku, przeszła do historii jako wyjątkowe wydarzenie. Joshua był bliski porażki przez nokaut, ale ostatecznie sędzia poddał Kliczkę w 11. rundzie. Ukrainiec po tej porażce zakończył karierę.

Ostatnie trzy walki Brytyjczyka obejrzało na żywo 250 tysięcy widzów. Wspomnianą bitwę na Wembley 90 tysięcy, a dwie pozostałe na Principality Stadium w Cardiff, z Carlosem Takamem i Parkerem, po 80 tysięcy. Joshua zarabia krocie, jest już multimilionerem, a przecież tak naprawdę, to dopiero początek jego niezwykłej kariery. Specjaliści od marketingu twierdzą, że ma nieograniczony potencjał, musi tylko wygrywać.

Jest realna szansa, że do walki z Wilderem dojdzie jeszcze w tym roku (Showtime proponuje dwie daty: wrzesień lub grudzień), ale Eddie Hearn, promotor Joshuy chce, by ten wcześniej zmierzył się na Brooklynie z Jarrellem Millerem, niedawnym rywalem Mariusza Wacha. Wtedy Wilder zapewne walczyłby z Dominikiem Breazealem, który w lutym minionego roku znokautował w Alabamie naszego Izu Ugonoha, choć wcześniej sam leżał na deskach. Breazeale mógł walczyć z Kubratem Pulewem w oficjalnym eliminatorze IBF, ale zrezygnował. W tej sytuacji propozycję otrzymał Dillian Whyte, Jamajczyk z brytyjskim paszportem, który w czasach amatorskich pokonał Joshuę, a na zawodowym ringu został przez niego znokautowany. Ale Whyte jest nr 1 w rankingu WBC i może pójść tą właśnie drogą. Myślę, że wolałby latem zmierzyć się z Wilderem niż lecieć do Bułgarii na walkę z Pulewem.

Nudy w wadze ciężkiej nie ma, to fakt, ale zbyt wielu innych, ekscytujących scenariuszy nie widać. Jedna z tych walk, na które czekano – mowa o starciu Luis Ortiza z Wilderem już się odbyła. „Bronze Bomber” z Alabamy spadał w niej w przepaść, ale przetrwał kryzys i znokautował kubańskiego „King Konga”. Teraz każdy inny pojedynek niż jego unifikacyjne starcie z Joshuą nie wzbudzi już wielkiej fascynacji. No, chyba że wróci Tyson Fury…

Jest jeszcze Rosjanin Aleksander Powietkin, który ostatnio złamał nos i porozcinał twarz Anglikowi Davidowi Price’owi, ale on najlepsze czasy ma już chyba za sobą. W starciu z ponaddwumetrowym Anglikiem w Cardiff był nawet liczony, ale w piątej rundzie ciężko go znokautował. Mam jednak poważne wątpliwości czy walcząc z Joshuą lub Wilderem opuściłby ring o własnych siłach. Ponieważ w boksie nie ma rzeczy niemożliwych, nie zdziwię się jednak, jeżeli Rosjanin dostanie jeszcze walkę o mistrzowski tytuł.

Teraz jednak mówić się będzie tylko o jednym pojedynku i wszyscy będą właśnie na niego czekać. Kolejna „Walka Stulecia” w wadze ciężkiej: Joshua – Wilder, jest bowiem już na horyzoncie. I wcześniej czy później do niej dojdzie. A wtedy musimy być przygotowani na naprawdę wielkie grzmoty.