Ważniejszy od prezesa

Mecze na stadionie im. Ernesta Pohla ciężko wyobrazić sobie bez obecności popularnego „Leona”. Nie tylko zresztą mecze, bo pan Staszek jest obecny na każdym treningu. Wie o klubie i o wszystkich jego pracownikach, a w szczególności piłkarzach wszystko. Tak jest od lat. Prezesi, zawodnicy i trenerzy przy Roosevelta zmieniają się, a „Leon” czy „Smoleń” ciągle trwa.

Koguty dla najlepszych

Z Górnikiem związany jest od kilkudziesięciu lat, nie tylko jako kibic. Zaczynał w klubie jako lekkoatleta. Świetnie biegał i osiągał dobre wyniki. Zawsze też wspierał piłkarzy. Od lat jest nieodłączną postacią 14-krotnych mistrzów Polski. Przez lata woził piłkarzy na treningu i z treningów. Swoim starym i wysłużonym Polonezem, w którym wycieraczki są zawsze postawione, załatwiał formalności na poczcie czy innych urzędach. Do tego do historii, nie tylko Górnika, weszło wręczanie przez niego najlepszym piłkarzom z Zabrza kogutów po spotkaniach u siebie. Wszystko zaczęło się jeszcze w latach 80. i trwa do dziś. Dostają je ci, którzy się wyróżniają. Warunek jest jeden, drużyna nie może u siebie przegrać. Jeśli tak się stanie, kogut wraca do kurnika.

Jednego takiego w listopadzie 2011 roku, po meczu z Jagiellonią, otrzymał wtedy gwiazdor zabrzan Prejuce Nakoulma. Na pytanie reportera co z nim zrobi reprezentant Burkina Faso odpowiedział: – Będę go zjadł. Myślę, że sam go ugotuję po afrykański i będę go zjadł – mówił popularny „Prezes” Nakoulma. Ta wypowiedź piłkarza jest pamiętana do dziś.

Dzwonek z Jasnej Góry

Pan Stasiu nie tylko rozdaje koguty, ale też podczas ligowych meczów dzwoni charakterystycznym dzwonkiem. Jak kiedyś wyjaśniał, dostał go od zaprzyjaźnionego Paulina z Jasnej Góry. Dźwięk dzwonka ma zachęcać piłkarzy do jak najlepszej gry.

Sętkowski jest dla Górnika, jak Oreste Bolmida dla Grande Torino w latach 40. Ten uznawany wtedy za najlepszy zespół na świecie, w barwach którego występował słynny Valentino Mazzola, w szczególny sposób był wspierany przez swojego kibica numer 1. Kiedy Torino nie szło, albo Bolmida zauważał, że zadowoleni z prowadzenia piłkarze przestają grać, to wyciągał kolejarska trąbkę i zaczynał w nią dąć. Był to sygnał dla Mazzoli i spółki, że mają się wziąć do roboty na boisku. Trąbkę można dziś oglądać w Museo del Grande Torino w Turynie. Kiedyś, do tworzącego się właśnie muzeum Górnika trafi pewni i dzwonek pana Stasia.

Pod świetną opieką

Na razie w Zabrzu martwią się stanem jego zdrowia. Po meczu z Lechią „Leon”, który jak zawsze dzwonił swoim dzwonkiem, co widać na zamieszczonym obok zdjęciu, miał zawał serca i wylądował w szpitalu. Jest po zabiegu koronografii, który przeszedł w Śląskim Centrum Chorób Serca. Jego stan się poprawia. Odwiedziła go już klubowa delegacja, która nie mogła się dostać na salę, gdzie leży pan Stasiu, bo miał tylu odwiedzających.

Jednego można być pewnym, popularny „Leon” jest pod doskonałą opieką. Pieczę nad nim sprawuje profesor Zbigniew Kalarus, wychowanek słynnego prof. Zbigniewa Religi. To co łączy wszystkie te osoby, to fakt, że wszyscy jak mogli dopingowali i dopingują Górnika.

 

Na zdjęciu: Ciężko wyobrazić sobie Górnika bez obecności Stanisława Sętkowskiego.