Wciąż cieszą mnie gole

Michał ZICHLARZ:, Krzysztof BROMMER: Jakiego spotkania spodziewa się pan w sobotę w Kijowie?
Milan BAROSZ:– Na pewno bardzo zaciętego, bo obie drużyny znają swoją wartość i mają kim straszyć. Pewnie nikogo nie zaskoczę, jeśli powiem, że mocno liczę na to, że zwycięsko z tej konfrontacji wyjdzie Liverpool.

Widzi pan wiele podobieństw do 2005 roku, gdy Liverpool z panem w składzie także dość niespodziewanie zawędrował aż do wielkiego finału Ligi Mistrzów i w dodatku pokonał w nim AC Milan?
Milan BAROSZ:- Każdy finał to inna historia i nie da się tego porównać. Poza tym uważam, że większą niespodzianką był nasz awans do finału w 2005 roku niż teraz, bo w tym sezonie LFC grał naprawdę dobrze, zarówno w pucharach, jak i w lidze. Ponadto ma silniejszy skład niż my mieliśmy i uważam, że naprawdę są w stanie pokonać tak doświadczoną drużynę, jak Real Madryt. Liverpool pokazał klasę w domowych meczach z Manchesterem City czy z Romą.

Wybiera się pan do Kijowa?
Milan BAROSZ:– Niestety nie, bo w sobotę mamy ligowe spotkanie. Tego dnia nasza liga kończy rozgrywki.

13 lat minęło, odkąd wygraliście Ligę Mistrzów. Czy od czasu gry w klubie z Anfield Road utrzymuje pan nadal kontakt z byłymi kolegami?
Milan BAROSZ:– Tak, oczywiście. W tym gronie jest też wasz rodak Jerzy Dudek, z którym od czasu do czasu się spotykam.

Finał Ligi Mistrzów to taka przystawka przed głównym daniem dla wszystkich miłośników futbolu, jakim będą czerwcowe mistrzostwa świata. Pan też nie może doczekać się mundialu?
Milan BAROSZ:– W pewnym sensie tak, bo to wyjątkowy turniej. Każdy, któremu jest dane w nim uczestniczyć, traktuje to jako największe wyróżnienie i osiągnięcie. Na pewno czeka nas wiele fascynujących meczów.

Milan Barosz oraz Krzysztof Brommer i Michał Zichlarz FOT. MICHAL CHWIEDUK / 400mm.pl

W reprezentacji Czech rozegrał pan 92 spotkania, lecz tylko jedno w finałach mistrzostw świata…
Milan BAROSZ:– Niestety tak. To było w 2006 roku w Niemczech. Byłem kontuzjowany i na początku turnieju dochodziłem do siebie. Wygraliśmy tam najpierw ze Stanami Zjednoczonymi, ale potem przegraliśmy z Ghaną. W ostatnim meczu z Włochami już zagrałem, niestety, w nim także doznaliśmy porażki i nie wyszliśmy z grupy.

To pana jedno z największych rozczarowań?
Milan BAROSZ:– Chyba tak. Mieliśmy wtedy naprawdę dobry zespół, który świetnie radził sobie na mistrzostwach Europy w 2004 roku. Wydawało się, że będziemy w stanie to kontynuować. Liczyliśmy na awans z grupy, ale stało się inaczej. Może dlatego, że mieliśmy wtedy wiele kontuzji.

Czechów nie będzie w Rosji, ale będzie Polska. Zagramy z Senegalem, Kolumbią i Japonią. Jak pan widzi szanse polskiej drużyny?
Milan BAROSZ:– Doceniam waszą reprezentację, ale trzeba powiedzieć, że każdy z zespołów ma takie same szanse na wyjście z grupy. Najważniejsza jest zawsze pierwsza konfrontacja. Gdy uda się już wyjść z grupy, to naprawdę wszystko jest możliwe. Nie ma co ukrywać, że macie trudnych rywali. Kolumbia jest bardzo silna, ma wielu świetnych zawodników. Senegal to z kolei niewygodny i twardo grający zespół. No i Japonia, jako przedstawiciel kontynentu azjatyckiego, też będzie wyzwaniem.

Pana faworyci do złota?
Milan BAROSZ:– Zawsze ci sami. Argentyna, Brazylia, Niemcy i Hiszpania… Jest też grupa drużyn, która może sprawić niespodziankę.

Dlaczego czeskiej reprezentacji zabraknie na mundialu? Ligę macie mocną, o czym świadczą bezpośrednie awanse do LM czy LE, ale z narodowym zespołem nie jest już tak dobrze.
Milan BAROSZ:– W reprezentacji następuje zmiana pokoleniowa, pojawiają się młodsi, utalentowani gracze. Wszystko jednak wymaga czasu. Zanim zespół się zgra i zacznie funkcjonować, trochę musi minąć. Liczę, że drużyna z takimi piłkarzami w składzie, jak Schick, Darida czy Kaderzabek zdoła się zakwalifikować do turnieju Euro.

Patrik Schick to zawodnik, który może pójść w ślady Roberta Lewandowskiego?
Milan BAROSZ:– To możliwe. Jest młody, ma 22 lata. Ostatnio jest jednak pod dużą presją, bo w Romie nie idzie mu tak, jakby tego chciał i oczekiwał. Tak jednak jest zawsze, kiedy przechodzi się z małego klubu do wielkiego, gdzie są wielkie oczekiwania oraz konkurencja, a ty jesteś młody. To nie jest łatwe. Pierwszy sezon jest zawsze trudny. Teraz już wie, jak tam jest. Oby był zdrowy, wtedy będzie grał i zdobywał bramki.

Piłkarskie generacje się zmieniają, a Milan Barosz wciąż w formie. Gra pan i strzela ważne bramki dla swojego Banika. Jak długo jeszcze kibice będą mogli oglądać pana w akcji?
Milan BAROSZ:– (śmiech) O nie, już tak nie błyszczę.

Ale to pan, a nie kto inny, zdobywa dla Banika te najważniejsze bramki.
Milan BAROSZ:– To prawda, kilka tych goli strzeliłem. Powiem tak: wciąż cieszy mnie gra w piłkę i nadal potrafię zdobywać bramki. Dla mnie istotne jest to, że wciąż mogę rywalizować ze znacznie młodszymi kolegami. Wciąż więc gram. A kiedy skończę? Nie wiem. Może będzie to tego lata, może zimą. Zobaczę, jak się wszystko ułoży. Teraz najważniejszy dla nas jest finisz rozgrywek. Potem na pewno usiądę z kierownictwem klubu i trenerem, przedyskutujemy wszystko i podejmę decyzję, co dalej.

Banik to dla pana niewątpliwie najbliższy klub…
Milan BAROSZ:– Tak. Tutaj przecież zaczynałem. Zawsze też mówiłem, że w Ostrawie chcę zakończyć swoją karierę, dlatego cieszę się, że mogę tutaj być i dalej grać. Teraz najważniejsze jest zapewnienie utrzymania (jutro Banik gra decydujący mecz ze Zbrojovką Brno u siebie – przyp. red.), aby potem spokojnie skupić się na budowaniu nowego zespołu, walczącego o wyższe cele.

Od niedawna nowym trenerem Glasgow Rangers jest pana były klubowy kolega z Liverpoolu Steven Gerrard. Czy to realne, że kiedyś w podobnej roli kibice zobaczą Milana Barosza?
Milan BAROSZ:– Raczej nie. Zawód trenera to ciężki kawałek chleba. To po pierwsze. Po drugie, jestem w zawodowej piłce od 20 lat, a mam rodzinę, której chcę poświęcić więcej czasu. Będąc trenerem, ma się naprawdę wiele obowiązków. Oglądanie spotkań rywali, wyjazdy, analizy wideo, przygotowanie treningów… Kiedy już faktycznie przestanę grać, wolny czas będę chciał poświęcić najbliższym. Nie wiem, może po roku takiej rozłąki z zawodowym futbolem zatęsknię i powiem sobie, że pora wrócić, w innej oczywiście roli? Na razie jednak trudno mi powiedzieć, co dokładnie będę robił.

Gdy Radoslav Latal był trenerem Piasta Gliwice, opowiadał nam, że namawiał pana na grę w śląskim klubie. Może pan to potwierdzić?
Milan BAROSZ:– Tak, był taki temat. Trener Latal dzwonił do mnie i starał się doprowadzić do tego transferu. Było nawet blisko. Wróciłem wtedy z Turcji i chciałem być blisko domu. Ostatecznie nie trafiłem jednak do waszej ekstraklasy.

W trakcie pana kariery pojawiały się i inne tematy związane z polskimi klubami. Gdy był pan młodym piłkarzem, miał się panem interesować Górnik Zabrze, całkiem niedawno z kolei łączony był pan z Sandecją Nowy Sącz. Może się pan odnieść do tych rewelacji?
Milan BAROSZ:– Nic nie wiem na ten temat. Do mnie nikt nie dzwonił.

A czy w ogóle interesuje się pan polską ekstraklasą?
Milan BAROSZ:– Tak. Wiem, że niedawno zakończyła się runda finałowa sezonu. Jagiellonia była blisko Legii i chyba jako jedyna mogła jej zaszkodzić. Generalnie regularnie śledzę wyniki wielu europejskich lig, ta polska nie jest wyjątkiem. Poza tym w przeszłości i obecnie zawsze grają w niej jacyś piłkarze z Czech. Ciekawi mnie, jak im idzie.