We Wrocławiu bez emocji i bez bramek

Niedzielne spotkanie pomiędzy Śląskiem Wrocław a Zagłębiem Lubin nie było porywającym widowiskiem. Bezbramkowy remis doskonale obrazuje, jak przebiegał mecz pomiędzy dwoma dolnośląskimi zespołami.


Starcie derbowe pomiędzy Zagłębiem Lubin i Śląskiem Wrocław było niezwykłe nie tylko ze względu na położenie geograficzne siedzib obu klubów. Mecz miał być pewnego rodzaju sprawdzianem dla Jacka Magiery. Mówiło się o możliwym zwolnieniu trenera, w przypadku porażki. Dlatego z pewnością były selekcjoner kadry U-20 cieszył się, że znowu mógł skorzystać z usług Erika Exposito, którego transfer do ligi chińskiej nie doszedł do skutku.

Hiszpan wrócił więc do Wrocławia i wyszedł na mecz derbowy w wyjściowej „jedenastce”, zastępując Fabiana Piaseckiego. Dla lubinian natomiast spotkanie miało pokazać, czy Piotr Stokowiec rzeczywiście zdziałał cuda i czy drużyna może powtórzyć taki wynik, jak ostatnio podczas rywalizacji z Wisłą Płock.

Bezbarwna pierwsza połowa

Dla tych, którzy pragnęli emocji, wielu bramek i zwrotów akcji, pierwsza połowa spotkania była rozczarowująca. Zespoły solidnie grały w defensywie, przez co okazji do strzelania goli nie było zbyt wiele. Najlepszą z nich zmarnował Kacper Chodyna. 22-latek znalazł się z piłką kilka metrów przed bramką Michała Szromnika, ale uderzył wysoko ponad poprzeczką. Poza tym, pod bramkami obu zespołów nie działo się właściwie nic wartego uwagi.

Dramatycznie nieskuteczni

Niewiele też działo się przez pierwszy kwadrans drugiej części gry. Dopiero od 61 minuty obie drużyny obudziły się. Najpierw groźny strzał głową oddał Robert Pich, a chwilę później, po drugiej stronie boiska, mocne uderzenie z dystansu Łukasza Łakomego minęło poprzeczkę bramki. Nieskuteczność piłkarzy zauważalna była też kilka minut później. Martin Doleżal otrzymał genialne podanie w pole karne od Patryka Szysza i musiał tylko wpakować piłkę do pustej bramki. Czech fatalnie się pomylił i futbolówka wylądowała na trybunach.

To spowodowało, że Śląsk po chwili znów znalazł się w pobliżu „16” Kacpra Bieszczada. 19-latek, który po raz drugi w tym sezonie pojawił się na ekstraklasowym boisku, świetnie się spisywał. Gdy Dino Sztiglec próbował zaskoczyć go uderzeniem z dystansu, pewnie interweniował. Podobnie było, gdy Exposito próbował swoich sił.

Sprawiedliwy podział

Po hiszpańskim napastniku widać było, że chce zdobyć gola za wszelką cenę i pokazać, że do zespołu wrócił lider z prawdziwego zdarzenia. Wiele razy mierzył się z młodym golkiperem Zagłębia, ale ten świetnie radził sobie między słupkami. Wiele razy ratował lubinian przed utratą gola. Z całą pewnością dołożył swoją cegiełkę do zdobycia jednego punktu w tym spotkaniu.

Ostatecznie oba zespoły powinny cieszyć się i szanować remisowy rezultat, gdyż prezentowały bardzo podobny poziom solidnej gry defensywnej i widocznie nieskutecznej gry w ataku.


Śląsk Wrocław – Zagłębie Lubin 0:0 (0:0)

ŚLĄSK: Szromnik – Verdasca, Golla, Stiglec – Janasik, Mączyński, Olsen, Jastrzembski (60. Zylla) – Pich, Exposito, Sobota (78. Łyszczarz). Trener Jacek MAGIERA. Rezerwowi: Putnocky, Gretarsson, Bergier, Iskra, Garcia, Schwarz, Quintana.

ZAGŁĘBIE: Bieszczad – Chodyna, Kopacz, Balić, Bartolewski (85. Ławniczak) – Hinokio, Szczekić, Łakomy (71. Poręba) – Szysz, Doleżal (71. Podliński), Daniel (81. Żivec). Trener Piotr STOKOWIEC. Rezerwowi: Burić, Wójcicki, Kłudka, Żubrowski, Sławiński.

Sędziował Szymon Marciniak (Płock). Żółte kartki: Balić (39. faul).

Piłkarz meczu – Kacper BIESZCZAD


Fot. twitter.com/ZaglebieLubin