Wiatr od morza

Szczęście było po stronie gospodarzy, ale równie dobrze wynik mógł być odwrotny i korzystny dla katowiczan.


Siatkarze GKS-u Katowice mają dodatni bilans meczów z Treflem Gdańsk, po cichu liczono więc, że poniedziałkowa wyprawa do Trójmiasta może zakończyć się sukcesem, czyli punktową zdobyczą. Owszem, mogła gdyby w polu serwisowym goście byli skuteczniejsi od swoich rywali. A tymczasem jedni i drudzy w tym elemencie prześcigali się w błędach, tyle że miejscowi posłali 7 asów serwisowych przy 2 katowiczan.

W podstawowym składzie GKS-u pojawił się Gonzalo Quiroga, który miał gwarantować stabilniejsze przyjęcie niż Tomas Rousseaux. Ten pomysł trenera Grzegorza Słabego sprawdził się w pierwszym secie. Choć, jak na ironię losu, Argentyńczyk nie miał okazji przyjmować, w tym elemencie rej wodził libero Bartłomiej Mariański. Gospodarze zaczęli obiecująco od prowadzenia 8:4, ale przyjezdni m.in. dwoma udanymi blokami doprowadzili do remisu. A potem rozpoczęła się gra punkt za punkt. Goście cierpliwie budowali przewagę. GKS prowadził 22:21 i zdobył 3 „oczka” z rzędu, po złej zagrywce Bartłomieja Bołądzia oraz dwóch atakach Quirogi. Siatkarze Trefla mizernie prezentowali się w polu serwisowym, popełnili aż 10 błędów własnych, do tego niemal bezproduktywny w ataku był Bołądź.

Od początku drugiej odsłony gospodarze prowadzili i nic nie wskazywało, że będziemy mieli w niej interesujące ostatnie fragmenty. Gospodarze zwiększyli siłę ataku i Bołądź wreszcie zaczął punktować, a ponadto Lukas Kampa korzystał z dobrej dyspozycji na środku siatki Patryka Niemca. Po drugiej stronie dobrze na tej pozycji spisywał się Marcin Kania. Gospodarze prowadzili 23:20, ale rywale zdobyli dwa punkty, zaś przy piłce setowej dla Trefla zdołali wyrównać. Jednak ostatnie słowo należało do Jana Martineza oraz bloku gdańszczan.

Historie bez happy endu lubią się powtarzać. Dominacja gospodarzy w trzeciej partii nie podlegała dyskusji. Szybko sobie wypracowali przewagę i pewnie zmierzali do wygranej. Prowadzili już 23:17 i 24:20, a jednak niezwykle waleczni katowiczanie zdobyli trzy punkty z rzędu i byli bliscy dogonienia wyniku. Jednak Bołądź, w takiej akcji rozpaczy, zdecydował się na atak z drugiej linii. Piłka minęła blok GieKSy i wpadła w boisko.

Goście byli więc w trudnej sytuacji, ale walczyli. W czwartym secie, jak się później okazało ostatnim w tym meczu, przy stanie 11:12 na boisku pojawił Mariusz Wlazły na pozycji… przyjmującego, zastępując Mikołaja Sawickiego. Przyjmował bez bojaźni, choć dwukrotnie został „ustrzelony”. Jednak spełnił swoje zadanie, bo jego drużyna doprowadziła mecz do zwycięskiego końca. Bohaterem był Bołądź, który rozpoczął spotkanie w przeciętnym stylu, ale potem znalazł właściwy rytm w ataku i niewątpliwie był postacią nr 1 tego widowiska o różnych barwach.

Trefl Gdańsk – GKS Katowice 3:1 (21:25, 27:25, 25:23, 25:23)

GDAŃSK: Kampa (5), Martinez (7), Niemiec (10), Bołądź (29), Sawicki (15), Urbanowicz (8), Perry (libero) oraz Czerwiński, Wlazły (2). Trener Igor JURCIĆ.

KATOWICE: Seganow (1), Szymański (7), Kania (10), Jarosz (17), Quiroga (9), Hain (5), Mariański (libero) oraz Mielczarek, Domagała, Rousseaux (8), Adamczyk (3), Ogórek (libero). Trener Grzegorz SŁABY.

Sędziowali: Mariusz Fiutek (Będzin) i Marek Budzik (Rybnik). Widzów 1050.

Przebieg meczu

I: 10:9, 14:15, 17:20, 21:25.

II: 10:7, 15:13, 20:17, 27:25.

III: 10:8, 15:11, 20:15, 25:23.

IV: 10:8, 14:15, 20:19, 25:23.

Bohater – Bartłomiej BOŁĄDŹ.


Na zdjęciu: Duet Jakub Jarosz (tyłem) i Gonzalo Quiroga robił co mógł, ale siatkarze Trefla okazali się nieznacznie lepsi od katowiczan.
Fot. Marcin Bulanda/PressFocus.pl