Wichniarek: Mecz o sześć punktów

Jak ocenia pan mecz biało-czerwonych w Lublanie?
Artur WICHNIAREK: – Niestety, bardzo negatywnie. Zaczęliśmy dobrze. Pierwsze 20-25 minut w naszym wykonaniu, do utraty bramki, było niezłe. W tym fragmencie spotkania byliśmy lepsi od rywala, niestety, utrata pierwszego gola w tych eliminacjach spowodowała, że w nasze poczynania wtargnął olbrzymi chaos. Nie potrafiliśmy tego opanować i uspokoić gry. Wydaje się też, że selekcjoner za późno zdecydował się też na przeprowadzenie zmian.

Optował pan za grą ze Słoweńcami jednym napastnikiem. Dlaczego?
Artur WICHNIAREK: – No cóż, Krzysiek Piątek wybiegł na murawę w podstawowym składzie, ale powinien zostać w szatni już po 45 minutach. Był bezradny na boisku. Jednak wracając do naszej gry, trzeba podkreślić, że za wolno operowaliśmy piłką, nie było ruchu. Słoweńcy wpuścili nas na swoją połowę i zmusili do gry w ataku pozycyjnym, ale żeby tak grać, to trzeba szybko grać piłką, na jeden-dwa kontakty, a poza tym trzeba się pokazywać na pozycje. Nie narzuciliśmy ponadto tempa gry. O czym zresztą mówić, skoro w przeciągu całego spotkania oddaliśmy na bramkę przeciwnika jeden celny strzał i oddał go defensywny pomocnik Grzegorz Krychowiak, po bodajże 70 minutach, a przecież mieliśmy na boisku takich zawodników, jak Lewandowski czy Piątek, którzy w poprzednich rozgrywkach, sumując wszystkie bramki, zdobyli ich ponad 70? Nie stworzyliśmy im zupełnie okazji do tego, żeby trafili do siatki przeciwnika.

Czy gdyby w piątkowym meczu mógł grać Kamil Glik i czy gdybyśmy, jak pan chciał, grali jednym napastnikiem, to czyby to coś zmieniło?
Artur WICHNIAREK: – Z obecności Glija na boisku na pewno nie wynikałoby to, że ruchliwość naszych zawodników w ofensywie byłaby większa. Oczywiście, Michał Pazdan popełnił bardzo duży błąd przy drugim straconym przez nas golu, nie wygrał pojedynku biegowego, nie przerwał tej akcji… Jednak to nie gra i błędy Pazdana były kluczem do tak słabego występu biało-czerwonych. Graliśmy po prostu źle jako drużyna, bez pomysłu na rozmontowanie skomasowanej obrony Słoweńców.

Koniec dobrej passy

Co można powiedzieć o grze drużyny prowadzonej przez Matjaża Keka?
Artur WICHNIAREK: – Widać, że podopieczni tego trenera odrobili zadanie domowe. Wiedzieli, kto do nich przyjeżdża. Jakościowo jesteśmy zdecydowanie lepszym zespołem od nich, ale w piątkowym meczu, to gospodarze pokazali, jak należy grać w piłkę. Dziś mecz trzeba wybiegać, wywalczyć, no i mieli w swoim składzie Ilicicia, który robił różnicę.

Pytanie w kontekście meczu z Austrią – czy da się w kilka dni wszystko poukładać tak, żeby znowu dobrze funkcjonowało?
Artur WICHNIAREK: – Na pewno czasu nie było za wiele. Komfort jest taki, że po pięciu kolejkach gier mamy na koncie 12 punktów, a rywale, w tym nasz najbliższy przeciwnik, o kilka mniej. Izrael remisuje i traci punkty, z kolei zyskują Austriacy i Słoweńcy. Ten mecz w poniedziałek urasta do miana gry o sześć punktów.

Jak w takim razie zagrać w Warszawie?
Artur WICHNIAREK: – Patrząc na to, jak Krzysiek Piątek wyglądał w Lublanie, to niestety, musimy go odpuścić. Znowu powinien być tym dżokerem, który tak jak w meczu w Wiedniu zagwarantował nam trzy punkty i oby, tak było ponownie w poniedziałek.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ

 

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem