Widzew lepszy od Górnika i Legii

Mecz tej drużyny z Olimpią Elbląg, zespołem przecież wcale nie „kasowym”, mimo wakacji oglądało na stadionie 17 431 widzów. To najlepszy wynik całej inauguracyjnej kolejki nie tylko w II lidze, ale w całym polskim futbolu na szczeblu centralnym. Górnik był blisko, ale nie dał rady – w Zabrzu na mecz przyszło 16 683 kibiców. W Warszawie mecz Legii oglądało 12 278 osób.

To tylko trzeci poziom rozgrywkowy, ale frekwencyjny sukces klubu świadczy o tym, że widzewska legenda żyje, choć większość na widowni stanowią dzisiaj kibice, którzy Bońka czy Smolarka na boisku nie widzieli. Już teraz w klubie skarżą się, że stadion jest za mały, ale akurat temu Widzew jest sam sobie winien, bo była przecież możliwość wybudowania nowego obiektu w innym miejscu, z lepszym dojazdem, parkingami itp. Wygrali jednak zwolennicy tradycyjnego miejsca i teraz nie ma wyjścia: dawnego przyfabrycznego boiska, otoczonego teraz przez bloki osiedla mieszkaniowego powiększyć się już nie da, bo najbliższy blok znajduje się 50 metrów od trybun.

Taki stadion i tłum kibiców stawia przed zespołem wysokie wymagania, a miejscowym chyba wcale nie jest łatwiej niż przyjezdnym, grającym z reguły na małych stadionach z kilkoma rzędami ławek na trybunach. Jest w Widzewie kilku zawodników nawet z karierą lub tylko z epizodami w ekstraklasie na koncie, ale nawet dla nich taka wymagająca widownia to dodatkowe obciążenie, o czym mieliśmy okazję przekonać się na finiszu minionego sezonu, kiedy to Widzew dopiero w ostatniej chwili wywalczył awans do II ligi. Na presję kibiców nie ma innej odpowiedzi: zespół musi po prostu wygrywać.

W sobotę zadebiutowało w drużynie czterech zawodników, w tym trzech od pierwszej minuty. 25-letni obrońca Sebastian Kamiński wychował się jako piłkarz w Opalenicy, gdzie teraz Widzew jeździ na zgrupowania, w ekstraklasie grał w Zawiszy w sezonie 2014/15, a ostatnio występował w Bytovii. W zespole jest wykonawcą rzutów wolnych i rożnych i ma udział w sobotnim golu, strzelonym po jego dośrodkowaniu. Podobał się 19-letni Konrad Gutowski, który przyszedł z Podbeskidzia. Zwycięską bramkę zdobył stoper Damian Paszliński (190 cm wzrostu), który też nie znalazł się w Widzewie przypadkowo, bo od kilku sezonów był już wpisany do notesu trenera Radosława Mroczkowskiego, który monitorował przebieg jego kariery w rezerwach Miedzi Legnica i w niemieckich klubach niższych klas, skąd teraz za drugim podejściem (był już w Widzewie na testach przez pięcioma laty) trafił do Łodzi. Może pamiętają jeszcze w Bytomiu 18-latka z Wrocławia, który grał w rezerwach Polonii w ekstraklasowych czasach tego klubu w sezonie 2009/10? Było widać w meczu z Olimpią, że ci trzej zawodnicy stanowić będą istotne wzmocnienie drużyny. Czwarty debiut był symboliczny, ale z różnych względów znaczący: w trzeciej minucie doliczonego czasu wszedł na boisko Michael Ameyaw, 17-letni uczeń łódzkiej SMS, mimo egzotycznego nazwiska urodzony i wychowany w Łodzi. Widzewiak urodzony w Łodzi to rzadkość w ligowej historii tego klubu. Teraz jest jeszcze tylko jeden – Sebastian Zieleniecki…

W sobotę przed południem na stadionie Widzewa pojawił się niespodziewanie Franciszek Smuda. Przyjechał do Łodzi na kursokonferencję trenerów UEFA Pro, którą na stadionie ŁKS i w „Atlas Arenie” organizował z udziałem 1500 uczestników ŁZPN. Na meczu z Olimpią już jednak go nie było: wpadł nie tyle odwiedzić stare kąty, co pewnie dopilnować przelewu, bo przecież rozwiązanie kontraktu na kilka dni przed końcem sezonu nie odbyło się dla klubu bezboleśnie. Szkoda, że musi się teraz przemykać po obiekcie chyłkiem i póki co nie może ryzykować konfrontacji z kibicami, którym podpadł.

Można spodziewać się, że na sobotni mecz z Rozwojem w Katowicach Widzew przyjedzie jeszcze z dwoma nowymi zawodnikami. Kontrakt podpisał właśnie kolejny 19-latek z Bielska Mikołaj Gibas, który w Podbeskidziu do pierwszej drużyny też jeszcze nie trafił. Ciekawe, kto ma rację: trenerzy Podbeskidzia, którzy się na nim i Gutowskim nie poznali, czy też trener Mroczkowski, który dostrzegł w nich potencjał. A może po prostu obrotny menedżer? Sporego kalibru niespodzianką jest widzewski angaż Simonasa Pauliusa, który grał w reprezentacji Litwy w meczu z Polską przed wyjazdem naszych na mundial. 27-letni pomocnik Żalgirisu Kowno jest dwukrotnym mistrzem Łotwy i dwukrotnym zdobywcą pucharu tego kraju (grał wówczas w FK Ventspils) i 11-krotnym reprezentantem Litwy. Gracz z takim dorobkiem to w naszej II lidze rzadkość. W sobotę nie grał, bo nie przyszedł jeszcze jego certyfikat.

Wojciech Filipiak