Widzew Łódź. Jak to z awansem bywało…

Tylko jedno podejście do Ekstraklasy było w wykonaniu Widzewa nieudane.


Widzew po raz szósty staje przed szansą awansu do ekstraklasy. Za pierwszym razem – w 1948 roku – dostał „dziką kartę” jako zasłużony klub robotniczy, bo wcześniej przegrał eliminacje z Ruchem i Legią. W 1975 roku grał ostatni mecz u siebie z Bałtykiem Gdynia – było to w czasach, gdy takiego meczu lider nie mógł przegrać, a wyjeżdżając w niedzielny wieczór z redakcji na stadion zostawiliśmy już do składu triumfalny tytuł i znaczną część tekstu. W 2006 roku remis 2:2 z Podbeskidziem w ostatniej kolejce niczego nie zmieniał, bo awans był pewny już wcześniej. W sezonie 2009/10 Widzew miał na koniec sezonu kolosalną, 16-punktową (!) przewagę nad Górnikiem Zabrze, którego pokonał w ostatnim meczu 3:0. Tylko raz awansować do ekstraklasy się nie udało: w sezonie 2008/09 Widzew też był na pierwszym miejscu w tabeli, ale z ekstraklasy został wykluczony wcześniej niż do niej awansował, stając się w ten sposób jedynym zespołem w historii polskiej piłki, który dwa razy z kolei wygrywał rywalizację na drugim poziomie rozgrywek.

Przeszkodą do awansu może być w tym sezonie, tak jak szesnaście lat temu, Podbeskidzie. Różnica jest jednak taka, że tym razem drużyna z Bielska też ma w tym meczu swój interes i nie zamierza być tylko tłem. Mała bo mała, ale szansa na miejsce w pierwszej szóstce jednak jeszcze jest. A Widzew musi ten mecz wygrać, by nie powtórzyła się sytuacja sprzed dwóch lat, gdy wchodzący wtedy do I ligi zespół przegrał ze Zniczem i musiał nerwowo czekać, aż skończy się mecz w Katowicach. Pierwszego „meczbola” – rzutu karnego w wykonaniu Juliusza Letniowskiego – drużyna z Łodzi nie wykorzystała w minioną niedzielę w Legnicy…

Tak jak w poprzednich kolejkach arbitrami w rywalizacji Widzewa i Arki byli piłkarze Resovii i Miedzi, tak teraz decyduje Podbeskidzie. Resovia i Miedź potraktowały obu pretendentów do awansu bezlitośnie, wygrywając z nimi. Podbeskidzie z Arką tydzień temu zremisowało i na pewno teraz w Gdyni liczą, że Widzewowi bielszczanie też nie pozwolą wygrać. Łódzkiej drużynie na pewno nie pomoże świadomość, że w listopadzie dostali w Bielsku lanie 0:4. Kamil Biliński, który w tym meczu popisał się hat-trickiem (czwartą b ramkę zdobył Dawid Polkowski) już na pewno pastuje buty na glanc z nadzieją na kolejne gole.

Wtedy bronił Jakub Wrąbel, teraz snajper z Bielska będzie miał przed sobą Henrika Ravasa, najlepszego obecnie piłkarza Widzewa, z którym właśnie klub ochoczo przedłużył ostrożny półroczny kontrakt, obowiązujący obecnie. To, że bramkarz jest liderem drużyny, nie świadczy dobrze o zespole walczącym o ekstraklasę – wskazanie lidera drużyny w środku pola to już znacznie trudniejsze zadanie. Nie zawodzi chyba tylko Bartłomiej Pawłowski, pozostali grają w kratkę, przy czym te szare albo wręcz czarne kratki są znacznie większe niż jasne. Zginęli na przykład z pola widzenia selekcjonera kadry młodzieżowcy: Radosława Gołębiowskiego, Bartosza Guzdka i Ernesta Terpiłowskiego próżno szukać na liście powołanych na czerwcowe mecze, mimo że na przykład Gołębiowski strzelił niedawno gola Anglikom (akurat w Bielsku), a Guzdek jest do tej pory liderem widzewskiej listy strzelców, choć ostatnio trafił do siatki 28 listopada. Dodajmy, że także poza kadrą młodzieżową znalazł się Jakub Bieroński z Podbeskidzia, jeszcze w marcu grający w reprezentacji przeciwko Anglii i Czechom. W kadrach młodzieżowych trwa ostra selekcja!

Nie licząc Miedzi, walczące o awans do ekstraklasy zespoły (w przypadku Widzewa byłby to powrót po ośmiu latach), zachowują się tak, jak gdyby za wszelką cenę chciały przedłużyć sobie sezon. Z Widzewem sprawa jest jasna – jeżeli wygra w niedzielę, łódzcy kibice nie muszą się już interesować innymi wynikami, a Janusz Niedźwiedź dołączy do pocztu trenerów, którzy wprowadzali zespół do ekstraklasy: Leszka Jezierskiego, Pawła Kowalskiego, Stefana Majewskiego i Pawła Janasa.


Na zdjęciu: Trener Janusz Niedźwiedź może zostać piątym trenerem w historii Widzewa, który wprowadzi zespół do Ekstraklasy.
Fot. Rafał Rusek/Pressfocus