Widzew Łódź – Legia Warszawa. Urodziny bez prezentu

Bezbarwny pucharowy klasyk w Łodzi. Mistrzowie Polski szybko go sobie ustawili, nie tracąc wielu sił przed niedzielną ligową konfrontacją z Piastem Gliwice.


Łodzianie świętowali wczoraj jubileusz 110-lecia powstania. Zewsząd w stronę klubu z Alei Piłsudskiego kierowano życzenia, zapewne wiele z nich dotyczyło również sukcesu w urodzinowy wieczór, ale takiego prezentu drużyna Enkeleida Dobiego całej widzewskiej społeczności nie sprawiła. Niespodzianką w starciu z Legią nie zapachniało nawet przez moment. Bez kibiców, bez emocji, bez tempa… To była jak chińska podróbka pucharowego meczu między tymi drużynami sprzed roku, rozegranego przy wypełnionych trybunach „Serca Łodzi”, momentami porywającego i zakończonego porażką 2:3 drugoligowego wtedy Widzewa.

Złoty gol Cholewiaka

A wczorajszy mecz ustawiła szybko zdobyta przez faworyta bramka. W 6 minucie po stracie Merville’a Fundambu szarpnął Michał Karbownik, dograł na lewą stronę pola karnego do Mateusza Cholewiaka, a ten poradził sobie z Krystianem Nowakiem i uderzył. Piłka po drodze do siatki odbiła się jeszcze od stopera miejscowych, nie ułatwiając interwencji Miłoszowi Mleczce. Po objęciu prowadzenia warszawianie nie byli specjalnie zainteresowani forsowaniem tempa, a łodzianie – nie mieli argumentów, by z tego letargu rywala wybudzić. Mogli to uczynić raz. W 41 minucie przeprowadzili najlepszą w całym meczu akcję. Marcin Robak przerzucił futbolówkę do Dominika Kuna, ten sprytnym podaniem uruchomił Łukasza Kosakiewicza, który miał sporo miejsca z prawej strony pola karnego, mierzył płasko w „długi” róg, ale pomylił się dość znacznie. Lepszej okazji w tym spotkaniu nie miał już ani Kosakiewicz, ani żaden z jego kolegów.

Dobra seria

Dość powiedzieć, że choć Legia oddała inicjatywę, to pierwszy celny strzał beniaminek I ligi oddał… w 75 minucie, ale próba Patryka Muchy z jakichś 30 metrów nie miała prawa wyrządzić krzywdy Cezaremu Miszcie. W 86 minucie z dystansu szczęścia szukał jeszcze Daniel Mąka, ale niecelnie i w wyrazie bezradności dla nieumiejętności podejścia pod bramkę Legii, z którą Widzew nie wygrał od 20 lat. Mistrzowie Polski awansowali do kolejnej rundy Pucharu Polski najmniejszym możliwym nakładem sił, nie tracąc ich przed niedzielnym ligowym starciem z Piastem Gliwice. Pod wodzą [Czesława Michniewicza] osiągają dotąd bardzo dobre wyniki, z ostatnich 7 meczów wygrali aż 6, tylko raz remisując (w Szczecinie) i tracąc ledwie 3 bramki.

Pozwalali na zbyt wiele

– Dobry był tylko wynik tego spotkania, bo wygraliśmy, reszta natomiast jest do poprawy. Nie zagraliśmy dobrego spotkania i cieszy tylko to, że awansowaliśmy dalej. Pozwalaliśmy Widzewowi na zbyt wiele i ten skrzętnie z tego korzystał. Raz mogło się to skończyć bramką, gospodarze atakowali, ładnie utrzymywali się przy piłce i mogło to się podobać – oceniał szkoleniowiec Legii, który w sezonie 2010/11 odpowiadał za wyniki Widzewa.

Widzew Łódź – Legia Warszawa 0:1 (0:1)

0:1 – Cholewiak, 6 min

WIDZEW: Mleczko – Kosakiewicz, Nowak, Grudniewski, Stępiński – Mucha, Możdżeń – Kun (71. Ojamaa), Fundambu (69. Mąka), Prochownik (57. Ameyaw) – Robak. Trener Enkeleid DOBI.

LEGIA: Miszta – Stolarski, Wieteska, Jędrzejczyk, Rocha – Karbownik (46. Slisz), Martins – Valencia (46. Wszołek), Kapustka, Cholewiak (61. Luquinhas) – Lopes (61. Pekhart). Trener Czesław MICHNIEWICZ.

Sędziował Jarosław Przybył (Kluczbork). Żółte kartki: Mucha, Nowak – Slisz.


Na zdjęciu: Legia skakała wczoraj minimalnie wyżej od łodzian. Przyjechała, zrobiła swoje – i nie ma co więcej tego klasyku rozpamiętywać…
Fot. Adam Starszynski/Pressfocus