Widzew Łódź. Mur nie do przebicia

Był to ostatni mecz kolejki, piłkarze Widzewa wiedzieli więc, że zwycięstwo da im już „wzrokowy kontakt” z pierwszą szóstką.


Nie zmarnowali tej szansy, strzelili dwa gole grając w dziesiątkę i są zdecydowanym liderem wiosny. Nie przegrali żadnego z siedmiu meczów, a cztery z nich wygrali, w tym ostatnie trzy z rzędu. Co więcej, bramkarz Jakub Wrąbel czwarty raz z kolei zakończył mecz z czystym kontem, co daje – od 85 minuty meczu derbowego z ŁKS – 390 minut bez straty gola, licząc z doliczonym czasem w poszczególnych spotkaniach.

To czyste konto Wrąbla w meczu z Jastrzębiem, to nie efekt przewagi gospodarzy, a jego skutecznej gry w tym spotkaniu. Swoimi interwencjami odebrał on gościom co najmniej pięć szans bramkowych, w tym dwie w samej końcówce spotkania. Dwukrotnie, jeszcze przed przerwą, nie dał mu rady Daniel Szczepan, dwa razy Jakub Apolinarski i raz Daniel Rumin, który wszedł na boisko dopiero po stracie pierwszego gola przez GKS, gdy trener postanowił wzmocnić atak.

Oba zespoły rozpędzały się – jak tuwimowska lokomotywa – powoli, jak żółw ociężale. Pierwszy nabrał szybkości GKS, czego dowodem była szansa Szczepana 25 minucie. Widzew skończył pierwszą połowę z zerem w rubryce „strzały celne”, a Szczepan mógł dać swojej drużynie prowadzenie w 37 minucie, ale Wrąbel obronił jego strzał głową z bliska.

To złośliwość wobec zawodnika, ale po skończonym meczu można powiedzieć, że dobrze się stało, że sędzia wyrzucił z boiska po drugiej żółtej kartce Marka Hanouska, który od początku przeszkadzał raczej niż pomagał kolegom. „Sędziowie nie lubią Widzewa” – znów będą mówić pewnie w Łodzi, bo to już czwarta czerwona kartka w tym sezonie. Zaraz po przerwie jednak bramkę zdobył Daniel Tanżyna, po perfidnym dla obrońców i bramkarza podaniu Stępińskiego z rzutu wolnego. Tanżyna przysięga się, że nie dotknął piłki rękę, ale z kolei w Jastrzębiu i okolicach mają pretekst, by mówić, że prezes Boniek ciągnie za uszy swój były klub.

Nie pomogło wzmocnienie siły ofensywnej Jastrzębia. Jak zwykle efektowny Michael Ameyaw dał błysk piłkarskiego geniuszu i pokazał, jak powinno wyglądać podanie do zawodnika wbiegającego w pole karne. Mateusz Michalski musiał tylko przyłożyć nogę. Jastrzębie mogło ewentualnie marzyć o wyrównaniu po pierwszym straconym golu, ale nie miało już później żadnych szans na zdobycie dwóch bramek. Obrona Widzewa nie popełniła już błędu, no i po raz kolejny okazało się, jak silna jest ławka zespołu z Łodzi, na której na swoją szansę czekają tacy zawodnicy, jak Tomczyk, Mucha i Kun, zwłaszcza w konfrontacji ze zmęczonymi już gonieniem wyniku rywalami. Efekt – więcej strzałów gości, więcej rzutów rożnych, więcej szans bramkowych, ale 0:2 na tablicy wyników.


Widzew – GKS Jastrzębie 2:0 (0:0)

1:0 – Tanżyna, 51 min, 2:0 – Michalski, 67 min.

WIDZEW: Wrąbel – Stępiński, Grudniewski, Tanżyna, Gach – Michalski (80. Kun), Hanousek, Poczobut (89. Możdżeń), Ameyaw (80. Samiec-Talar) – Kita (58. Mucha), Robak (80. Tomczyk). Trener Enkeleid DOBI.

JASTRZĘBIE: Drazik – Zalewski (70. Słodowy), Komor, Szcześniak, Witkowski (79. Niewiadomski) – Farid Ali, Bielak (79. Zejdler), Mróz, Feruga (61. Rumin), Jadach (61. Apolinarski) – Szczepan. Trener Paweł ŚCIEBURA.

Sędziował Jarosław Przybysz (Kluczbork). Żółte kartki: Hanousek, Mucha – Witkowski. Czerwona kartka Hanousek (Widzew) – po drugiej żółtej w 45 minucie.


Na zdjęciu: Jakub Wrąbel okazał się przeszkodą nie do pokonania dla jastrzębskich zawodników.

Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus