Widzew Łódź. Rzadki gość w Jastrzębiu

Popularny w wielu miastach w Polsce Widzew wyjątkowo omijał w swoich wojażach Jastrzębie.


Jutrzejszy mecz to dopiero trzecia wizyta drużyny ze wschodniej części Łodzi w Jastrzębiu od początku wspólnej ligowej historii tych klubów w 1988 roku. Ci, co pamiętają mecz rozegrany równo 23 lata temu, 22 kwietnia 1989 roku, na pewno mają przed oczyma gola, jakiego Bogdan Kuśmierski strzelił Jerzemu Zajdzie. Widzew miał wówczas w składzie takich piłkarzy jak Kazimierz Przybyś, Tomasz Łapiński, Leszek Iwanicki czy Wiesław Wraga, a zwycięstwo Jastrzębia 1:0 nad wyżej notowanym rywalem było sukcesem ówczesnego beniaminka, chociaż utrzymać się w ekstraklasie nie pomogło.

Mniej sympatycznie dla gospodarzy wypadła druga wizyta Widzewa w Jastrzębiu w maju 2009 roku. Bezdyskusyjna porażka 0:3 po golach Marcina Robaka, Mindaugasa Panki i Przemysława Oziębały raczej nie pozostawiła w tym mieście miłych wspomnień. Teraz dojdzie do trzeciej w historii wizyty w Jastrzębiu, bo w 2021 roku gospodarzem meczu, zaplanowanego w Jastrzębiu, był Widzew. GKS rozegrał w sumie cztery kolejne mecze na stadionie Widzewa, bo oprócz trzech ligowych było jeszcze spotkanie o Puchar Polski.

Widzew walczy o bezpośredni awans do ekstraklasy, a Jastrzębie? Wiadomo… Oczywiście wszyscy w łódzkim obozie zdają sobie sprawę z konieczności mobilizacji przed meczem z każdym przeciwnikiem, ale nie sposób nie zauważyć, że w walce o awans ważniejsze dla drużyny z Łodzi będą dwa następne mecze: już w najbliższy wtorek z Koroną, a potem derby z ŁKS-em 3 maja. Istotne będzie na przykład uniknięcie kolejnych żółtych kartek przez „jokera” Radosława Gołębiowskiego, młodzieżowca Kacpra Karaska, solidnego obrońcę Martina Kreuzrieglera i silnego rezerwowego Mateusza Michalskiego, którzy mają już po trzy. Każda kolejna strata zawodnika przy obecnej pladze kontuzji, to trudna do załatania dziura. Martin Hanousek na przykład idealnie zastępował w poprzednich spotkaniach w obronie niezdolnych do gry stoperów Krystiana Nowaka i Daniela Tanżynę, ale brakowało go w drugiej linii, gdzie odgrywał ważną rolę w budowania ataków.

Raport medyczny na ten tydzień jest następujący: wznowili treningi Przemysław Kita i Michalski, którzy raczej będą zdolni do gry, choć jeszcze nie w pierwszym składzie. Nieco dalej od stuprocentowej dyspozycji są Bartłomiej Pawłowski i Mattia Montini, a całkiem daleko, bo jeszcze w stadium rehabilitacji – Tanżyna i obaj bramkarze Reszka i Wrąbel. Tych zastępuje całkiem przyzwoicie sprowadzony awaryjnie Henrich Ravas ze słowackiego FK Senica, wspierany na ławce i podczas treningów przez Wasyla Łytwynienkę z II-ligowej Obołoni Kijów.

Gole dla Widzewa strzelało w tym sezonie aż 22 zawodników, nie licząc jednego „samobójcy” z Głogowa. Pod względem liczby strzelonych goli Widzew jest trzeci, ale na wyjazdach jest z tym kiepsko – tylko 14 z 46 bramek zespół zdobył poza Łodzią. Nie obudził się jeszcze z zimowego snu najskuteczniejszy jesienią (bez gola od listopada, wcześniej sześć trafień) Bartosz Guzdek, a ten brak skuteczności to między innymi skutek absencji piłkarzy wymienionych wyżej, bo na przykład Bartłomiej Pawłowski w pięciu meczach, w których zagrał, trafił trzy razy. Wśród tych 22 strzelców nie ma jeszcze Patryka Lipskiego, może więc przyszła kolej na niego?

Tymczasem okazuje się, że sprawa awantur podczas meczu Widzewa z GKS Tychy w Łodzi jest „rozwojowa”. Klub z Tychów zawiadomił łodzian, że nie poczuwa się do odpowiedzialności za szkody wyrządzone na stadionie przez tyskich kibiców, bo byli to przede wszystkim kibice… ŁKS, zaprzyjaźnieni z tyskimi. Widzew kontruje groźbą skierowania sprawy do sądu polubownego PZPN, a właściciel stadionu, czyli spółka MAKiS na zwrot kosztów będzie musiał „trochę” poczekać, bo podobna sprawa o odszkodowanie za zniszczenia na stadionie między Widzewem a Śląskiem Wrocław rozpatrywana jest od 2019 roku.


Fot. Adrian Mielczarski / PressFocus