Więcej niż godnie

„Kolejorz” prawie dokonał niemożliwego we Florencji. Pożegnał się jednak z Ligą Konferencji.


Kibice Fiorentiny przyszli na trybuny Stadio Artemio Franchi, by świętować awans do półfinału Ligi Konferencji. Włoskich „tifosi” przede zszokowało jednak to, co wydarzyło się w 9. minucie spotkania. Z prawej strony w pole karne dośrodkował Michał Skóraś. Fatalnie zachował się jeden z obrońców „Violi”, który wybijał piłkę tak niefortunnie, że ta trafiła do Alfonso Sousy. Portugalczyk wyprzedził kolejnego z rywali i uderzył od razu, trafiając do siatki tuż przy słupku.

Gol dla Lecha nie robił Fiorentinie żadnej krzywdy, ale wprowadził sporo niepewności w poczynaniach gospodarzy. Do przerwy zespół z Florencji nie przypominał ekipy, która tydzień wcześniej zdominowała mecz w Poznaniu. Jeżeli chodzi o Lecha, to dwa razy zrobiło się bardzo nerwowo. Najpierw, gdy mający na swoim koncie żółtą kartkę Alan Czerwiński, faulował kolejny raz i gdyby nie pobłażliwość sędziego, to wyleciałby z boiska. Gracz ten został zmieniony przez Johna van den Broma jeszcze przed przerwą. Chwilę później Radosław Murawski spacyfikował łokciem w polu karnym Nicolasa Gonzaleza. Arbiter sprawdzał i rzutu karnego nie podyktował, choć wydawało się, że miał ku temu pełne podstawy.

Do przerwy zatem „Kolejorz” niespodziewanie prowadził, a druga połowa zaczęła się dość… leniwie. Nie było spodziewanego szturmu „Violi”. Filip Bednarek obronił „sam na sam” z Luką Joviciem, a chwilę później sfaulowany w polu karnym został Skóraś. Sędzia, po analizie VAR, podyktował rzut karny dla „Kolejorza”! Piłkę na jedenastym metrze ustawił Kristoffer Velde i pewnym strzałem podwyższył prowadzenie Lecha. Nikt sobie nie był w stanie wyobrazić takiego scenariusza przed meczem, bo w tym momencie „Kolejorz” był o gola od dogrywki. I chwilę później stało się coś jeszcze bardziej niebywałego. Lech odrobił straty z Poznania, co wydawało się wręcz niemożliwe.

Ale stało się, dzięki cierpliwej, dobrej grze i niebywałej determinacji. Piłka wypadła na aut, szybko grę wznowił Skóraś, a Jesper Karlstroem popędził prawą flanką. Szwed chyba zamknął oczy i wstrzelił piłkę w pole karne. W idealnym miejscu znalazł się Artur Sobiech, który z bliska wpakował futbolówkę do siatki. Lech objął prowadzenie 3:0 i właśnie taki wynik, na nieco ponad 20 minut przed końcem regulaminowego czasu gry, oznaczał remis w dwumeczu i dodatkowy czas gry.
Fiorentina była już totalnie zaskoczona i bardzo szkoda, że akurat w takim momencie Lech dał sobie strzelić gola.

Z pozoru niegroźne, nieudane zagranie z rzutu wolnego, Radosław Murawski wybił zbyt krótko. Piłka trafiła pod nogi Riccardo Sottila, który uderzył precyzyjnie i Bednarek był bez szans. W tej fazie meczu mistrzowi Polski bardzo trudno było już zaatakować. Błąd Filipa Dagerstala oznaczał następnie sytuację dla Fiorentiny, którą na bramkę zamienił Gaetano Castrovilli. To oznaczało koniec marzeń o półfinale Ligi Konferencji, w które wszyscy – nie bez podstaw – uwierzyliśmy. „Kolejorz” pożegnał się z europejską rywalizacją więcej niż godnie.


Fiorentina – Lech Poznań 2:3 (0:1)

0:1 – Sousa, 9 min, 0:2 – Velde, 65 min (karny), 0:3 – Sobiech, 69 min, 1:3 – Sottil, 78 min, 2:3 – Castrovilli, 90+2 min.

Sędziował Rade Obrenović (Słowenia). Żółte kartki: Biraghi, Milenković, Terzić, Venuti – Sobiech, Czerwiński, Kwekweskiri, Skóraś.

FIORENTINA: Terracciano – Venuti, Milenković (46. Martinez Quarta), Igor, Biraghi (53. Terzić) – Bonaventura (71. Castrovilli), Mandragora, Barak – Gonzalez, Jović (71. Cabral), Sottil (85. Kouame). Trener Vincenzo ITALIANO.
LECH: Bednarek – Dagerstal, Karlstroem, Milić – Skóraś, Czerwiński (31. Pereira), Murawski (83. Kwekweskiri), Rebocho – Sousa (80. Marchwiński) – Sobiech (79. Ishak), Velde (80. Ba Loua). Trener John VAN DEN BROM.
Pierwszy mecz: 4:1. Awans: Fiorentina.


Na zdjęciu: To było niesamowite, co Lech Poznań robił we Florencji. Nie udało się awansować do półfinału, ale ten mecz zapamiętamy na długo.

Fot. Massimo Paolone/LaPresse/SIPA USA/PressFocus