Wielka niewiadoma

Zbigniew CIEŃCIAŁA: Jak się wraca do Ruchu po dłuższej nieobecności?

Kamil LECH: – Stadion jest ten sam. Szatnia ta sama i jest dalej wydająca nam sprzęt pani Renia, najmilsza osoba pod słońcem. Nowe są za to realia, wielka niewiadoma bo ani Ruch, ani ja nigdy nie graliśmy w drugiej lidze. Dla nas to nowość. Czeka nas duże wyzwanie, czeka nas sezon walki, bo słyszałem, że to ciężka liga. Bardziej siłowa niż techniczna

Żałuje pan przeprowadzki do Bielska-Białej i braku szansy zagrania w Podbeskidziu?

Kamil LECH: – Jeżeli chodzi o czas spędzony na boisku, możliwość grania, to z tej perspektywy był to stracony okres w mojej przygodzie z piłką. Z drugiej strony podszkoliłem głównie technikę gry nogą. Zmieniła się też moja mentalność. Jestem teraz innym człowiekiem, bardziej dojrzałym

W Ruchu będzie pan numerem jeden?

Kamil LECH: – Nikt mi tego nie zagwarantuje. Swoją pozycję trzeba wywalczyć na boisku. I tutaj zrobię wszystko, by dobrze pokierować defensywą, zarządzać nią, by bramka „Niebieskich” była ciężką twierdzą do zdobycia. Od rządzenia w szatni są już inni. Ja nie jestem typem tyrana, wolę spokojnie siedzieć z boku.