Wielki pech kapitana gliwiczan

Fatalnie zaczyna się restart ekstraklasy dla Gerarda Badii. Katalończyk na jednym z ostatnich treningów doznał kontuzji stopy i na pewno zabraknie go w sobotnim meczu z Wisłą Kraków. Wiele wskazuje na to, że przerwa potrwa dłużej. Dla Badii to nie pierwszy taki pech w ostatnich latach.


Gerard Badia do wszystkiego, co robi wkłada serce. Dla niego liczą się emocje, zaangażowanie, adrenalina. M.in. z tego powodu jest uwielbiany przez gliwickich kibiców, bo czy gra 90 czy 5 minut, zawsze walczy i daje z siebie wszystko. Każdy medal ma dwie strony, bo przez to często naraża się na kontuzje. Często na treningach.

Lepszy i gorszy scenariusz

Tak jest i teraz, bo niedawny trening zakończył się dla niego źle. Urazem stopy. – Gerard doznał urazu stopy, który wykluczy go z najbliższego spotkania z Wisłą. Na ten moment nie wiadomo, kiedy dokładnie Badia wróci do gry, ale sztab medyczny walczy o to, aby stało się to jak najszybciej – poinformował Karol Młot, rzecznik Piasta.

Urazy stopy mają to do siebie, że ich leczenie może być długotrwałe i faktycznie trudno kreślić stuprocentowy moment powrotu. Dlatego przy Okrzei biorą pod uwagę każdy scenariusz. Nawet ten, że Piast będzie musiał sobie radzić bez Badii nie tylko w najbliższym meczu z Wisłą, ale i w kolejnych spotkaniach, bo przerwa może potrwać miesiąc.

Jeśli tak by się faktycznie stało, to nie tylko Katalończyka nie zobaczymy w fazie zasadniczej sezonu, ale także w co najmniej części fazy finałowej. Miesiąc, licząc od tego tygodnia, oznaczałby powrót w okolicach 33. kolejki ekstraklasy.

W Gliwicach wszyscy mają nadzieję, że Gerard będzie mógł zagrać szybciej. Nie takie przypadki widziano. W pamięci mamy m.in. brutalny faul na Martini Bukacie w meczu z Koroną. Wydawało się, że jego kostka jest zmiażdżona, a słowacki pomocnik wrócił do gry po kilku tygodniach. W każdym razie strata Badii jest osłabieniem gliwiczan, na szczęście kadra jest szeroka.

Kontrakt niezagrożony?

Kibice Piasta martwią się, czy uraz nie przekreśli szans na przedłużenie kontraktu z piłkarzem. Przypomnijmy, że Badii do automatycznego przedłużenia umowy o kolejny sezon brakuje niewiele minut. Wydawało się, że stanie się to jeszcze przed podziałem na grupę mistrzowską i spadkową.

Sprawy jednak się komplikują. Jak usłyszeliśmy w gliwickim klubie, ewentualna przerwa nie będzie miała wpływu na sprawę z kontraktem, a władze klubu będą tak czy owak chciały go przedłużyć. Decyzja należeć będzie do samego Badii

Złość cieniu złota

Katalończyk może mówić o powtarzającym się pechu. W Piaście kilka kontuzji już przeżył, ale sezon 2018/19 był dla niego wyjątkowo pechowy i trochę przypominał obecny powrót do grania.

Dwa lata temu w lipcu Gerard tryskał energią, bo wrócił do gry po kontuzji kolana, forma była coraz lepsza, przygotowania do sezonu udane. Na jednym z treningów przed inauguracja sezonu przypadkowo został uderzony przez kolegą w żebra.


Czytaj jeszcze: W Piaście pomoc największą zagadką


— W trakcie gry wewnętrznej oberwałem z łokcia w żebro. Na początku ból był silny, ale minął. Gdy pod koniec tygodnia wydawało się, że wszystko jest w porządku byłem w domu i… kichnąłem siedząc na krześle. Wtedy naruszone żebro się „odezwało” i dopadł mnie taki ból, że nie byłem w stanie spać ani chodzić. Od razu zadzwoniłem do klubowych lekarzy – mówił na naszych łamach.

– Czułem się bardzo dobrze. Tak bardzo chciałem grać od pierwszej minuty. Co za pech! – denerwował się Katalończyk. Badia wrócił do gry dopiero w piątej kolejce mistrzowskiego sezonu. Jesienią pech przyplątał się po raz drugi. Katalończyk zmagał się z drobnym urazem, ale na własną prośbę wystąpił w pucharowym meczu z Legią.

W jego trakcie uraz się odnowił i skrzydłowy pauzował prawie dwa miesiące. Później trudno mu było wywalczyć na stałe miejsce w wyjściowym składzie. Osłodą był jednak wymarzony złoty medal. Oby teraz historia, która źle się zaczyna skończyła się zdecydowanie lepiej.


Na zdjęciu: Gerard Badia szykował się na mecz z Wisłą. Na powrót do gry przyjdzie mu poczekać.

Fot. piast-gliwice.eu