Wielkie rozczarowanie

Miał być czarny koń, a ostatecznie koń by się uśmiał. Turcja przegrała drugi mecz na Euro i ponownie zrobiła to w słabym stylu.


Po inauguracyjnej porażce z Włochami (0:3) tureccy piłkarze wszędzie, gdzie się dało, przepraszali za swój występ. Przegrana z faworytem była zrozumiała, ale „Gwiazdy Półksiężyca” zaprezentowały się po prostu beznadziejnie.

Do trzech razy sztuka

Z Walijczykami miało być inaczej, tym bardziej że na stadionie w Baku na trybunach znalazło się dobre 30 tysięcy tureckich fanów. Obok czerwonych flag państwa znad Bosforu licznie powiewały flagi Azerbejdżanu, który to cieszy się wsparciem kraju ze stolicą w Istambule. Więcej radości miała jednak kilkusetosobowa grupka kibiców z zachodniej części Wielkiej Brytanii, bo to Walijczycy pokazywali ciekawszy futbol.

Turcy próbowali grać piłką, mimo że nic im to nie dawało. Walijczycy natomiast preferowali nieco bardziej bezpośrednie – choć nie prostackie – rozwiązania. Dośrodkowania Wyspiarzy stwarzały dużo zamieszania w „szesnastce” Turków, tak samo jak z zaskakującą łatwością piłki były dostarczane do graczy, którzy z drugiej linii wbiegali za plecy obrońców z Azji Mniejszej. Obrona drużyny prowadzonej przez Senola Gunesa nie trzymała odpowiedniej linii, regularnie ją łamała, była karcona przede wszystkim przez Aarona Ramseya, który w pierwszej połowie był najgroźniejszym piłkarzem „Smoków”. Pomocnik Juventusu jednak najpierw zmarnował dwie wyśmienite okazje, by dopiero za trzecim razem – po podaniu Garetha Bale’a – trafić do siatki.

Bale ich załatwił

Turcja próbowała szarpać, starała się budować przewagę i dominować, ale Walijczycy nie mieli zamiaru tylko się bronić. Brytyjczycy nie dali „Gwiazdom Półksiężyca” nabrać rozpędu, a sami wielokrotnie zagrażali bramce rywali. Po przerwie najgroźniejszym ich graczem był Bale, który miał kilka szans, w tym… zmarnowanego karnego.

Psychika tureckich zawodników nie podołała serii turniejowych rozczarowań, czego dowodem była spora szarpanina w końcówce meczu. Chwilę później zresztą Walijczycy ustalili wynik tego meczu, trafiając na 2:0 po kolejnej asyście Bale’a. Gwiazdor „Smoków” wbiegł w turecką „szesnastkę” jak nóż wchodzący w masło i wystawił piłkę Connorowi Robertsowi, który dopełnił formalności. Turcja oddała więcej strzałów, ale liczba goli oczekiwanych (xG) wyniosła w ich przypadku tylko 1,24, przy liczbie 3,70 osiągniętej przez Walię! Defensywa Turków w niczym nie przypominała tej, która w eliminacjach do Euro (w grupie z Francją, Islandią czy Albanią) straciła ledwie 3 bramki, ani razu nie przegrywając z mistrzami świata…

Turcja – Walia 0:2 (0:1)

0:1 – Ramsey (43), 0:2 – C. Roberts (90+5).

TURCJA: Cakir – Celik, Ayhan, Soyuncu, Meras (73. Muldur) – Yokuslu (46. Demiral) – Under (83. Kahveci), Tufan (46. Yazici), Calhanoglu, Karaman (75. Dervisoglu) – Yilmaz. Trener Senol GUNES.

WALIA: Ward – C. Roberts, Mepham, Rodon, B. Davies – Allen (73. Ampadu) – James (90+4. N. Williams), Morrell, Ramsey (85. Wilson), Bale – Moore. Trener Robert PAGE.

Żółte kartki: Yilmaz, Calhanoglu – Mepham, Davies.

Sędziował Artur Soares Dias (Portugalia). Widzów 30 500.


Fot. PressFocus