Wilczek ma być gwiazdą Izmiru

 

Czy będzie tęskno za wizytami w Danii na meczach Broendby, gdzie na każdym kroku czuło się wielki szacunek do Kamila Wilczka?
Rafał KĘDZIOR: – Tego na pewno trochę będzie brakowało. Kamil był tam fetowany jako kapitan, najlepszy strzelec w historii klubu, ale i człowiek. Kibice doceniali, że to normalny chłopak, a nie żaden gwiazdor. Nawet fani FC Kopenhaga, czyli największego rywala, odnosili się do Kamila z szacunkiem, a gdy chcieli dogryźć, to… życzyli transferu – aby lokalny przeciwnik stracił swojego czołowego zawodnika. Patrząc z perspektywy naszej agencji, przygotowaliśmy dla Broendby następcę Kamila. To Samuel Mraz, trochę już z Kamilem pograł, był królem strzelców ligi słowackiej. Mamy nadzieję, że teraz choć trochę nawiąże do rekordów swojego poprzednika.

Czy trudno było nakłonić Broendby do sprzedaży Wilczka?
Rafał KĘDZIOR: – To było jasne, że jeśli jakikolwiek klub w Europie szuka napastnika z dobrymi liczbami, to chcąc nie chcąc patrzy też na Kamila. W ostatnich latach zawsze znajdował się w czołówkach europejskich klasyfikacji strzelców, dlatego zainteresowanie nim było. W Danii zdawali sobie sprawę, że trzeba pozwolić mu na kolejny krok, jeśli tylko będzie miał taką możliwość. Fajnie się stało, że Kamil w końcówce swojego pobytu przeskoczył jeszcze Ebbe Sanda, legendę duńskiego futbolu, w klasyfikacji najlepszych strzelców Broendby wszech czasów. Wpisał się do historii, teraz nikt mu nie robił przeszkód. Kamil przywiązuje dużą wagę do tego, jak się czuje rodzina. Na każdym kroku podkreślał, że w Danii dobrze się żyje nie tylko jemu, ale też bliskim. Niczego im nie brakowało, ale chyba każdy z nas potrzebuje w życiu nowych wyzwań – zwłaszcza jeśli wiążą się też z fajnym kontraktem, a tak się stało w przypadku transferu do Goeztepe.

Patrząc z perspektywy 4-letniego pobytu w Kopenhadze, ta zima była najlepszym momentem na zmianę otoczenia?
Rafał KĘDZIOR: – Zrobił wszystko, co mógł, by zapracować na taki transfer, który w Polsce chyba nie przez wszystkich jest doceniany. Każdy jednak, kto siedzi w tym głębiej – kto wie, jakim miastem jest Izmir, jak wyglądają mecze ligi tureckiej – wypowiada się o tym ruchu z dużym szacunkiem. Kamil ma to wszystko jakby zaprogramowane. Bardzo ważna dla niego jest rodzina i już myśli o tym, co będzie za dwa lata, gdy syn pójdzie do szkoły. Kamil ma plan, który przy pomocy naszej agencji udaje mu się realizować.

Z jednej strony, być może już za dwa lata Wilczek wróci do Polski. Z drugiej jednak, Goeztepe wcale nie musi okazać się takim „kontraktem życia”, a może trampoliną do czegoś większego. Ma tylko i aż 32 lata…
Rafał KĘDZIOR: – Powrót do Polski to jeden ze scenariuszy, ale zwrotów akcji może jeszcze być sporo. Wiadomo, że każdy patrzy w metrykę, dlatego w Realu już raczej Kamil nie zagra, ale biorąc pod uwagę, jak profesjonalnie się prowadzi, to nie mam wątpliwości, że będzie strzelał gole jeszcze przez kilka ładnych lat. Kluby na całym świecie, od okręgówki po Premier League, szukają przede wszystkim lewych obrońców i napastników. Zawodnicy z tych pozycji zawsze znajdą zatrudnienie, a jeśli ma się takie liczby jak Kamil, to jest tym łatwiej.

Dużo innych ofert odrzuciliście?
Rafał KĘDZIOR: – Jedne były bardziej, inne – mniej konkretne. Od dłuższego czasu były składane czy Kamilowi, czy klubowi. Finalnie dobrze się stało, że jedna z poprzednich ofert nie została zaakceptowana przez Broendby. Dzięki temu teraz Kamil trafił w dobre miejsce. Izmir to chyba najlepsze miasto do życia w Turcji. Najbardziej oblegany jest oczywiście Stambuł, ale funkcjonowanie tam na co dzień potrafi być uciążliwe. Izmir na filmach reklamowych pokazywany jest jako najbardziej europejskie z tureckich miast.

Ma ponad 4 miliony mieszkańców. Czy dla 32-latka to może stanowić jakiekolwiek wyzwanie, by się w nim odnaleźć?
Rafał KĘDZIOR: – Jeśli zastanawiasz się, czy grać na pustyni, kiedy nad głową – w cudzysłowie – latają rakiety w stronę Iraku czy Iranu, a równie dobrze możesz żyć niemalże w Europie, to sprawa zamyka się sama. Do tego dochodzi też kwestia łatwiejszego połączenia, i tak dalej… Decyzja o wyborze Goeztepe broni się nie tylko piłkarsko. W ostatnim czasie niewiele brakowało do tego, by padło na kierunek arabski, Arabię Saudyjską, ale Izmir jest atrakcyjniejszy do życia na co dzień, co dla Kamila, jako bardzo rodzinnej osoby, jest niezmiernie ważne.

Czy polskie kluby stawały w ogóle do wyścigu o Wilczka?
Rafał KĘDZIOR: – Trzeba pamiętać, że Kamil miał ważny kontrakt z Broendby, dlatego trzeba było za niego zapłacić, co zawsze jest przeszkodą. To było kluczowe. Wcześniej – przed przedłużeniem kontraktu w Danii – były zapytania o Kamila z Polski. Tej zimy od początku było jasne, że to praktycznie niemożliwe, aby wrócił do kraju już teraz.

W Turcji Wilczek podpisał 1,5-roczny kontrakt.
Rafał KĘDZIOR: – Z opcją przedłużenia o kolejny rok. W to celowaliśmy. To może być ostatni wielki zagraniczny kontrakt, dlatego chodziło o to, by zaznać też trochę stabilizacji. Plany Goeztepe są ambitne, a ja jestem spokojny o Kamila i jego adaptację w nowym miejscu.

W Izmirze ma być uzupełnieniem składu czy gwiazdą?
Rafał KĘDZIOR: – Zdecydowanie trafia tam jako potencjalna gwiazda. Legenda Broendby znalazła się w klubie, który dopiero chce budować swoją markę. Powstał nowy stadion, jest piękna baza treningowa, infrastruktura prezentuje się imponująco. Kamil ma być gwiazdą zespołu, tak to trzeba nazwać. Oczywiście, nie zapominamy, że w zespole jest Beto, były bramkarz reprezentacji Portugalii, ale w Goeztepe w ostatnich latach zawsze brakowało napastnika. W pierwszych kolejkach tego sezonu drużyna miała problemy ze zdobywaniem bramek, nie było dotąd typowej „dziewiątki”. Kamil ma być osobą finalizującą dogrania skrzydłowych, którzy robią tam dobrą robotę.

Czyli o regularną grę nie będzie mu trudniej niż w Danii?
Rafał KĘDZIOR: – Wydaje się, że nie. Jasne, że na wszystko trzeba zapracować na treningach, a potem bramkami i dobrymi występami w meczach, dlatego nie sposób powiedzieć, że będzie miał pewne miejsce w składzie. Dopiero przychodzi do klubu, siłą rzeczy musi coś udowodnić, ale – mam wrażenie – kredyt zaufania otrzymał bardzo, bardzo duży. O grę powinien być spokojny.

Czy są jeszcze złudzenia, że z Turcji może mu być odrobinę bliżej do reprezentacji Polski niż z Danii?
Rafał KĘDZIOR: – Nie chcę wchodzić w skórę Kamila, który sam ładnie mówi o tej kwestii. Powtarza, że trzyma kciuki za reprezentację Polski, za kolegów w niej grających – niezależnie, czy z nim, czy bez niego. Każdy, kto go poznał, wie, że to jest absolutnie szczere. Ambicją każdego jest znalezienie się w kadrze i nie inaczej jest z Kamilem. Skoro strzelał dziesiątki bramek w niezłej lidze duńskiej, to teraz pewnie też trudno będzie zmienić tę sytuację. Oczywiste, że niekwestionowanym numerem 1 jest Robert Lewandowski. Starsi zawodnicy niż Kamil w przeszłości grali i strzelali gole dla reprezentacji, dlatego osobiście uważam, że przez sztab szkoleniowy powinien być obserwowany.

W niedzielę Goeztepe gra z Besiktasem Stambuł. Czy już tego dnia Kamil Wilczek może zadebiutować?
Rafał KĘDZIOR: – Kamil był na środowym spotkaniu Pucharu Turcji z Antalyasporem. Widział zatem ostatni mecz na starym stadionie w Izmirze. Oby pierwszy mecz na nowym stadionie obserwował z perspektywy boiska… Jeśli wszystko dobrze pójdzie i załatwione zostaną kwestie formalne, to jest na to szansa. Besiktas to wielka marka, ale też aktualny sąsiad w tabeli. Gdyby w takim meczu zdobył bramkę, byłby to wymarzony debiut. Goli od Kamila należy oczekiwać zawsze, ale spokojnie, dajmy mu czas, bo ostatnie dni były naprawdę szalone.

 

1,07 MILIONA EURO – według doniesień mediów tyle Goeztepe zapłaciło Broendby za transfer Kamila Wilczka
8. MIEJSCE w tabeli tureckiej SuperLigi zajmuje obecnie nowy zespół Kamila Wilczka

 

Na zdjęciu: Kamil Wilczek już jutro, w debiucie, może przejść do historii Goeztepe – jeśli strzeli gola w meczu otwarcia nowego stadionu…