Wilczek: Najpierw rekord, potem powrót!

85 goli w 156 oficjalnych meczach dla Broendby. 65 w duńskiej ekstraklasie i tylko pięć trafień mniej niż Ebbe Sand. Kamil Wilczek buduje swoją legendę w Danii niczym Robert Lewandowski w Bundeslidze?
Kamil WILCZEK:
– Zachowując wszelkie proporcje… coś w tym jest. Nie będę ukrywał, że pobicie rekordu Ebbe Sanda jest jednym z moich celów. Różnica bramkowa jest już niezbyt duża i robię wszystko, żeby ten rekord pobić.

Patrząc na pana skuteczność w tym sezonie, to rekord padnie jeszcze tej jesieni, albo najpóźniej w tym roku.
Kamil WILCZEK:
– Mamy jeszcze osiem ligowych spotkań i mogę powiedzieć tyle, że w każdym jest szansa na zdobycie co najmniej jednej bramki, więc… Tak jest to do zrealizowania. Jednak nie ma to dla mnie znaczenia czy stanie się to w listopadzie, czy w marcu. Nie dajmy się zwariować, skupiam się na każdym meczu i na dobru drużyny.

W Polsce takich liczb pan nie wykręcał, a one naprawdę robią wrażenie, bo pana gole w Danii stały się pewne niczym podatki…
Kamil WILCZEK:
– Aż tak to nie, ale w niecałe cztery lata odkąd gram dla Broendby miałem udział przy ponad setce bramek. I to pomimo tego, że miałem lepsze i gorsze momenty w drużynie, czasem nie strzelałem, albo nie grałem. Na koniec jednak mój bilans wyglądał dobrze i wychodziłem z małych dołków.

Gole, golami, ale w tym sezonie jest pan kapitanem Broendby. Widziałem też na filmikach klubowych i w komentarzach, że ma pan ogromny szacunek u kibiców tego klubu. Odczuwa pan to na co dzień?
Kamil WILCZEK:
– Tutaj kibice Broendby bardzo szanują ciężką pracę, a ja mam taki styl, że choćbym nie wiem, w jakie był formie, to zawsze daję z siebie sto procent zaangażowania. To był więc pierwszy krok w kierunku zdobycia szacunku u kibiców. Do tego liczby, o których mówiliśmy, też zrobiły swoje. Mogę powiedzieć, że moje kontakt z naszymi fanami układają się wzorowo.

Zniżki w restauracjach też pan dostaje?
Kamil WILCZEK
: – Nie, bo zawsze płacę za siebie. Nie chcę niczego mieć za darmo, bo niby dlaczego? Nie jestem przecież lepszy od innych ludzi i nie należy mi się żaden upust. Jeżeli chodzi o popularność, to zainteresowanie drużyną i graczami jest spore. Czuję to przed meczami i po meczach na ulicy zawsze ktoś podejdzie. Dla mnie nie jest to uciążliwe.

Pobicie rekordu w duńskiej lidze to jedno, ale pewnie korona króla strzelców też pana kusi i byłaby kolejnym elementem do portfolio?
Kamil WILCZEK:
– Coś w tym jest, bo zostanie najlepszym strzelcem innej ligi niż polska, smakuje wyjątkowo. To byłoby dla mnie dodatkowym wyróżnieniem. Na razie do tego droga daleka, bo jeszcze sporo grania przed nami. Pozycja wyjściowa jest jednak dobra, bo w 12 meczach ligowych strzeliłem 10 goli. W poprzednich sezonach mi się nie udawało sięgnąć po koronę, może teraz będzie lepiej.

Pana ambicje to jedno, a ambicje klubu to drugie. Na razie Broendby zajmuje szóste miejsce w tabeli i domyślam się, że kompletnie nie o to chodzi władzom klubu?
Kamil WILCZEK:
– Naszym celem jest oczywiście miejsce w TOP 3 i gra w europejskich pucharach. To się nie zmienia od lat. W tabeli jest spory ścisk, a dzięki ostatniej wygranej w FC Kopenhagą zbliżyliśmy się do nich i innych zespołów, poza tym było to bardzo prestiżowe zwycięstwo. Ta wygrana powinna nam dać kopa na kolejne mecze ligowe.

Zacząłem od pytania o legendę Broendby, ale o mały włos, a w ogóle byśmy w takim tonie nie rozmawiali, bo miał pan w ostatnich oknach transferowych naprawdę ciekawe oferty z innych ligi i nawet innych kontynentów. Co takie się stało, że jednak postanowił pan zostać w Danii?
Kamil WILCZEK:
– Przed przedłużeniem kontraktu z Broendby miałem ciekawe oferty z różnych kierunków, także z innych kontynentów. Broendby jednak mocno o mnie powalczyło. Było zdeterminowane, żeby mnie zatrzymać. Dlatego zdecydowałem się na przedłużenie kontraktu do lata 2021 roku. Mojej rodzinie żyje się tutaj komfortowo. Mimo tego i w ostatnim oknie transferowym jakieś zapytania były, ale właśnie pobicie rekordu, o którym mówiliśmy, jest dla mnie ogromną motywacją. Nie mogę powiedzieć, że nigdy nie skorzystam z innej oferty, bo takie jest życie piłkarza. Nie chce obiecywać czego, czego nie jestem pewny. W futbolu wszystko może się zmienić za pół roku czy za 12 miesięcy. Liczy się tu i teraz.

No dobra, ale załóżmy, że wygasa panu kontrakt z Broendby i otrzymuje pan dwie oferty – lukratywną z Chin i sentymentalną z Piasta Gliwic. Co pan wybiera?
Kamil WILCZEK: –
To jest bardzo trudne pytanie, ale już to kiedyś mówiłem i zdania nie zmieniam, że z reguły będę chciał wrócić do Polski i za 1,5 roku tak może się stać. Więcej niż jeszcze przez 3 lata mogę pograć za granicą, ale potem chcę grać bliżej domu. Nie będę ukrywał, że do Piasta jest mi najbliżej, bo tam przeżyłem fajne chwile, zostałem królem strzelców. Poza tym gliwicki klub się zmienia, jest stabilny, świetnie poukładany i jest mistrzem Polski. Jeśli i druga strona będzie chciała, to nie widzę przeszkód. Jednak jeszcze raz powtarzam, trudno przewidywać co się stanie za 2-3 lata. Fizycznie dobrze się czuję, nawet lepiej niż kilka lat temu. Czerpię radość z gry i jeśli zdrowie do piszę, to w ogóle nie myślę o schyłku mojej przygody z piłką.

Był pan w szoku, gdy Piast zdobył wspomniane mistrzostwo Polski?
Kamil WILCZEK:
– Nie, bo śledziłem ich mecze, widziałem, jak grają. To było w pełni zasłużone mistrzostwo Polski, grali dobry futbol, mieli najmniej wpadek i regularnie punktowali. A najlepsza forma przyszła w decydującym momencie. Wiem, że przygoda z europejskimi pucharami nie potoczyła się tak, jakby tego chcieli, ale znam to z autopsji. Widzę jednak, że Piast się rozwija i jeszcze wiele dobrego przed gliwiczanami. Gdy 10 lat temu wchodziłem do Piasta, to ten klub był zupełni inaczej postrzegany i był w kompletnie innym miejscu. Wtedy szczytem marzeń było zachowanie ligowego bytu.

Królem strzelców ekstraklasy pan był, ale mistrzem Polski się nie udało…
Kamil WILCZEK:
– Ale kto powiedział, że się nie uda? Może stanie się do po powrocie do ekstraklasy.

Rozmawialiśmy o ambicjach, celach, ale pewnie jedna rzecz pana może trochę uwierać. Kamil Wilczek w reprezentacji Polski. Tylko 3 mecze, 0 goli i brak powołań ostatnio mimo rewelacyjnej formy…
Kamil WILCZEK:
– Byli w tej kadrze piłkarze, którzy dostawali znacznie więcej szans ode mnie, mimo iż grali np. w polskich klubach lub… nie grali w klubach. No cóż, takie jest życie i nie ma co się obrażać na rzeczywistość. Ja robię, co do mnie należy, pracuję w klubie, a na koniec ktoś inny podejmuje decyzje. Nie miałem żadnego kontaktu z selekcjonerem Brzęczkiem i nie sądzę, żebym był w kręgach jego zainteresowań. Powtarzam, ja gram, strzelam i mam czyste sumienie. To już nie ode mnie zależy.

Na zdjęciu: Kamil Wilczek w duńskim Broendby odnalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.