Winowajca, pechowiec, bohater

Simon Kupec, grający i przy Al. Unii, i tydzień wcześniej przy Bukowej, w inaugurującej sezon ligowy potyczce z Podbeskidziem, konfrontację z GKS-em Tychy zaczął na ławce rezerwowych. W wyjściowym składzie zastąpił go Adrian Frańczak, którego wcześniej nie było nawet w osiemnastkach meczowych. Przyczyna była tyleż banalna, co… dość oczywista w przypadku tego zawodnika. Parę tygodni temu nazwaliśmy go nawet „specem od urazów nietypowych”. Takowy – przypomnijmy – przydarzył mu się i tego lata. W rozgrywanym 8 lipca sparingu z Sigmą Ołomuniec doznał wybicia najmniejszego palca dłoni. Niby nic wielkiego, ale… – Zwichnięcie było tak mocne, że… kość przebiła skórę – mówił nam wtedy obrońca GieKSy.

Wydawało się, że nieszczęście nie powinno w sposób znaczący wpłynąć na przygotowania gracza do sezonu. A jednak wpłynęła. – Nie wiem oczywiście, czy nawet będąc w pełni zdrowym, zagrałbym w pierwszych kolejkach. Ale owa kontuzja miała oczywiście wpływ na moją nieobecność – wyjaśniał Frańczak już po spotkaniu z tyszanami.

Trzy w jednym

Spotkaniu, w którym najpierw został „winowajcą”, potem – pechowcem, wreszcie – jednym z bohaterów. Po kolei zatem… – Piłka skozłowała przede mną niefortunnie. Źle obliczyłem jej odbicie, z pewnością mogłem zachować się lepiej – tak „Franiu” opisywał sytuację z 22 minuty. Dał się wtedy ubiec w walce o piłkę Edgarowi Bernhardtowi, który za moment rzucił podanie „na nosek” Daniela Tanżyny i – niespodziewanie – zrobiło się 0:1.

Ta sytuacja mocno podrażniła katowiczanina, który 180 sekund później znalazł się na linii „szesnastki” gości. Że uderzyć potrafi – wiemy; nieprzypadkowo w jego ręce parę lat wstecz trafił „Złoty Buk” w kategorii „bramka roku” (w spotkaniu z Olimpią Grudziądz). Wtedy była to potężna bomba z dystansu; teraz – bardziej subtelna próba wrzucenia piłki Konradowi Jałosze „za kołnierz”. – Szerze? Myślałem, że wpadnie. Widziałem już piłkę w bramce. Ale brakło szczęścia; odbiła się tylko od poprzeczki – wspomina swoje odczucia z tych kilku sekund Frańczak.

Ani nad swym błędem, ani nad niefartem nie miał wszakże zamiaru załamywać rąk. Kolejne włączenie się do akcji ofensywnej poskutkowało już asystą! – Najważniejsze, że „Rumi” nabiegł idealnie na piłkę – lewy obrońca GieKSy skromnie bagatelizował swoją rolę. Ale nie da się ukryć, że podanie było wypieszczone. I to w pełnym biegu – z lewej nogi. – A dominująca u mnie jest prawa – przypomina Frańczak. – Ale… jest poprawa dzięki uporczywym ćwiczeniom. Więcej spokoju mi tylko trzeba w takich momentach.

Zamknięte sektory

„Franiu” generalnie w pierwszej części gry dużo częściej niż wspomniany wcześniej Słowak włączał się do akcji katowiczan, a w defensywie – z pewnością nie prezentował się gorzej niż były gracz Rużomberoka. Po zmianie stron jego ofensywna aktywność nieco spadła. Przyczyny wyjaśniał jednak szkoleniowiec GieKSy. – Zmieniło się ustawienie naszego rywala, który „pozamykał” nam boczne sektory boiska. A to nimi głównie napędzaliśmy akcje przed przerwą – tłumaczył Jacek Paszulewicz. Katowiczanie – zdecydowanie dominujący w pierwszych 45 minutach – już nie mieli tak wyraźnej przewagi i ostatecznie zgarnęli tylko jeden punkt.

Dwa paradoksy

– Ot, taki paradoks piłki: po meczu z ŁKS-em, w którym to rywal miał więcej z gry, cieszyliśmy się z trzech punktów. Teraz, kiedy to my zdominowaliśmy boiskowe wydarzenia, mamy tylko jeden. Za piękno w piłce nie dostaje się bowiem punktów – wzdychał doświadczony GieKSiarz. – Jest więc niedosyt. Ale i nutka optymizmu. Rywal w zasadzie nie miał okazji bramkowych, my – i owszem. To przesłanka do pozytywnego patrzenia w przyszłość – uważa Adrian Frańczak.

Tym paradoksem jest i to, że po ub. sezonie bardzo długo nie miał pewności, czy pozostanie przy Bukowej. Zwlekano bowiem w klubie z finalizacją rozmów o nowym kontrakcie. Dopiero pewne ustępstwa ze strony piłkarza, który związał się mocno z regionem poprzez… rozkręcenie interesu (restauracja na Osiedlu Tysiąclecia) sprawiły, że strony doszły do porozumienia. W tym kontekście każdy dobry mecz „Frania” to szansa na dłuższe pozostanie w Katowicach – dla przypilnowania „biznesów”. A z dobrej jego postawy korzyść będzie mieć i drużyna…