Wisła Kraków. Bez paniki na pokładzie

Rundę jesienną „Biała gwiazda” ukończyła na 8. miejscu, z dwoma punktami przewagi nad grupą spadkową. Teraz są tylko o lokatę niżej, ale szanse na powrót do grupy mistrzowskiej są z meczu na mecz coraz mniejsze. Po porażce z Pogonią Wisła ma już 4 punkty straty do ostatniej drużyny w górnej ósemce tabeli Lotto Ekstraklasy. Nie można dziwić się takiemu stanowi rzeczy, skoro krakowianie zdobyli w tym roku tylko trzy punkty, gorszy dorobek ma tylko Arka Gdynia, która wciąż czeka na pierwszą zdobycz w 2019 roku.

Dyskretny postęp

Trzeba dobrze się przyjrzeć, ale w grze Wisły widać pewien postęp. Mecz w pierwszej wiosennej kolejce, przeciwko Górnikowi Zabrze (0:2) był zdecydowanie najgorszy. Wiślacy wyglądali źle nie tylko piłkarsko, ale też fizycznie. Z meczu na mecz te statystyki wyglądają coraz lepiej – piłkarze Macieja Stolarczyka biegają szybciej i więcej, to wciąż jednak nie jest jeszcze to. W niedzielę Pogoń Szczecin całkowicie zdominowała gospodarzy, a Wisła bramki zdobyła dopiero w samej końcówce.

– Taka gra jak w I połowie nie może mieć miejsca. Trzeba poprawić grę i organizację od pierwszej minuty – mówi Sławomir Peszko, który na razie tez nie jest w stanie dać Wiśle tyle, ile by chciał. W meczu z Pogonią Wisła atakowała głównie prawą stroną (tam, gdzie gra Jakub Błaszczykowski) lub środkiem boiska. – Rywale popełniali mnóstwo drobnych fauli, które rozbijały nasze akcje. Przerywali nasze ataki, a w tym czasie mogli się ustawić. Drzemie w nas duży potencjał, ale przed nami wciąż mnóstwo pracy – dodaje.

Maciej Sadlok zwraca uwagę na mało elegancki sposób w jak piłkarze Pogoni „kradli” czas. Kilkakrotnie kładli się na murawie uniemożliwiając wznowienie gry. – Zupełnie nie szanuję takich zachowań. Piłka nożna to twarda, męska gra, a nie jakiś balet. To w jaki sposób są odbierani to sprawa piłkarzy Pogoni, ale nas takich zachowań nie ma – ocenia piłkarz, który w Wiśle jest już szósty sezon.

Lis trzy razy

Na pewno chciałby w tym sezonie powalczyć z Wisłą o coś więcej niż tylko utrzymanie w ekstraklasie. – Przed nami jeszcze parę meczów i jeśli będziemy wygrywać to wszystko może się różnie potoczyć. Teraz najważniejszy jest dla nas mecz z Koroną w Kielcach – przekonuje.

Aż cztery bramki w meczu Wisły z Pogonią padły po strzałach z dystansu, dwa z nich wpadły do bramki Mateusza Lisa. – Obejrzałem te bramki zaraz po końcowym gwizdku sędziego. Pierwszy gol to świetny strzał Majewskiego, druga bramka padła po rzucie karnym. Przy trzecim uderzeniu Maciek Sadlok nieco przesłonił mi widok. Nie widziałem piłki, więc zareagowałem za późno i nie zdążyłem odbić piłki – opisuje.

Lis nie ma ostatnio dobrej passy. W meczu z Lechią mógł obronić w sytuacji, po której padł jedyny gol meczu, a w niedzielę musiał aż trzykrotnie wyciągać piłkę z siatki. Wiślacy muszą jak najszybciej to zmienić i zacząć punktować, jeśli chcą poprawić swoje notowania, bo w tym rejonie tabeli robi się coraz ciaśniej. Jeszcze jedna, dwie porażki i Wisła może na dobre zaplątać się w walce o utrzymanie.

 

Na zdjęciu: Nie na taki powrót do Wisły liczył Jakub Błaszczykowski. Górna ósemka ucieka „Białej gwieździe”.