Wisła Kraków. Czy to już game over?

W czwartek odbyła się kolejna rozmowa „ostatniej szansy”, ale i ona zakończyła się fiaskiem.

Jako ostatni do grona potencjalnych inwestorów (Wojciech Kwiecień, oraz firmy Antrans i Dasta Invest) dołączył Wiesław Włodarski. Po szybkim audycie, równie szybko, wraz z innymi, wstał od stołu.

– Nie wyobrażam sobie, że wchodzę do spółki i nie reguluję wszystkich zobowiązań. Gdybym wiedział o tym 6-8 miesięcy wcześniej, zdołałbym się lepiej przygotować, mógłbym wziąć pakiet większościowy. Mimo, że mam dużą firmę, to jednak mam pewne plany marketingowo-inwestycyjne. Nie mogę pozwolić sobie na to, by zakup udziałów w Wiśle może odbyć się kosztem organizacji, którą buduję 39 lat – mówi Sportowi Włodarski.

Pospieszny audyt wykazał skalę zadłużenia klubu, ale dokument został objęty klauzulą poufności.

Potencjalnych inwestorów odstraszył nie tyle globalny dług, co zobowiązania, które do są do spłaty w ciągu najbliższych miesięcy. Do 31. marca, gdy w ramach procesu licencyjnego klub musi udowodnić, że nie ma żadnych przeterminowanych zobowiązań wobec pracowników, innych klubów, ZUS-u, Urzędu Skarbowego, oraz należności z tytułu kar i wyroków piłkarskich instytucji.

Jeśli nie uda się tego wyczyścić, Wisłę czeka najprawdopodobniej kara ujemnych punktów w tym sezonie. Nie uda się także przejść procesu licencyjnego na nowy sezon.

W Wiśle zobowiązania, które należy spłacić do 31 marca to – wobec przeprowadzonego właśnie audytu – kilkanaście milionów złotych.

Część tego długu jest zabezpieczona prawami telewizyjnymi, choć i tutaj Wisła nie otrzymuje całości, bo większość trafia do wierzycieli na podstawie wcześniejszych porozumień. Spadek z ekstraklasy oznaczać będzie, że do kosza trafi umowa między Miastem a Ekstraklasą (w ten sposób spłacany jest dług Wisły wobec Magistratu), a klub zostanie z długami. I praktycznie bez żadnych wpływów, na które nie czekałaby już kolejka chętnych.

– To już czas na ogłoszenie upadłości. I powinien to zrobić nie tyle ktoś z wierzycieli, co zarząd klubu – usłyszeliśmy od osoby, która dokładnie przeanalizowała dokumenty.

Niektóre media szacują, że zadłużenie klubu wynosi dziś około 80 mln złotych, jednak połowa tych zobowiązań to dług Wisły SA wobec Wisły TS przekazany Towarzystwu Sportowemu przez poprzedniego właściciela spółki, Tele-Fonikę. Przed sprzedażą klubu ponad połowa (z blisko 100 milionów) długu Wisły wobec TF została umorzona, a to co pozostało (47 mln) zostało za 3 zł przekazane nowemu właścicielowi (TS). Teraz, przy kolejnej sprzedaży, o ile ta dojdzie do skutku, dług w podobny sposób zostanie przekazany nowemu właścicielowi.

Włodarski zostawia za sobą uchyloną furtkę. – Dla mnie temat nie jest zamknięty. Jeśli pojawi się ktoś, kto będzie chciał rozmawiać, to jestem otwarty. Wierzę, że w ciągu tych dwóch tygodni Wisła kogoś znajdzie. Może nasza decyzja kogoś oświeci, do kogoś dotrze, pobudzi wyobraźnię – mówi.

Z dobrych źródeł otrzymujemy informacje, że zobowiązania Wisły to nie wszystko. Potencjalni inwestorzy nigdy nie doszli między sobą do pełnego porozumienia. Pojawienie się Włodarskiego na ostatnim etapie negocjacji mocno zachwiało wcześniejszą, i tak kruchą, równowagą pomiędzy partnerami. Kwiecień już wcześniej dobrze znał stan finansów spółki (widział poprzedni audyt), a wyniki ostatniego badania potwierdziły wnioski wcześniejszej analizy.

Grzegorz Kita, specjalista ds marketingu sportowego, który w przeszłości uczestniczył w kilku zmian własnościowych polskich klubów (Górnik Zabrze, Legia Warszawa) powątpiewa, że tak pospiesznie przeprowadzony audyt może pokazać pełną skalę zadłużenia.

– Tak naprawdę to nie powinno się tego nazywać audytem a raczej ze względu na tempo i czas: „pośpiesznym przeglądem udostępnianych dokumentów”. Natomiast jeśli informacje płynące tylko z takiej porcji dokumentów są tak złe to prawdziwy audyt mógłby okazać się katastrofą – napisał na Twitterze.

Co dalej z Wisłą? W klubie zapewniają, że prowadzą rozmowy z jeszcze jednym podmiotem chętnym do przejęcia klubu i gorąco liczą na to, że sprawę tę pozytywnie zakończą jeszcze przed końcem roku.

A jeśli i te negocjacje zakończą się fiaskiem? Najbardziej dramatycznym scenariuszem jest wycofanie zespołu z rozgrywek. W takiej sytuacji Wisła zostanie przesunięta na ostatnie miejsce w tabeli, a kolejny sezon rozpocznie od IV ligi, już jako nowe ciało. W klubie ogłoszenie upadłości traktują jak ostateczność. Marzena Sarapata będzie chciała koniecznie uniknąć tego rozwiązania.

Po pierwsze – może to oznaczać, że na członków zarządu (obecnie to ona i wiceprezes Daniel Gołda, który chyba nie ma pełnej wiedzy na temat tego, co się dzieje w klubie) zostanie nałożona odpowiedzialność cywilnoprawna. W takim wypadku sąd może orzec grzywnę, karę ograniczenia wolności lub karę do 1 roku pozbawienia wolności. Wcześniej jednak należałoby udowodnić, że członkowie zarządu przegapili moment w którym należało ogłosić upadłość spółki.

Inna sprawa, że postawienie spółki w stan upadłości sprawi, że finanse przestaną być tajemnicą. Z wielu źródeł możemy usłyszeć, że w w Wiśle dochodziło do niegospodarności, a jeśli tak – jest to już sprawa dla prokuratury, która powinna zbadać, czy ktoś w klubie nie działał na szkodę spółki.

Bardziej prawdopodobne jest za wszelką cenę kontynuowanie działalności. Problemem jest tu obecnie wiarygodność prezes Sarapaty. Nawet Kwiecień i spółka nie chcieli z nią rozmawiać – pełnomocnictwo do prowadzenia rozmów w sprawie sprzedaży klubu otrzymał dyrektor sprzedaży w Wiśle, Tomasz Czwartkiewicz

Jeśli Wisła będzie trwać bez zmiany właścicielskiej, zimą klub opuści większość drużyny. Być może dwóch, trzech piłkarzy uda się sprzedać. W listopadzie wniosek o uregulowanie zaległości złożył Jesus Imaz, który był już dogadany z Lechem (18 tysięcy euro na rękę miesięcznie), ale ku jego zaskoczeniu kub go spłacił (dzięki pożyczkom) i na jakiś czas odebrał mu prawo rozpoczęcia procedury o rozwiązanie kontraktu. Teraz Wisła spróbuje go sprzedać do Kolejorza, ale fortuny za to nie będzie, bo w czerwcu kontakt Hiszpana i tak wygasa.

Wielu piłkarzy z pewnością odejdzie za darmo, a kadra Wisły będzie jeszcze węższa niż w trakcie rundy jesiennej. Trener (czy nadal będzie nim Maciej Stolarczyk?) będzie musiał uzupełniać skład juniorami. Na początku przyszłego tygodnia większość piłkarzy ma złożyć wniosek o wezwanie do zapłaty. Odejście trzonu kadry pozwoli znacznie obniżyć koszty utrzymania zespołu, ale co z tego, skoro drużyny praktycznie nie będzie?

Drużyna informację o fiasku negocjacji z Kwietniem i spółką otrzymała na zgrupowaniu przed piątkowym meczem z Wisła Płock. Wieści nie zostały dobrze przyjęte. W ciągu tygodnia piłkarze otrzymali zapewnienie, że w piątek zostanie uregulowana część zaległości wobec zespołu. Jest to kolejna w tym czasie niedotrzymana obietnica. Trudno oczekiwać, że dziś wieczorem wiślacy będą w stanie rozegrać dobre spotkanie.